REKLAMA
  1. bizblog
  2. Energetyka

Program „Mój Prąd” może i pomaga, ale też mnoży wadliwe instalacje fotowoltaiczne

Chociaż rządowa inicjatywa „Mój Prąd” - w odróżnieniu np. od „Czystego Powierza” - zbiera pochwały, to wcale nie znaczy, że jest bez wad. Zdaniem dra inż. Michała Modzelewskiego, dyrektora technicznego w spółce N Energia, największą jest ta powielająca złe podłączenie. Przez to rośnie niebezpiecznie odsetek błędnie zmontowanych instalacji.

26.03.2021
10:17
Moj-Prad-autokonumpcja
REKLAMA

Ostatni raport Urzędu Regulacji Energetyki nie pozostawia złudzeń. W stosunku do 2019 r. mamy w Polsce do czynienia już z trzykrotnym wzrostem energii elektrycznej wprowadzonej do sieci z mikroinstalacji. Blisko 98,5 proc. tej energii wyprodukowali prosumenci w instalacjach fotowoltaicznych.

REKLAMA

Bezsprzecznie pomógł w tym rządowy program „Mój Prąd”, którego z powodzeniem przeprowadzone dwie edycje nakłoniły do zorganizowania trzeciej - nabór wniosków ruszy najprawdopodobniej w lipcu 2021 r. W ramach dwóch poprzednich odsłon programu wypłacono przeszło 127 tys. dotacji na łączną kwotę ponad 637,5 mln zł. Przełożyło się to na 728 576,17 kW mocy instalacji PV oraz redukcję emisji CO2 na poziomie 582 860 932 kg w ciągu roku.

I chociaż trudno te dane bagatelizować, to jak zważają eksperci, wcale nie jest tak, że program „Mój Prąd” to tylko samo dobro. Na to, że jest jednak inaczej, zwraca uwagę m.in. dr inż. Michał Modzelewski, dyrektor techniczny spółki N Energia.

Zgłaszają się do nas prosumenci, którzy zawarli umowy z niedoświadczonymi firmami z prośbą o zweryfikowanie poprawności projektu, montażu i wydajności ich instalacji fotowoltaicznej

– twierdzi.

Mój Prąd, czyli wady przy instalacji

„Mój Prąd” kusi przede wszystkim swoją prostotą. Żeby dostać dotację, prosument nie musi spełniać żadnych innych wymogów oprócz posiadania instalacji podłączonej do sieci. Wychodzi jednak na to, że niekiedy jest zbyt łatwo. Jak twierdzą eksperci wobec lawinowo wzrastającej liczby nowo instalowanych domowych elektrowni słonecznych, wzrasta także odsetek tych z poważnymi wadami wynikającymi z błędów popełnionych przez niewykwalifikowane ekipy montażowe. Status branżowej anegdoty ma już przypadek niejakiego pana Bogdana, któremu wykonano naziemną instalację utrzymywaną przez konstrukcje z... korytek kablowych.

„W ramach działań projakościowych, na życzenie i po akceptacji przez inwestora kosztów, przeprowadzamy wówczas audyt. W większości przypadków stwierdzamy rażącą niezgodność projektu i montażu instalacji ze sztuką budowlaną” – uważa Michał Modzelewski.

Za mało świadomych konsumentów

Dzieje się tak głównie dlatego, że rynek fotowoltaiki w Polsce jest nadal nieukształtowany, a świadomość społeczna tego tematu jest bardzo niska. Tak zwany świadomy konsument ciągle pozostaje w mniejszości. Bo dla większości liczy się tylko jedno: po inwestycji w fotowoltaikę zmniejszą się rachunki za prąd. Może nie zaraz, trzeba będzie wykazać się trochę cierpliwością - ale jednak. 

Sam dobór komponentów instalacji i ich pochodzenie spychane są na margines

- twierdzi Maciej Juźwik, ekspert ds. fotowoltaiki centrum naukowo-badawczego KEZO Polskiej Akademii Nauk.
REKLAMA

Dodatkowo zwraca uwagę, że pojęcie „dobra i tania” instalacja nie istnieje, a jest tylko hasłem handlowców oferujących niskiej jakości produkty i usługi. Niska cena, a co za tym idzie niska jakość, jest przyczyną błędów montażowych, a ich skutkami mogą być zarówno niska produkcja, nieszczelności dachu, jak i pożar lub zerwanie instalacji przez wiatr. Do tego wszystkiego instalacje PV powinny być projektowane przez osoby do tego uprawnione, a instalatorzy szkoleni i posiadający wiedzę w dziedzinie fotowoltaiki.

Śmiem twierdzić, że na tę chwilę zdecydowana większość mikroinstalacji w Polsce jest wykonana nie zgodnie z instrukcjami montażu i podstawowymi normami

– przekonuje Maciej Juźwik.
REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA