Program Mój Prąd pomoże tylko 200 tysiącom Polaków. Brakuje pieniędzy na więcej
Rządowy program "Mój Prąd" pomoże w dofinansowaniu ogniw fotowoltaicznych nie więcej niż 200 tysiącom ludzi. Na więcej ma nie pozwolić budżet, skrojony na okrągły miliard złotych. Takie wyliczenie przedstawili eksperci serwisu Wysokienapiecie.pl.
Ruszył nabór wniosków do rządowego programu "Mój Prąd". Przypomnijmy, że pierwsze wzory wniosków pojawiły się w sieci już w sierpniu. To jednak nie był oficjalny start programu, tylko próby wyłudzenia danych osobowych przez oszustów.
Teraz można już starać się o dofinansowanie w placówkach Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Szczegółowych informacji na ten temat, w zależności od regionu kraju, udzielają Doradcy Energetyczni Projektu „Ogólnopolski system wsparcia doradczego dla sektora publicznego, mieszkaniowego oraz przedsiębiorstw w zakresie efektywności energetycznej, oraz OZE”.
Mój Prąd, czyli miliard na domową fotowoltaikę
“Mój Prąd”, którego budżet wynosi 1 mld zł, ma być uzupełnieniem innego rządowego programu – “Czyste Powietrze”. Jego podstawowym celem jest zwiększenie produkcji energii elektrycznej z mikroinstalacji fotowoltaicznych na terenie Polski.
Dzięki niemu ma powstać ok. 200 tys. nowych takich instalacji, co powinno przełożyć się, wedle rządowych obliczeń, na redukcję dwutlenku węgla w granicach 600–800 tys. ton. Ilość energii zaś wyprodukowanej ze wszystkich instalacji ma wynieść ok. 1 TwH.
Program “Mój Prąd” to bardzo istotne wsparcie dla rozwoju produkcji energii elektrycznej z odnawialnych źródeł
- przekonuje Krzysztof Tchórzewski, minister energii.
Minister uważa, że dzięki promowaniu prosumenckiego wytwarzania energii nie tylko wzmacniamy lokalne bezpieczeństwo energetyczne Polaków i poprawiamy czystość powietrza, którym oddychają, lecz także wzmacniamy polską gospodarkę.
Zielona propaganda z potknięciami
"Czyste Powietrze" i "Mój Prąd" to jednak bardziej polityka niż chociażby zapowiedź zmian strukturalnych. Przecież Ministerstwo Energii ustami swoich reprezentantów od miesięcy powtarza na spotkaniach z górnikami, że węgiel w Polsce był, jest i jeszcze długo będzie bardzo ważny. Na tyle, że nad Wisłą będą powstawać nowe kopalnie.
Wymiana pieców ("Czyste Powietrze") i dopłata do ogniw fotowoltaicznych ("Mój Prąd") nie daje szansy na głębsze modyfikacje, które realnie mogłyby wpłynąć na polski miks energetycznym, gdzie ciągle króluje i rządzi węgiel z udziałem na poziomie 77 proc.
Tymczasem zielona propaganda rządu napotyka co chwilę na przeszkody. Najpierw humory członkom gabinetu Mateusza Morawieckiego popsuła Komisja Europejska, która wskazała, że środki w ramach programu "Czyste Powietrze" powinny być dystrybuowane także przez samorządy i banki komercyjne. Inaczej nie ma żadnych szans na podpisywanie nawet 400 tys. umów rocznie, co zakładał sam rząd.
Z kolei w przypadku programu "Mój Prąd" można dodatkowo korzystać z ulgi termomodernizacyjnej. Za to nie można być beneficjentem innego programu dopłat, co może wielu związać ręce.
Mój Prąd to bardziej sprint niż maraton
Budżet programu to 1 mld zł. W jego ramach dofinansowane będą instalacje od 2 do 10 kW. O ile koszt jednej instalacji nie pochłonie więcej niż 5 tys. zł – można liczyć na pokrycie do połowy kosztów kwalifikowanych.
Dofinansowanie jest w formie dotacji, z zastrzeżeniem, że inwestycja nie może być zakończona przed ogłoszeniem konkursu. Nabór wniosków ma trwać do wyczerpania środków programu. Obecny ma potrwać do 20 grudnia, a następny ma być ogłoszony zaraz na początku 2020 r.
Tyle, że w tak zwanym międzyczasie może zabraknąć kasy. Patrząc na budżet programu "Mój Prąd" maksymalna liczba beneficjentów może zamknąć się liczbą 200 tys. osób. Chyba że rząd o odnawialne źródła energii dba na serio, a nie na pokaz i co roku będzie budżet programu uzupełniać.