Wojna może przypieczętować los Modlina. Lotnisku brakuje pieniędzy na remonty, a jeszcze ten Radom
Modlin boryka się z problemami od lat, ale teraz jego sytuacja wydaje się gorsza niż kiedykolwiek. Port w Radomiu jest na ukończeniu, a jeden ze współudziałowców uznał, że przez wojnę w Ukrainie ma teraz pilniejsze wydatki. Tymczasem podwarszawskie lotnisko pilnie potrzebuje 21 mln zł. Fot. Markus Winkler (markuswinkler.de)/Wikimedia (CC BY 4.0)
Lotnisko w Modlinie znakomicie radziło sobie po wyjściu z pandemii. Na jesieni ubiegłego roku port obsługiwał już niemal tylu pasażerów co przed atakiem koronawirusa. W listopadzie odprawił ponad 204 tys. osób. W pierwszym kwartale bieżącego roku spod Warszawy wyleciało trzy czwarte pasażerów w porównaniu z analogicznym okresem 2019 r.
Odbicie jest związane rzecz jasna z dominującą pozycją Ryanaira, który praktycznie pełni rolę monopolisty. Przewoźnik uruchomił w ostatnich miesiącach wiele nowych tras. Z Modlina można teraz dostać się m.in. do Pizy, Trapani, Kowna i Budapesztu. Kontrowersyjna umowa lowcostu z portem dobiega jednak końca, a zarząd lotniska postanowił wykorzystać ten fakt do podwyższenia opłat i otwarcie się na przewozy cargo.
Dotychczasowe ustalenia w zasadzie zamykały przed konkurencją Ryanaira szanse na zaistnienie. Irlandczycy przy 3 mln pasażerów płacili 5 zł od osoby. Inne linie m.in. ze względu na ograniczoną przepustowość portu, nie mogły tak szeroko wejść na lotnisko, a odprawa każdego klienta kosztowałaby je aż 40 zł.
Uzależnienie Modlina od Ryanaira był jednym z głównych zarzutów, jakie jeden ze współwłaścicieli – Przedsiębiorstwo Państwowe „Porty Lotnicze” - stawiał pozostałym udziałowcom. Przynajmniej oficjalnie, bo jak wiadomo, państwowa spółka realizuje też inwestycję w Radomiu. Budowa jest już na finiszu, a rząd forsuje Radom, jako lotnisko dla czarterów i linii niskokosztowych, co oznacza, że stałby się dla Modlina poważną konkurencją.
Terminal portu jest po odbiorach, a PPL oprowadza już po nim przedstawicieli biur turystycznych. Zgodnie z przedstawionym ostatnio harmonogramem pierwsze loty mają się odbyć wiosną 2023 r. I tak się przypadkiem składa, że zbiega się to z kolejnym poważnym kryzysem Modlina.
„Puls Biznesu” pisze, że port potrzebuje łącznie 21 mln zł, z czego 13 mln na niezbędne prace naprawcze. Pieniądze zostały zaklepane rok temu – wszyscy współudziałowcy zgodzili się na podniesienie kapitału proporcjonalnie do posiadanych udziałów.
W rozmowie z dziennikiem przewodniczący rady nadzorczej Marek Miesztalski mówi jednak, że PPL mnoży problemy i nie kwapi się do wyłożenia kasy.
Gwoździem do trumny może być jednak decyzja innego dużego udziałowca – Agencji Mienia Wojskowego. AMW uznała, że po wybuchu wojny w Ukrainie ma ważniejsze wydatki na głowie i wycofała się z zobowiązania. Wśród dużych właścicieli lotniska na placu boju zostało wyłącznie województwo mazowieckie.
Modlin już raz uciekł spod topora. Przypomnijmy, że tuż przed majówką rząd i Urząd Lotnictwa Cywilnego opublikowały plan awaryjny na wypadek odejścia z pracy 136 kontrolerów ruchu lotniczego. Niemal całą dostępną przepustowość nad Warszawą zgarnąć miało Okęcie, spod stolicy miały startować w ciągu dnia tylko pojedyncze samoloty.
Kryzys na polskim niebie udało się na szczęście zażegnać. Teraz przed Modlinem stoi jednak dużo trudniejsza próba. Lotnisko w Radomiu otwiera się już za rok, a PPL zachowują się, jakby nie chciały, bo ich nowe dziecko na dzień dobry musiało z kimkolwiek rywalizować o uwagę.