Drożyzna, kryzys i paliwo na kartki. Razem z całą Europą szykujemy się na to, co nastąpi 21 lipca
Ten tydzień może zdecydować nie tylko o dalszej kondycji gospodarczej całej UE. Rykoszetem oberwie też Polska. Wszystko zależy od tego, czy Gazprom zakończy zgodnie z planem konserwację Nord Stream 1. Na razie zachowanie Rosjan wskazuje, że wszystkie możliwe opcje są na stole. Trzeba więc brać pod uwagę drastyczne podwyżki cen i racjonowanie energii.
Nord Stream AG wstrzymała dostawy gazu przez gazociąg Nord Stream 1 w ubiegły poniedziałek. Jako powód podano prace konserwacyjne, które mają zakończyć się 21 lipca. Wcześniej Rosjanie sugerowali, że muszą zmniejszyć dostawy, bo nie doszło do zwrócenia na czas (stało się tak ze względu na wprowadzone wobec Moskwy sankcje) turbiny Siemens Energy, którą wysłano na przegląd do stacji naprawczej w Montrealu.
Bardzo nerwowo zareagowali wtedy Niemcy, którzy zaczęli naciskać na chwilowe poluzowanie restrykcji wymierzonych w Rosję, co władze w Ukrainie skomentowały dostosowaniem reżimu sankcji do kaprysów Rosji. Ale koniec końców Stany Zjednoczone dały zielone światło i było po sprawie. Teraz wszyscy obawiają się , że to sprzętowe zamieszanie wykorzysta Gazprom i pod takim właśnie pretekstem nie uruchomi dostaw w najbliższy czwartek.
Zatrzymanie Nord Stream 1 wywoła niepokoje
Obecnie mamy sytuację porównywalną do ciszy przed burzą. Cena gazu, która po ostatnich harcach znowu podskoczyła do poziomu ponad 180 euro za 1 MWh, spadła poniżej 160 euro. Kontrakty na zimę 2022 r. wyceniane obecnie są na 163 euro. Ale to może jeszcze w tym tygodniu drastycznie się zmienić. Wystarczy, że 21 lipca Gazprom nie odkręci kurka Nord Stream 1 w stronę Niemiec, czego w Berlinie ale i w całej Europie boją się coraz bardziej. Nawet na tyle, że jak najpoważniej brane pod uwagę jest racjonowanie energii.
Berlin ostrzega też, że całe sektory przemysłowe mogą stanąć w obliczu operacji awaryjnych. Nawet Bundestag, który rozpoczął już letnią przerwę wakacyjną, bierze pod uwagę zwołanie specjalnej sesji gazowej. Bardzo poważnie rozważany jest także scenariusz, w którym przez brak dostaw gazu z Rosji drastycznie rośnie cena energii, co z kolei może wywołać radykalne protesty społeczne.
Europejskie magazyny bez gazu z Rosji?
Coraz wyższe ceny energii i rosnące jednocześnie bezrobocie może dotyczyć nie tylko Niemiec, ale całej UE, jak i reszty świata. Bo to też nie jest tylko i wyłącznie kłopot Berlina, który jeszcze w 2020 r. importował z Rosji 66 proc. swojego całego wolumenu gazu.
Są jeszcze m.in. Włosi (43 proc.), Grecy (ponad 38 proc.), Bułgarzy (przeszło 75 proc.), Finowie (67 proc.), czy Holendrzy (26 proc.) albo Francuzi (16 proc.). W sytuacji, kiedy przez Nord Stream 1 nie płynie żaden gaz, krajom UE będzie też bardzo trudno spełnić wymogi dotyczące wypełnienia w 80 proc. magazynów gazu przed tegoroczną zimą. Na razie średnia UE wynosi (stan na 16 lipca) niecałe 63 proc.
Najlepiej (procentowo) wypada pod tym względem Portugalia (100 proc. wypełnienia swoich magazynów gazu), Polska (prawie 98 proc.) i Szwecja (przeszło 84 proc.). Najgorzej za to jest w Bułgarii (ponad 40 proc.), w Chorwacji (ok. 42 proc.) i na Węgrzech (ok. 46 proc.). Pod względem pojemnościowym największe zapasy gazu (ok. 14 mld m sześc.) zebrali Niemcy, którzy dysponują tez największą w Europie powierzchnią magazynową (ok. 22 mld m sześc.).
Taylor Nugent, ekonomista NAB, przekonuje że gwałtowne wzrosty cen i konieczne racjonowanie energii, to wcale nie jedyne konsekwencje, jakie mogą spotkać Niemcy i inne kraje, o ile nie dojdzie do wznowienia w tym tygodniu dostaw gazu przez Nord Stream 1.
Taka sytuacja może dodatkowo wpłynąć na osłabienie europejskiej waluty. Euro względem amerykańskiego dolara traci od dawna. Rok temu, 19 lipca za jedno euro można było kupić 1,797 dol. Dzisiaj raptem 1,0140. I brak gazu z Rosji może tę tendencję dodatkowo pogłębić.