REKLAMA

Jesteś biedny? Twoja realna inflacja przekracza 30 proc., a nie jakieś tam marne 17 proc.

Tak naprawdę każdy ma inną inflację – dla jednych to oczywistość, dla innych odkrycie. Wszystko zależy od tego, czy jesteś bogaty, czy biedny, a mówiąc inaczej – od tego, na co wydajesz swoje pieniądze. Im jesteś biedniejszy, tym twoja inflacja prawdopodobnie jest wyższa i może spokojnie przekraczać 30 proc.

kontrola paragonów skarbówka
REKLAMA

Co chwilę widzę w internecie oburzenie, że ta inflacja, którą podaje GUS, to jakaś ściema, bo przecież wszystko drożeje, mięso o jedną czwartą, tłuszcze o połowę, cukier to i o 100 proc., nie mówiąc już o cenach opału, które skaczą o niemal 160 proc. rok do roku.

REKLAMA

Ale z drugiej strony ktoś powie: nie jest źle, buty czy odzież podrożały ledwo o 5 proc., ludzie, nie ma co siać paniki.

No i właśnie w tym rzecz. Co miesiąc nowe szpilki kupuje sobie tylko ktoś, kto jest stosunkowo zamożny. Po opłaceniu podstawowych rachunków i kupieniu żywności coś mu jeszcze w portfelu zostaje, więc stać go na to, żeby kupować ciuchy, może pojechać na wczasy albo city break, albo choć do kina, teatru czy do restauracji. To oznacza, że jego koszyk inflacyjny jest szerszy. A że ciuchy czy rozrywka drożeją znacznie wolniej niż żywność, czy koszty utrzymania mieszkania, jego odczuwalna inflacja uśrednia się w dół, czyli po prostu spada.

Skąd GUS wie, co kupujemy?

Ale po kolei, bo chyba najwyższy czas na wyjaśnienie, jak GUS liczy tę inflację, którą podaje co miesiąc publicznie i którą się tak jaramy.

Najpierw trzeba ustalić, na co ludzie wydają pieniądze, żeby sprawdzać, jak rosną ceny tego czegoś i wyliczać średni wzrost cen tak, by był reprezentatywny. Najpierw więc urząd grupuje dobra i usługi w 12 kategorii (żywność i napoje bezalkoholowe, napoje alkoholowe i wyroby tytoniowe, odzież i obuwie, użytkowanie mieszkania, wyposażenie mieszkania, zdrowie, transport, łączność, rekreacja i kultura, edukacja, restauracje i hotele oraz tzw. inne towary i usługi).

Zsumowanie wzrostu cen we wszystkich tych kategoriach i wyciągnięcie średniej byłoby głupie, bo nie wydajemy przecież tyle samo na żywność co na kulturę, więc drożyzna w teatrze mniej nas dotyka. Trzeba więc dokładnie sprawdzić, jaką część swojego budżetu gospodarstwo domowe wydaje na poszczególne towary i usługi, żeby nadać mu odpowiednią wagę w ogólnym koszyku inflacyjnym. 

No to GUS wysyła ankieterów do gospodarstw domowych i pyta o to ludzi, a na bazie jakiejś reprezentatywnej próby ustala, z czego i w jakich proporcjach składa się koszyk zakupowy przeciętnego Polaka. Zobaczcie, jak to wygląda w tym roku:

Najwięcej, bo ponad 26 proc. wydajemy na żywność. Druga pozycja, która stanowi ponad 19 proc. wydatków „przeciętnego Polaka” to koszty utrzymania mieszkania. Reszta to w zasadzie zbytki, no, może poza transportem, bo jakoś do pracy trzeba dojechać.

Co z tego wynika? Jak jesteś statystycznym Polakiem, czyli zarabiasz średnią krajową, która w lipcu wyniosła 6583 zł brutto, czyli jakieś 4800 zł netto, to może i wydajesz kasę na wszystkie te rzeczy, które liczy w koszyku GUS.

Ale ta średnia krajowa dotyczy tylko ok. 40 proc. pracowników, bo liczona jest dla przedsiębiorstw i to tych zatrudniających co najmniej 10 osób. A reszta? Mamy przecież ponad 2 mln osób zarabiających płacę minimalną, czyli obecnie 3010 zł brutto (2363 zł netto). Za te pieniądze nie można kupować sobie co miesiąc nowej pary butów, bo wystarcza tylko na jedzenie i rachunki.

Najbiedniejsi wydają tylko na to, co drożeje najszybciej

A jeśli w miesięcznych wydatkach takiego Polaka, który jest na minimalnej krajowej, są tylko te dwie pozycje, jego inflacja jest ze dwa razy wyższa niż kogoś, kto zarabia przeciętnie, nie mówiąc o zarabiających naprawdę dużo. 

Ostatnie szczegółowe dane o inflacji sierpniowej wskazują, że użytkowanie mieszkania lub domu wraz z nośnikami energii wzrosły o 27,4 proc. Na drugim miejscu był transport - wzrost o 19,5 proc., ale załóżmy, że nasz badany Polak ma blisko do pracy i chodzi na piechotę. Na trzecim miejscu najbardziej drożejąca kategorią była żywność i napoje bezalkoholowe - 17,5 proc.

Jeśli połowa pensji idzie na jedzenie, połowa na mieszkanie, inflacja w takim gospodarstwie domowym sięgała w sierpniu 21 proc., a nie 16,1 proc.

REKLAMA

A jak nie mieszkasz w mieście i nie masz w okolicy dużego marketu albo dyskontu, tylko musisz kupować w sklepie osiedlowym, bo jesteś seniorem z trudnościami w poruszaniu się? Niedawno badanie przeprowadzone przez M/platform pokazało, że koszyk zakupów spożywczych w małych sklepach w sierpniu wzrósł o 38 proc. To by oznaczało, że inflacja takiego seniora, co tylko płaci za mieszkanie i robi zakupy w małym okolicznym sklepie, sięga niemal 33 proc.

Zgroza. To właśnie dlatego ekonomiści od miesięcy powtarzają, że inflacja bije najmocniej w najbiedniejszych - oni czują ją znacznie powyżej tych i tak już szokujących 17,2 proc. Tym bardziej krew może człowieka zalać, jak czyta w libkowych gazetach wyciskające łez reportaże o klasie średniej zarabiającej po kilkanaście tysięcy złotych miesięcznie, że inflacja ich dobija, bo zamiast do Azji musieli polecieć na wakacje do Turcji.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA