Seryjny zabójca znany szerzej w mediach jako „problem w łańcuchu dostaw” nie bierze w tym sezonie jeńców. Ikea, szwedzki gigant meblowy, zapowiada, że nadal spodziewa się zakłóceń w globalnych łańcuchach. Jej zdaniem będą one trwać przynajmniej do końca 2022 roku. Oznacza to, że nawet meble i świeczki nie są bezpieczne w dzisiejszej gospodarce.
Określenie łańcuch dostaw powinien przyswoić sobie we współczesnym świecie każdy, nie tylko osoby interesujące się biznesem. Wszystko dlatego, że właśnie zaczynamy boleśnie odczuwać, jak ważne i kruche są zależności we współczesnej ekonomii.
COVID-19, zamknięte fabryki, zakłócenia w dostawach prądu w Chinach, zwiększony popyt – te i inne rzeczy złożyły się na opóźnienia w produkcji, podwyżki cen produktów oraz problemy z dostarczeniem towarów do sklepów. Sprawa jest na tyle poważna, że cierpią najwięksi, jak Nike czy Apple.
Ikea jest kolejnym koncernem, który zapowiada, że będzie miał problemy w związku z kłopotami w łańcuchu dostaw. Dyrektor generalny Ikea Jesper Brodin powiedział w BBC, że chociaż nastąpiła pewna poprawa, to w porty nadal są zatłoczone, co doprowadziło do problemów z zaopatrzeniem.
Będziemy musieli żyć z zakłóceniami w łańcuchu dostaw przez cały następny rok
– powiedział dyrektor generalny Ikea Jesper Brodin.
To nie wszystko. W zeszłym miesiącu Ikea ogłosiła, że ma problemy z dostawą 10 proc. swojego asortymentu, czyli około 1000 produktów, do swoich 22 sklepów w Wielkiej Brytanii i Irlandii w związku z ciągłym niedoborem kierowców ciężarówek.
Rzeczniczka Ikei powiedziała BBC, że firma wysłała również towary pociągiem z Chin do Europy i zainwestowała w tymczasowe magazyny pośrednie w Chinach, Wietnamie, Indiach, Indonezji i Tajlandii, aby wesprzeć produkcję.
Do końca sierpnia sprzedaż w Ikea wzrosła o 6 proc. w porównaniu z poprzednim rokiem. Przychód firmy osiągnął tym samym rekordową wartość 41,9 mld euro, do czego przyczyniło się niemal podwojenie sprzedaży internetowej.