REKLAMA

Wsio w pariadkie Władimir. Oligarcha zgasił linie lotnicze i uspokaja Putina

Przewoźnicy z Rosji twierdzą, że po wprowadzeniu sankcji nie da się serwisować silników do samolotów rosyjskiej produkcji. Ich producent szybko zbył te oskarżenia i twierdzi, że to stek bzdur. Tylko po co linie lotnicze miałyby kłamać? Możliwe, że to kolejne z serii kłamstw, które mają uspokoić nastroje na Kremlu.

taksonomia-UE-lobbing-Rosja
REKLAMA

Afera wybuchła, gdy syberyjska linia Iraero Airlines wystosowała list do gubernatora obwodu irkuckiego Igora Kobzewa. Szefowie przewoźnika napisali w nim, że w wyniku międzynarodowych sankcji nie mogą już serwisować silników SaM146.

REKLAMA

Owe jednostki napędzające pomagają wznosić się w powietrze Super Jet 100 - jedynemu rosyjskiemu samolotowi cywilnemu, który został wymyślony po 1989 r., działa i przez moment zdobył nawet jako taką zagraniczną popularność.

Sprawa mogłaby wydawać się błaha, gdyby nie to, że po nałożeniu na rosyjskie lotnictwo sankcji ze strony leasingodawców i producentów, SJ100 został nagle jednym z niewielu samolotów, które mogą legalnie przekraczać granice. Ba, biorąc pod uwagę, że to rosyjska myśl techniczna, mogłoby się wydawać, że Rosjanie nie będą mieli tego samego problemu, co z boeingami i airbusami, które z dnia na dzień zostały odcięte od serwisu.

Nic bardziej mylnego. Super Jet 100 nie powstałby bez pomocy zachodnich koncernów i do tej pory jest od nich uzależniony. Producent maszyny wszedł w partnerstwo z Boeingiem, a silniki dostarcza mu joint venture Power Jet, który składa się z francuskiej firmy Safran i rosyjskiego NPO Saturn – spółki zależnej należącej do państwowego konglomeratu zbrojeniowego Rostec.

Po wybuchu wojny Francuzi powiedzieli, że wycofują się z pomocy przy naprawie komponentów do JJ 100. Nie jest to zresztą ich jedyny problem. Gdy w 2020 r. serwis Rusaviainsider donosił i pracach zmierzających do uniezależnienia się od Zachodu, udział zachodnich części w superjetach był szacowany na 70 proc.

Swoją drogą, nawet dzisiaj, po 2 latach wysiłków, Rostec przyznał, że do wypuszczenia nowych silników na rynek potrzebuje kolejnych dwóch lat. Rosyjskie linie będą mogły z nich korzystać dopiero w 2024 r.

To szmat czasu, a samoloty potrzebne są tu i teraz. Właśnie dlatego list Iraero Airlines wywołał spory popłoch. Tym bardziej że z jego tezą zgodziło się też szefostwo kilku innych rosyjskich przewoźników.

Czyżby król był nagi? Jeżeli linie nie kłamią, to całe rosyjskie lotnictwo może zaraz zderzyć się ze ścianą. W ubiegłe lato przewoźnicy przewieźli superjetami 3,5 mln Rosjan. We flotach rosyjskich linii jest ponad 130 takich maszyn.

Rostec wszystkiemu zaprzecza i bez ogródek pisze, że „informacje o możliwym zawieszeniu działania superjeta nie są prawdziwe”

Kto ma w tym sporze rację? Trudno rozsądzać nie mają wglądu do danych, ale zwróćmy uwagę na jeden szczegół. Rostec jest państwowym gigantem zarządzanym przez kolegę Władimira Putina z czasów KGB - Siergieja Czemiezowa.

REKLAMA

Prezydent Rosji mówił już w orędziu, co sądzi o nielojalnych oligarchach i jakie ma wobec nich plany. W warunkach, gdy na Kremlu panuje coraz większa nerwówka, przynoszenie takich hiobowych newsów nie jest pewnie wymarzoną rolą. Minister obrony Rosji Siergiej Szojgu tak się przecież denerwował sytuacją na froncie, że męczą go teraz poważne problemy zdrowotne.

Czemiezow z pewnością nie chciałby dołączyć do grona posłańców złych wieści. I choćby dlatego, w jego interesie jest dzisiaj przekonywanie, że z rosyjskimi samolotami wszystko jest w porządku.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA