Kogo wy chcecie ratować? Kredytobiorcy, którzy zadłużyli się przed pandemią, ciągle są do przodu
To teza Forum Obywatelskiego Rozwoju prof. Leszka Balcerowicza, której bardzo nie podobają się pomysły ratowania kredytobiorców, choć tych zaprezentowanych przez premiera akurat najmniej się czepia (sic!). Tylko że ludzie Balcerowicza nie wzięli pod uwagę, że ja i mój pies wcale nie mamy po 3 łapy. No i zapomnieli spojrzeć w przyszłość.
FOR-owi nie podobają się przede wszystkim pomysły kierowania pomocy do wszystkich kredytobiorców hipotecznych. Bo przecież w okresie, kiedy stawki WIBOR były rekordowo niskie, zawarto zaledwie 13 proc. wszystkich czynnych umów kredytowych (w tym 17 proc. wszystkich czynnych umów kredytu złotowego) - podkreśla fundacja prof. Balcerowicza.
A na łamach „Rzeczpospolitej” Marcin Zieliński, ekonomista FOR, autor opracowania „Lekarstwo gorsze od choroby? Ocena propozycji pomocy kredytobiorcom” precyzuje:
Stop. Bo to najciekawszy element tej analizy. I absolutnie hitowa teza.
Właściwie to raty są niskie. Statystycznie
Załóżmy na przykład, że ktoś zaciągnął kredyt na początku 2013 roku na 300 tys. zł na 25 lat. WIBOR 6M wynosił wówczas 4 proc., a rata kredytu ok. 1900 zł. Ale już wiosną tego samego roku zaczął korzystać na spadku WIBOR-u grubo poniżej 3 proc. (2,66 proc. w maju 2013 r.), nie mówiąc o tym, że od 2015 r. stawka ta była poniżej 2 proc., a po wybuchu pandemii spadła do rekordowych poziomów ok. 0,25 proc. I wówczas rata spadła z początkowych 1900 zł do 1300 zł. To jest ten zysk kredytobiorcy, który teraz znów płaci dużo - ok. 2300 zł. Niby więcej niż nawet na samym początku, ale przecież przez lata płacił znacznie mniej, więc w sumie nadal jest do przodu.
I ta logika ma sens.
Tylko że nie uwzględnia, że gospodarstwo domowe to nie bankier inwestycyjny, który ma duże zasoby, a najważniejsza dla niego jest rentowność inwestycji, a nie płynność. W gospodarstwie domowym jest raczej odwrotnie - to płynność jest warunkiem brzegowym. I to z nią teraz mogą być problemy. Bo co z tego, że kredytobiorca przez lata płacił niższe raty i na tym korzystał, jak obecny skok po prostu może wywalić mu budżet?
FOR zresztą sam w tej same analizie wylicza, że wzrost stawki WIBOR z 0,21 proc. do 5,79 proc. (przy marży 2 proc.) spowodował już dziś wzrost raty kredytu zaciągniętego na 25 lat o niemal 75 proc., a takiego na 30 lat nawet o 90 proc.
A co z przyszłością?
Że niby - znowu statystycznie - wynagrodzenia w ostatnich latach szybko rosną? W latach 2012-2021 przeciętne wynagrodzenie wzrosło o ponad 60 proc. - wskazuje FOR. Tylko ciągle zapomina, że te raty są wyższe o 90 proc. już teraz, kiedy stopa referencyjna NBP wynosi 4,5 proc. Ale z całą pewnością będzie większa i to za chwilę. 6 proc.? Spokojnie. 7 proc? Bardzo być może. Analitycy ING Banku Śląskiego uważają, że dojdzie nawet gdzieś w okolice z przedziału 7,5-10 proc.
A wtedy nie będzie miało już znaczenia, ile do tej pory kredytobiorca zyskał dzięki wcześniejszym obniżkom stóp. Po prostu będziemy się zastanawiać, jak nie dopuścić do masowej niespłacalności kredytów w Polsce, bo rata za ów kredyt na 300 tys. zł na 25 lat skoczy z dzisiejszych 2300 zł do 3160 zł - to już 1260 zł do wyskrobania z miesięcznego budżetu domowego więcej niż w dniu zaciągania kredytu.
A mówmy przecież właściwie o małych kwotach w oderwaniu do cen nieruchomości. Z analizy Expandera i retier.io wynika, że kredytobiorcy, którzy zadłużyli się na zakup 50-metrowego mieszkania w Warszawie, płacą miesięczną ratę w wysokości 4661 zł. Tyle po prostu kosztują mieszkania. W Krakowie kredyt na takie średnie M2 to miesięczna rata w wysokości 3993 zł, w Gdańsku - 4140 zł, we Wrocławiu 3545 zł, a nawet w Białymstoku aż 3086 zł.
I wracam do tego, że to jeszcze nie koniec podwyżek. Jak Białostoczczanin będzie musiał za rok płacić ratę w wysokości 4 tys. zł zamiast 1700 zł, jak we wrześniu ubiegłego roku, to nie będziemy już mówić o „rzekomych” trudnościach kredytobiorców, jak dziś ujmuje to FOR.
W jednym się zaś absolutnie zgadzam: masowa pomoc każdemu zadłużonemu wyrządzi więcej szkody niż pożytku. Ale pomoc tym, którzy wpadną tarapaty, powinna być bezdyskusyjna. I bez zastrzegania, że przecież banki na tym stracą, a jak tak, to oberwą też ich klienci, akcjonariusze, a są wśród nich przecież są drobni inwestorzy indywidualni, czy uczestnicy funduszy inwestycyjnych i programów emerytalnych z trzeciego filara (IKE, IKZE, PPE, PPK).