REKLAMA

Linie w Europie odwołują loty, a szef Ryanaira się cieszy: podniesiemy ceny biletów

W trakcie pandemii nie dość, że ubyło nam z rynku trochę przewoźników, to jeszcze ci, którzy zostali, są trapieni problemami z brakiem załogi. Ryanair chwali się w tym czasie, że nie zwalniał ludzi w trakcie kryzysu, dlatego teraz lata jak przed covidem. I jest tylko jeden haczyk: Michael O'Leary zamierza skorzystać z sytuacji i podnieść ceny biletów. (Fot. World Travel & Tourism Council/Flickr.com/CC BY 2.0)

Linie w Europie odwołują loty, a szef Ryanaira się cieszy: podniesiemy ceny biletów
REKLAMA

O tym, że tegoroczne lato może być trudne dla pasażerów szef Grupy Ryanair mówił już wcześniej. Według szacunków Irlandczyka przez bankructwa linii lotniczych w trakcie pandemii liczba miejsc w samolotach spadła mniej więcej o jedną czwartą.

REKLAMA

O'Leary nie przewidział jednej rzeczy

Ci przewoźnicy, którzy przetrwali największy kryzys lotniczy w historii są dzisiaj wyczerpani i osłabieni jak pacjent po długiej chorobie. Europejskim liniom najbardziej daje się we znaki brak obsługi. W trakcie covidu, gdy trzeba było ciąć koszty, piloci, stewardzi i stewardessy masowo lądowały na bruku. Teraz okazuje się, że ich szybki powrót do pracy nie jest taki prosty.

John Eckhoff, rzecznik prasowy SAS mówi, że nowi rekruci ćwiczą się lub odświeżają swoją wiedzę na symulatorach. Nie są więc gotowi do wyruszenia w trasę, a popyt na latanie ze strony pasażerów rośnie. Efekt? Skandynawska linia musiała odwołać 4 tys. lotów w maju, czerwcu, lipcu i sierpniu. To ok. 5 proc. ogólnej zaplanowanej liczby połączeń w tym okresie.

Dramatu więc nie ma, ale SAS nie jest wyjątkiem. Bezpośredni rywal rynkowy Ryanaira Easyjet musiał skasować kilkaset lotów na Wyspach Brytyjskich na przełomie marca i kwietnia. Występujący już w nieco innej lidze British Airways anulował w tym czasie ponad 600 połączeń. Powód? Brak pracowników, choć w tym wypadku swoje zrobił też covid, który położył część załogi do łóżek w jednym z kluczowych dla linii lotniczych momentów roku.

Przewodnicząca związku zawodowego w PLL LOT Agnieszka Szelągowska przekonuje, że podobne problemy mogą dotknąć też naszego narodowego przewoźnika. Grafiki załogi pokładowej już teraz są napięte do granic możliwości, a wysoki sezon jest jeszcze przed nami. Rekrutacja nowych ludzi idzie za to, zdaniem Szelągowskiej, z dość mizernym skutkiem.

Z nieco innych przyczyn swoje loty odwołują Air France i KLM. Przewoźnicy są aktywni na lotnisku w Schiphol w Amsterdamie. A te przeżywa bardzo trudne chwile. Po zwolnieniu obsługi lotniskowej i strajków personelu bagażowego KLM port nękają ustawiczne paraliże.

W ich efekcie władze Schiphol zaczęły prosić przewoźników o odwoływanie część zaplanowanych lotów. Na początku maja Holendrzy mieli 1,2 tys. wakatów.

Ryanair ostrzega: będzie drożej

Irlandzki lowcost chwali się tymczasem, że w trakcie pandemii nie zwalniał załogi, tylko poprosił ją o cięcia płac. Dzięki temu po odmrożeniu branży nie musi pospiesznie szukać obsługi. Problemy na lotniskach, przekonuje O'Leary, też nie są mu straszne, bo kluczowe dla niego Manchester i Heathrow mają w wakacje zachować płynność działania.

Ale coś za coś.

REKLAMA

O ile? Zdaniem Irlandczyka bilety podrożeją o niespełna 10 proc. O'Leary nie wspomniał zresztą o innym problemie - samoloty Boeinga zamówione m.in z myślą o zmartwychwstaniu branży lotniczej nie dotarły na czas. Przez to Ryanair musiał dokonać korekt w wiosennym i letnim rozkładzie, co również mogło wpłynąć na politykę cenową przewoźnika.

Szef lowcostu celował w liczbę 165 mln pasażerów w 2022 r. Pobiłby w ten sposób wynik z 2019 r., gdy Ryanairowi udało się przewieźć 149 mln osób.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA