REKLAMA

Zakaz handlu to kpina. Lidl otwiera się w niedziele, Carrefour się czai. A małe polskie sklepy dogorywają

Kolejne sieci handlowe ogłosiły dołączenie do zacnego grona placówek pocztowych. Handel w niedziele niehandlowe staje się dla korporacji czymś tak oczywistym jak oddychanie. W przeciwieństwie do małych sklepików – te wciąż podlegają ograniczeniom wprowadzonym kilka lat temu. I z roku na rok ich sytuacja jest coraz cięższa.

gdzie zrobić zakupy w majówkę
REKLAMA

Tak jak można było przewidywać z początku sieci handlowe podchodziły do temat omijania obostrzeń handlowych jak pies do jeża. Potem na pomysł wykorzystania wyjątku mówiącego o możliwości otwierania placówek pocztowych w niedziele niehandlowe wpadli franczyzobiorcy Żabki.

REKLAMA

Związki zawodowe wpadły we wściekłość, ale z zapowiedzi ukrócenia takich działań nic nie wyszło. Od tego czasu do przyjmowania i odbierania przesyłek w sklepach przekonały się m.in. Dino, Kaufland i Biedronka.

Carrefour zostaje placówką pocztową

Francuzi podpisali umowę z firmą PointPack. Pozwoli im to legalnie handlować w ostatni dzień tygodnia. Czy skorzystają z takiej szansy, to już inna sprawa. Przykład Kauflandu, który po przekształceniu czaił się tygodniami, by w końcu skorzystać z tej furtki pokazuje jednak, że pokusa okazuje się silniejsza.

Na handel w niedziele zdecydował się także Lidl.

Do decyzji o otwarciu części placówek zostaliśmy zmuszeni w wyniku działań innych uczestników rynku

– przyznaje sieć

Tak samo jak konkurencja, Lidl rozwija „usługi pocztowe” z DHL-em i firmą PointPack. W przeciwieństwie do Carrefoura dyskont otwarcie mówi, że od 5 września część sklepów będzie czynna w niedziele niehandlowe.

Wygląda na to, że część sklepów czekała tylko na moment ogłoszenia przez Trybunał Konstytucyjny opinii o tym, czy zakaz handlu w niedziele jest zgodny z ustawą zasadniczą. Okazało się, że tak. Co więcej, Sejm nie spieszy się z uszczelnianiem prawa.

Posłowie zajmą się projektem ustawy zaostrzającej zasady przyznawania statusu placówki pocztowej najszybciej po wakacjach. A być może wrzucą go do zamrażarki, bo w obecnej sytuacji politycznej nie jest on rządowi zbytnio na rękę.

Rzeź drobnych sklepikarzy

Nawet jeżeli politycy zdecydują się na zmiany w zakazie handlu, mleko już się rozlało. Pamiętacie te ogromne sobotnie promocje w dużych sieciach tuż po wprowadzeniu nowych przepisów? Miały one na celu przyzwyczajenie konsumentów do robienia dużych zakupów w soboty.

To się w dużej mierze udało. Małe sklepy, które miały być beneficjentem nowego prawa, zaczęły narzekać, że po obkupieniu się w weekend klienci nie pojawiają się u nich w poniedziałki. W ogóle pojawiają się rzadziej, bo przyzwyczaili się do kupowania rzadziej, ale więcej.

Związek Przedsiębiorców i Pracodawców wytknął niedawno te bolączki w swoim apelu. Organizacja wyliczyła, że podniesienie obostrzeń „o jeden stopień” spowoduje 6,3-proc. spadek wartości sprzedaży żywności i napojów w wyspecjalizowanych sklepach będących firmami zatrudniających mniej niż 10 osób.

W przypadku wprowadzenia całkowitego zakazu handlu w niedzielę, sklepy zatrudniające mniej niż 10 osób odnotują 25,2-proc. spadek wartości sprzedaży detalicznej żywności i napojów.

REKLAMA

Niewielkie, osiedlowe sklepy spożywcze, mające być jednymi z głównych beneficjentów zakazu handlu w niedziele, oczywiście tracą na tym rozwiązaniu

– podkreśla ZPP

Z danych Nielsena wynika, że od chwili wprowadzenia zakazu do końca 2019 r. z polskiego rynku zniknęło 5 tys. małych sklepów.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA