Nawet 50 proc. sprzedawanych dziś kredytów hipotecznych zaciąganych jest po to, żeby zamienić kredyt z drogim stałym oprocentowaniem na kredyt z tańszym stałym oprocentowaniem. A skoro tak, ten niby wielki popyt na kredyty wcale nie wpływa na ceny mieszkań.

Kredytu hipotecznego ze stałą stopą nie można zamienić na kredyt ze stopą zmienną opartą o WIBOR, choć wielu teraz by chciało. Nie można, dopóki nie minie te 5 czy 7 lat, na które się umówiliście z bankiem na oprocentowanie na stałym poziomie.
Ale można zrobić coś innego - zamienić jeden kredyt ze stałą stopą na inny kredyt ze stałą stopą.
6 proc. zamiast 9 proc. to dobry deal
Jak ktoś się skusił na stałe oprocentowanie pod koniec 2022 r., gdy stopy procentowe były na poziomie 6,75 proc., dostał od banku ofertę bliską 9 proc., jeśli chodzi o stałą stopę.
Dziś jesteśmy już po szeregu obniżek, tylko w 2025 r. RPP obniżyła stopy procentowe pięć razy do poziomu 4,25 proc. i dziś oferty banków na kredyt ze stałą stopą są w okolicach 6 proc., a i widać już pierwsze oferty z piątką z przodu.
9 proc. vs 6 proc. to już duża różnica. I wielu Polaków doskonale wie, że nie tylko można, ale i warto się pofatygować i refinansować kredyt.
Więcej o kredytach przeczytasz na Bizblog.pl:
Sprytni Polacy już uciekają od drogiej stałej stopy
Polacy już skumali, że te kredyty ze stałą stopą, jakie zaciągnęli bardzo niedawno, już teraz są dla nich nieopłacalne. Żeby sprawdzić, jaka jest skala zjawiska ucieczki od tych kredytów, należałoby mieć dane o tym, jaka część obecnie zaciąganych kredytów hipotecznych przeznaczana jest na zakup nieruchomości, a jaka na refinansowanie kredytu.
Niestety Biuro Informacji Kredytowej takich danych nie podaje publicznie. Ale…
Kiedyś, przy jakiejś okazji w raporcie półrocznym BIK jednak pokazał, że w 2023 r. udział refinansowania w całkowitej sprzedaży hipotek to ok. 12 proc.
Okazuje się, że teraz ten poziom to raczej 30 proc., a w niektórych bankach sięga nawet 50 proc.! To by oznaczało, że czasem co trzeci, czasem nawet co drugi sprzedawany kredyt hipoteczny to nie sprzedaż zupełnie nowej hipoteki, która generuje popyt na zakup nieruchomości.
To oznacza, że sprzedaż takiego kredytu w ogóle nie wpływa na rynek nieruchomości, bo jest jedynie przepychanką między bankami o klientów, którzy już są w tej puli hipotecznej, a nie łowieniem nowych.
Skąd to wiadomo, że aż 30-50 proc. sprzedaży hipotek to nie nowa sprzedaż, a refinansowanie kredytów? To szacunki Jana Dziekońskiego, szefa działu badań portalu RynekPierwotny.pl, który mówił o tym niedawno w programie „Prosto z Parkietu”.
A skąd on to wie? Z bezpośrednich rozmów z bankami czy pośrednikami kredytowymi.
Zagadka wyjaśniona - ceny nie mają powodu rosnąć
Przyznam, że te liczby są dla mnie szokujące. Ale też bardzo wiele wyjaśniają. Bo z jednej strony na rynku mieszkaniowym nie widać wcale jakiegoś wielkiego ożywienia, a z drugiej strony ewidentnie popyt na kredyty mocno ruszył.
BIK niedawno raportował, że w październiku wniosek o kredyt mieszkaniowy złożyło niemal o jedną czwartą więcej osób niż rok wcześniej, popyt wzrósł dokładnie o 24,5 proc.
Również w całym III kwartale mamy bardzo duże wzrosty - sprzedaż nowych kredytów mieszkaniowych była aż o 45 proc. większa niż rok wcześniej, biorąc pod uwagę wartość udzielonych kredytów.
Zaczynamy mówić o rekordach na tym rynku, BIK prognozuje, że jeśli obecne tempo sprzedaży kredytów zostanie utrzymane i nadal będzie rosła średnia kwota kredytu, to możemy spodziewać się rekordowej wartości kredytów hipotecznych udzielonych w 2025 r.
Gdyby nie to wyjaśnienie, że co drugi, co trzeci taki kredyt idzie na spłatę już zaciągniętego, tylko droższego kredytu, a nie na zakup mieszkania, na tej podstawie można by wysnuć wniosek, że mamy boom mieszkaniowy. Ale nie mamy. Nie dajcie się nabrać tym, którzy już próbują takie wnioski wam podsuwać.







































