REKLAMA

Kredyty walutowe masowo doprowadzają frankowiczów na skraj bankructwa? Zobaczcie, jaka to bzdura!

Frankowicze od lat twierdzą, że kredyty walutowe, a potem radykalny wzrost kursu franka szwajcarskiego zrobiły z nich biedaków. I pewnie są i takie przypadki. Ale wcale nie ma ich więcej niż w grupie kredytobiorców złotówkowych. Przeciwnie, to ci złotówkowi mają się gorzej. Nie dajmy się więc manipulować.

frank CHF
REKLAMA

Od lat frankowicze opowiadają taką oto historię: byliśmy tak biedni, że nie było na stać na kredyty w złotych, więc banki wcisnęły nam kredyty we frankach, bo tylko na nie mieliśmy zdolność kredytową. Ale potem niespodziewanie frank wystrzelił w kosmos, a my zostaliśmy bankrutami. Zrobiono nas w konia i teraz nie mamy na chleb.

REKLAMA

Zostawmy to, czy umowy kredytowe były wadliwe prawnie. Nie chcę tu rozstrzygać, kto powinien wygrać w sądzie. To zupełnie inna kwestia, nie o tym jest ta opowieść.

Jest ona tylko o tym, że wbrew temu, co  próbują reszcie Polski wmówić kredytobiorcy walutowi, wcale nie mają się oni gorzej niż ci, którzy zadłużyli się na mieszkanie czy dom w rodzimej walucie. A widać to doskonale w twardych danych.

Otóż na koniec 2019 r. odsetek kredytów złotówkowych ze stwierdzoną utratą wartości, a więc tzw. złych kredytów wynosił 2,1 proc. wszystkich udzielonych kredytów złotówkowych. Na koniec 2020 r. wynosił on tyle samo, a w maju 2021 r. spadł nawet do 2 proc.

Tymczasem w kredytach udzielonych we frankach szwajcarskich wygląda to tak: na koniec 2019 r. tych złych było 3,4 proc, na koniec 2020 r. 4,4 proc., a w maju już 4,9 proc. Widać, że popsute kredyty rosną.

Mam podejrzenie, że to po prostu kwestia tego, że w tym czasie mocno rośnie liczba spraw sądowych, więc kredytobiorcy pozywający bank po prostu przestają płacić raty. Ale to tylko moja teoria.

Ważniejsze jest co innego. Liczba złych kredytów frankowych jest znacznie wyższa niż złotówkowych. Ale to wcale nie znaczy, że gorzej się one spłacają! To tylko efekt statystyczny, bowiem kredytów frankowych nie udziela się już od 2012 roku, więc ich portfel z roku na rok się starzeje, a tym samym naturalnie opłacalność się pogarsza. To zupełnie normalny efekt.

Tymczasem portfel kredytów złotowych cały czas się odświeża o te nowo udzielane, które zawsze spłacają się doskonale. Takie porównanie jest więc niemiarodajne.

Frankowicze mają się lepiej niż zadłużeni w złotych

Ale spójrzmy inaczej. Gdyby wziąć pod uwagę pojedynczy rok i sprawdzić jakość kredytów frankowych i złotowych udzielonych w tym czasie oraz co się z nimi dzieje do dziś, okaże się że to kredyty frankowe spłacają się lepiej i to we wszystkich rocznikach, kiedy były udzielane.

Z danych Biura Informacji Kredytowej wynika, że przykładowo w 2006 r. odsetek niespłacanych kredytów złotówkowych (czyli opóźnionych w spłacie o ponad 90 dni) wynosił 2,9 proc., tymczasem w przypadku frankowych 2,7 proc.

Weźmy kolejny, 2007 rok. Zepsute kredyty złotowe to 3 proc. całego udzielonego złotowego portfela, zepsute frankowe to 2,6 proc. W 2008 r. różnica jest jeszcze wyraźniejsza i odsetki te wynoszą odpowiednio 4,9 proc. dla kredytów złotowych i 2,6 proc. dla frankowych.

REKLAMA

Nie widzę powodu, dla którego frankowicze mieliby mieć większą skłonność do jedzenia tynku ze ściany niż złotówkowicze. W obu przypadkach zaprzestanie spłacania kredytu może oznaczać utratę mieszkania, więc każdy walczy do końca, nie płaci innych rachunków, ale ratę do banku zapłaci, jeśli tylko może.

Widzę za to powód, by manipulować danymi i opowiadać, że frankowicze masowo lądują na bruku, a gdyby bankster nie wcisnął kredytu walutowego tylko złotowy, na pewno życie byłoby bajką.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA