Zwariowany plan naukowców. Chcą wykorzystać Księżyc do schłodzenia klimatu na Ziemi
Amerykańscy badacze zaproponowali mocno niekonwencjonalny plan walki ze zmianami klimatu. Do jego realizacji potrzebny będzie pył księżycowy i potężna armata, która wystrzeli go w kierunku Słońca, zmniejszając ilość światła, która dociera na naszą planetę. Brzmi zbyt prosto, by zadziałało? Coś w tym jest, bo naukowcy mają wątpliwości.
Skoro globalne ocieplenie jest efektem tego, że zbyt dużo promieniowania słonecznego dociera na Ziemię i jest na niej zatrzymywane, to dlaczego nie moglibyśmy sprawić, by docierało go trochę mniej? Z takiego założenia wyszli Benjamin Bromley, astrofizyk teoretyczny z University of Utah, Sameer Khan, student informatyki oraz Scott Kenyon, pracownik obserwatorium Smithsonian. Swoją przemyślenia na ten temat opublikowali w czasopiśmie „PLOS Climate”.
Na czym polega ich pomysł? Naukowcy chcieliby wywołać na Ziemi stan małej epoki lodowcowej, znanej z czasów Ludwika XIV, czyli połowy XVII w. W tym celu trzeba by wyrzucić 10 mln ton pyłu księżycowego za pomocą specjalnej platformy w stronę Słońca. Pył utrzymywałby się między Słońcem a Ziemią przez tydzień zmniejszając w tym czasie dopływ światła na naszą planetę o ok. 2 proc. Co dalej? Ano trzeba byłoby wystrzelić pył znowu.
Klimatolodzy są sceptycznie nastawieni do geoinżynierii
Klimat to kapryśna bestia, trudno ją okiełznać. Ba, mimo całych dekad badań naukowcy wciąż nie potrafią przewidzieć konsekwencji zmian średniej globalnej temperatury na naszej planecie. Jeszcze kilka lat temu IPCC twierdziło, że jej wzrost o 2 stopnie Celsjusza w porównaniu z czasami sprzed ery przemysłowej pociągnie za sobą zdarzenia, które sprawią, że ludzkość straci kontrolę nad przebiegiem zmian klimatu.
Dzisiaj za punkt graniczny uznaje się 1,5 stopnia, a i tak coraz częściej pojawiają się głosy krytykujące badaczy za zbyt zachowawcze podejście.
Trudno się dziwić, że kwestia sztucznego oddziaływania na klimat budzi duży niepokój. Z drugiej strony wizja, w której ludzkość będzie mogła bezkarnie emitować gazy cieplarniane wydaje się kusząca. Pewnie dlatego co chwila słyszymy o pomysłach w rodzaju rozpylenia w atmosferze sztucznych chmur, które będą odbijały promienie słoneczne.
Klimatolodzy mają jednak wiele obiekcji. Po pierwsze istnieje ryzyko, że mogłoby przy okazji dość do uszkodzenia warstwy ozonowej. Po drugie tak duża ingerencja w atmosferę może doprowadzić do zmian wzorców opadów.
Zmiany klimatu pędzą, czasu jest coraz mniej
Pomysł zassania księżycowego pyłu i wysłania go w kierunku Słońca jest pozbawiony powyższych wad. Generuje za to inne komplikacje, przede wszystkim natury logistycznej.
W jaki sposób badacze chcieliby pobrać z Księżyca tony materiału, a następnie wystrzelić go dalej? Jak przetransportować takie urządzenia prawie 400 tys. km od powierzchni Ziemi? I kto właściwie miałby się tym zająć? Pytań jest więc bardzo wiele, w przeciwieństwie do czasu, jaki nam pozostał.