REKLAMA

Ryanair ujawni, jak biura podróży skubią klientów. Turyści wnerwią się nie na żarty

Wojna irlandzkiego lowcostu z internetowymi biurami podróży wkroczyła na nowy poziom. Szefostwo Ryanaira zżyma się, że pośrednicy skanują ich oferty, wystawiają na stronach, dorzucają prowizję, a nieświadomi niczego pasażerowie przepłacają za bilety.

Ryanair ujawni, jak biura podróży skubią klientów. Turyści wnerwią się nie na żarty
REKLAMA

Michael O’Leary ma kilku śmiertelnych wrogów. Pierwszym są pracownicy, którzy domagają się umów o pracę, chorują i zdarza im się bezczelnie zastrajkować. Drugi to pasażerowie narzekający na komfort podróży. Na trzecim miejscu znalazłyby się rządy państw, które przeszkadzają jego liniom latać bez ograniczeń w trakcie pandemii.

REKLAMA

Konflikt z pośrednikami tlił się od lat, ale z całą mocą wybuchł dopiero po zablokowaniu nieba przez koronawirusa. Ryanair tracił miliony dolarów każdego dnia, a frustracja O’Leary’ego musiała znaleźć gdzieś ujście. Irlandzki menedżer objeżdżał Lufthansę za korzystanie z państwowych dotacji i wyżywał się na gabinecie premiera Borisa Johnsona, a w międzyczasie znalazł czas, by dopiec agregatorom ofert linii lotniczych.

Pod tą nieco skomplikowaną nazwą kryją się serwisy, takie jak znane polskim pasażerom esky.pl, fru.pl i bardziej globalne - lastminute.com, kiwi.com czy Opodo. Ich popularność polega na dobrym pozycjonowaniu się w wyszukiwarkach. Po wpisaniu w Google frazy „lot, bilety + wymarzony kierunek” ich witryny jako pierwsze pojawiają się na ekranach monitorów.

Po dopisaniu dat serwisy błyskawicznie porównują ze sobą ceny przelotów od różnych przewoźników. Klienci dostają na tacy najtańsze połączenie. Nie zawsze zdają sobie jednak sprawę z tego, że rezerwując podróż przez pośrednika, będą musieli dopłacić coś ekstra.

Ryanair jest na takie praktyki wyjątkowo cięty

Dlaczego? Myślę, że jedną z przyczyn może być to, że po rezerwacji biletu serwisy podają przewoźnikom prawdziwe dane klientów, ale jednocześnie dodają nazwiska pasażerów do wirtualnych kart kredytowych i przekazują fałszywe maile. Tak przynajmniej twierdzą Irlandczycy.

Efekt jest taki, że w przypadku odwołania lotu linia nie do końca wie, jak skontaktować się z klientem. W ten sposób O’Leary tłumaczył się na wiosnę ubiegłego roku, gdy po odwołaniu połączeń w kolejce po odbiór kasy czekały miliony wkurzonych pasażerów.

Ba, dodawał szef Ryanaira, zdarza się, że po przelaniu przez nas pieniędzy pośrednik nie przekazuje ich dalej. Serwisy są oczywiście innego zdania. W rozmowie z Bizblog.pl rzecznik prasowy eSky.pl Deniz Rymkiewicz zarzekał się, że pieniądze „bezzwłocznie” lądują na kontach klientów.

Lowcost nie odpuszczał. W eter poszły konkretne nazwy, a Ryanair wprost nazwał członków tej „czarnej listy” oszustami. Teraz poszedł za ciosem. Przewoźnik stworzył narzędzia, które pokazują, czy cena, którą widzi klient, jest naprawdę kwotą Ryanaira. A jeżeli pasażer przepłaci, linia pokaże mu, ile stracił przez korzystanie z usług nieautoryzowanego pośrednika.

Ryanair uzbraja klientów

Owe narzędzia nazywają się Price Checker i Verified Seal. To drugie to właściwie znaczek Ryanaira, który wyświetlać się będzie przy oryginalnych źródłach zakupu biletów. Czyli w przypadku Irlandczyków – wyłącznie na ich stronie internetowej i w aplikacji mobilnej. Trudno tu więc mówić o wielkiej rewolucji.

Ciekawszy wydaje się „sprawdzacz cen”. Po dokonaniu rezerwacji w biurze podróży klient będzie mógł za jego pomocą porównać uiszczoną kwotę z tą, jak życzy sobie Ryanair.

Klienci będą teraz mogli wyraźnie zobaczyć, gdzie internetowe biura podróży, które nie mają upoważnienia Ryanaira do sprzedaży biletów, dodały swoje narzuty na loty i dodatkowe opłaty, takie jak torby i miejsca

– grzmi przewoźnik.

Już spieszę z pomocą, bo na ogólnikach na szczęście się nie kończy. Lowcost przechodzi do konkretów, pokazując, na ile nas naciągają agregatory.

Według Ryanaira zabukowanie 20 kg torby (czyli tzw. bagażu rejestrowanego) przez oficjalną stronę może dać 51 proc. oszczędności. Mała walizka? Nawet 60 proc. taniej. Jeszcze więcej, zdaniem Irlandczyków, można zyskać na rezerwacji miejsc (61 proc.) i wykupieniu pierwszeństwa w wejściu na pokład (66 proc.). Nieco inne, choć też nieliche procenty, linia wyświetla przy analizowaniu konkretnych przypadków:

 class="wp-image-1420384"
REKLAMA

Instrukcja obsługi Price Checkera nie jest przy tym zbyt skomplikowana. Pasażer musi znaleźć numer rezerwacji oraz numer lotu, wejść na stronę weryfikatora cen, wpisać dane i poczekać, aż Ryanair wyświetli cenę. Problem w tym że, jeśli dobrze rozumiem, w tę cenną wiedzę zostaniemy uzbrojeni dopiero po fakcie.

Człowiek uczy się na błędach czy jakoś tak. No, chyba że za wygodę korzystania z agregatorów jesteście skłoni zapłacić i robimy to całkowicie świadomie. Wtedy nie ma tematu.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA