REKLAMA

Łukasz Kohut: Ślązacy wcale nie boją się odejścia od węgla, tylko że zostaną z tym sami

Gdy Parlament Europejski głosował nad rezolucją klimatyczną, nad Wisłą większość z nas przecierała oczy ze zdumienia - tylko ośmioro eurodeputowanych z Polski zagłosowało za przyjęciem tego dokumentu. Jednym z nich był Łukasz Kohut, którego pytamy, czy staje się w Brukseli coraz bardziej osamotniony.

Łukasz Kohut klimat rezolucja PE
REKLAMA

Przypomnijmy: rezolucja klimatyczna Parlamentu Europejskiego wzywa Komisję Europejską do zintensyfikowania działań, dzięki którym globalne ocieplenie nie będzie większe od 1,5 st. Celsjusza. W tym celu emisja dwutlenku węgla ma zmaleć do 2030 r. o 55 proc. I jednocześnie tym samym podtrzymano wcześniejszą deklarację o osiągnięciu w 2050 r. neutralności klimatycznej.

REKLAMA

Za przyjęciem tego dokumentu nie zagłosowali m.in. politycy znani z wcześniejszych nawoływań w kraju do wzmożonych działań na rzecz ochrony klimatu, jak chociażby były premier Jerzy Buzek, czy Jan Olbrycht. Klimatyczna rezolucja PE spotkała się z aprobatą jedynie 8 europosłów z Polski: Magdaleny Adamowicz, Bartosza Arłukowicza, Ewy Kopacz, Włodzimierza Cimoszewicza, Roberta Biedronia i Sylwii Spurek, Róży Thun i Łukasza Kohuta.

Tego ostatniego pytamy, dlaczego znalazł się w tej mniejszości i czy aby - w dobie ostatnich decyzji politycznych - nie ma niebezpieczeństwa, że to Polska stanie się klimatycznym outsiderem w Europie. 

Trudno wytłumaczyć kalkulacje polityczną

Michał Tabaka, Bizblog.pl: Dlaczego zagłosował pan za rezolucją klimatyczną PE? I dlaczego, pana zdaniem, większość europosłów z Polski zagłosowała jednak inaczej?

Łukasz Kohut, eurodeputowany: Zagłosowałem za rezolucją klimatyczną w Parlamencie Europejskim, bo widzę co dzieje się z klimatem. Widzę i czuję jakim powietrzem oddychamy na Śląsku i w całej Polsce. W moim rodzinnym Rybniku przez kilka miesięcy w roku pyły zawieszone PM10 i PM2,5 przekraczają normy o ponad 1000 proc. Ludzie umierają na raka, dzieci umierają na raka -  coś musimy z tym zrobić i cieszę się, że mogłem zagłosować za zmianą w polityce europejskiej – jako jedyny z województwa śląskiego.

Oczywiście zdaję sobie sprawę, przed jak wielkimi wyzwaniami stoimy, jeśli chodzi o transformację energetyczną, ale mamy przecież 30 lat. Przypomnijmy sobie, jak wyglądała gospodarka te trzy dekady temu, a jak wygląda teraz, tyle lat to naprawdę wystarczający okres. Rzeczywiście większość europosłów z Polski zagłosowała inaczej niż ja i ośmioro innych polskich europosłów. Były glosy przeciw, były wstrzymujące się.

Można próbować je wytłumaczyć kalkulacją polityczną, ale też nie do końca. Bo przecież ludzie rozumieją potrzebę zmian i sami ich chcą. Wbrew powszechnym opiniom, Ślązacy nie boją się odejścia od węgla, boja się, że będą z tym ciężarem sami. Obowiązkiem odpowiedzialnych polityków jest myśleć długofalowo i dać ludziom wsparcie i możliwość bycia współautorem koniecznych zmian.

Szefowa Komisji Europejskiej właśnie przedstawiła ogólne założenia dotyczące Nowego Zielonego Ładu dla Europy. Szczegóły mamy poznać w przyszłym roku. Ale już teraz akcentowano mocno rolę funduszu sprawiedliwej transformacji. Ile, pana zdaniem, będziemy na nią potrzebowali pieniędzy?

Na razie mówi się o 100 miliardach euro na Mechanizm Sprawiedliwej Transformacji i 5 miliardach na Fundusz Sprawiedliwej Transformacji, który będzie częścią Mechanizmu. To dużo, ale wciąż za mało. Pamiętajmy również, że i Fundusz i Mechanizm mają objąć aż 50 regionów w 18 państwach członkowskich UE. Dlatego kluczowe jest, by Polska mocno lobbowała za odpowiednim udziałem naszych regionów w okresie transformacji w tym torcie.

Ja sam już w listopadzie, a jeszcze przed ogłoszeniem komunikatu o Nowym Zielonym Ładzie, spotkałem się z Fransem Timmermansem, który w Komisji będzie odpowiadał za to dossier. Rozmawialiśmy głównie o Śląsku i jego potrzebach, bo to sprawa najpilniejsza. Zaprosiłem Wiceprzewodniczącego Komisji Europejskiej na Śląsk, tak, żeby przekonywały nie tylko słowa, ale fakty. Zresztą, w Timmermansie mamy sojusznika - on sam pochodzi z Limburgii, holenderskiego regionu pogórniczego.  

Coraz głośniej mówi się w Europie o podatku węglowym, który miałby zmuszać do jeszcze szybszej dekarbonizacji. Byłby pan za wprowadzeniem takiej daniny? 

Podatek węglowy nie jest pomysłem nowym. Obowiązuje w wielu krajach na świecie, m.in. w Szwecji, Szwajcarii, Holandii, Norwegii. Również na Islandii, oraz na innych kontynentach - w Chile czy RPA. Warto zwrócić uwagę, że wymienione przeze mnie kraje europejskie stosują podatek węglowy, należąc jednocześnie do Europejskiego Systemu Handlu Emisjami. Mówiąc o podatku węglowym, musimy spojrzeć na kwestię konkurencyjności przemysłu UE. Nasze firmy za emisję dwutlenku węgla do atmosfery płacą określoną stawkę. Tymczasem przemysł spoza Unii takich wydatków nie musi ponosić.

Podatek węglowy, płacony przez importerów węgla do UE, podnosiłby konkurencyjność naszego wydobycia, tego, które jeszcze mamy. Poza tym musimy zdać sobie sprawę, że prawie 70 proc. spalanego w Polsce węgla to węgiel ze Wschodu, z Rosji. Czy miałbym problem z tym, żeby opodatkować rosyjski węgiel? Nie. Jednak wprowadzenie podatku węglowego w całej UE może potrwać. Tego typu środki trzeba podejmować w ramach Światowej Organizacji Handlu.

Nie jestem zwolennikiem pseudorozwiązań, takich jak zamrożenie cen prądu

A co z systemem uprawnień emisji ETS? Padają sugestie o włączenie do niego groźniejszego od CO2 metanu. Tylko wtedy produkcja węgla w Polsce zdrożałaby nawet o 1 mld zł. Jaki jest złoty środek?

Słusznie pan zauważył, że potrzebny jest zloty środek. Z jeden strony musimy sobie zdawać sprawę, że metan pochodzący z produkcji węgla z kopalń metanowych jest ogromnym zagrożeniem dla klimatu i zdrowia ludzi - jest aż 30 razy bardziej szkodliwy niż dwutlenek węgla. Z drugiej strony wiemy, że tak nagły i skokowy wzrost kosztów produkcji węgla byłby dla polskich kopalń trudny do udźwignięcia, a aż 80 proc. naszych kopalń jest metanowych.

Chcemy w energetyce transformacji, szybkiej i zdecydowanej, ale jednak transformacji, a nie niekontrolowanego upadku branży górniczej. Trzeba wiec rozmawiać o środkach osłonowych, być może pomocy publicznej. Pan Premier Morawiecki, jako poseł ze Śląska, z pewnością taką potrzebę rozumie. Liczę, że precyzując zasady działania Nowego Zielonego Ładu dla Europy uda nam się znaleźć zadowalające rozwiązanie.

Chciałbym zwrócić również uwagę na jedną ważną rzecz. Gospodarka to system naczyń połączonych. Konsekwencją wydobycia i spalania węgla jest narażenie zdrowia ludzkiego. Zdrowia, które również da się wyrazić w pieniądzu - kosztach ponoszonych przez publiczny system ochrony zdrowia. Tak czy inaczej, utrzymywanie obecnego systemu energetycznego w Polsce bardzo dużo kosztuje. Ja wolałbym, żeby ten koszt był jak najmniejszy po stronie obywatelek i obywateli, ich życia i zdrowia.

Ceny uprawnień emisji CO2 są obecnie w okolicach 25 euro za tonę. Powrotu do poziomów 5-6 euro nie ma co wypatrywać. Jak się cena zmieni, to jedynie w górę. To zaś stawia polskie przedsiębiorstwa energochłonne pod ścianą. Skutkiem będą wyższe ceny prądu. Musimy zaciskać zęby przez następne lata czy jest jakieś jeszcze inne rozwiązanie?

Nie ma sytuacji bez wyjścia, choć oczywiście są takie trudne i trudniejsze. Jesteśmy w okresie transformacji energetycznej i to stawia przed nami wyzwania. Rozwiązaniem dla energochłonnych przedsiębiorstw, jak i dla całej gospodarki, jest ograniczenie tej energochłonności, wprowadzanie nowych źródeł czystszej energii. Na to potrzebne są środki. Zarówno europejskie, jak i krajowe. Nie jestem zwolennikiem pseudorozwiązań, takich jak zamrożenie cen prądu, które wprowadził rząd PiS w tym roku, roku wyborczym. To tylko odsuwa problem i prace nad jego rozwiązaniem. Dodajmy, że to zamrożenie kosztowało budżet państwa 8 mld złotych. Te pieniądze to pieniądze podatników, pieniądze gospodarstw domowych.

REKLAMA

W Polsce, przy okazji kampanii wyborczej, politycy prześcigali się w podawaniu terminów zamykania polskich kopalń. Tymczasem chyba ważniejszym pytaniem od „kiedy” jest „jak”. Czy w ogóle gdziekolwiek, pod jakimkolwiek stołem jest jakiś plan, jakaś polska mapa drogowa?

Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2018/1999 z 11 grudnia 2018 r. w sprawie zarządzania unią energetyczną i działaniami w dziedzinie klimatu zobowiązało państwa członkowskie do opracowania krajowych planów na rzecz energii i klimatu do roku 2030 r. Polski rząd przygotował projekt tego dokumentu w styczniu br. i z tego co wiem, jeszcze go ostatecznie nie przyjął. Miejmy nadzieje, że stanie się to jak najszybciej - do końca roku. Mapy drogowe odchodzenia od węgla i zamykania kopalń to zbyt istotne zagadnienie społeczno-gospodarcze, by je dyskutować „pod stołem”.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA