Patent odgrzany przez Ikeę, by zamienić się w meblowy second hand nie jest nowy, ale w sytuacji, gdy w sklepach szwedzkiej sieci brakuje towaru może okazać się strzałem w dziesiątkę. Warto przyjrzeć się bliżej, jak to będzie działać.
Ikea rusza z programem, dzięki któremu klienci będą mogli sprzedać jej stare meble. Klienci mogą odzyskać nawet 50 proc. tego, co zapłacili, a Szwedzi przy okazji zapełnią magazyn, bo ostatnio skompletowanie u nich zakupów kosztuje coraz więcej nerwów. I mam wrażenie, że o to głównie chodzi w tym zamieszaniu.
A działa to tak. Na początku wchodzimy na tę stronę, sprawdzamy, czy konkretny model komody, regału, krzesła lub innego produktu wymienionego na tej liście bierze udział w programie Oddaj i zyskaj, a potem wypełniamy formularz.
Pracownicy Ikei dokonują wyceny mebli
Następnie przysyłają propozycję kwoty. Sieć podaje, że za używane meble bez śladów użytkowania można otrzymać 50 proc. pierwotnej wartości. Te z widocznymi uszkodzeniami będą wyceniane na jedną trzecią ceny zakupu. Sieć przyjmuje meble, które nie są starsze niż 5 lat.
Co dalej? Otóż, niestety, meble trzeba dostarczyć na własną rękę do jednego ze sklepów. Najwcześniej 22 listopada, bo to właśnie wtedy rusza cała akcja. Haczyk polega oczywiście na tym, że gotówki nie dostaniemy do ręki. Zamiast tego pracownik sieci zaproponuje nam kartę refundacyjną do wykorzystania na kolejne zakupy.
Co ma z tego Ikea?
Przede wszystkim Szwedzi sprzedają używane meble za fizyczną gotówkę kolejnym klientom. Sprzedają rzecz jasna taniej - na swojej stronie dają przykład krzesła przecenionego z 200 zł na 100 zł.
Jak podkreśla sieć, meble z odzysku nie będą sprzedawane drożej.
Produkt trafia do sprzedaży w dziale circular hub po cenie, za jaką go odkupiono. Ikea zależy, by znalazł nowy dom i zyskał drugie życie.
– czytamy w mejlu przesłanym do redakcji.
To jednak nie wszystko. Nie będzie to pewnie wielką tajemnicą jeżeli napiszę, że sieć ma potężne problemy z realizacją dostaw. Klienci zasypują sklepy reklamacjami, ale Skandynawowie tylko rozkładają ręce: rozwiązanie kwestii zakłóceń w łańcuchach dostaw to zadanie nieco ponad ich możliwości.
Szef Ikea Jon Abrahamsson Ring przygotowuje się na kryzys trwający nawet do sierpnia przyszłego roku. Poza opóźnieniami w dostawach sieć zmaga się też z rosnącymi cenami wynajmu kontenerów, którymi wozi towary z Dalekiego Wschodu. Meblarski potentat zamierza na niego odpowiedzieć przerzucając koszty na franczyzobiorców. Ci ostatni dokładnie to samo zrobią pewnie klientom.
W świetle tych doniesień świeże dostawy tanich używanych mebli, które w dodatku przywożą sami klienci nie wydają się taką głupią opcją.