Przedstawiciele szwedzkiej sieci spojrzeli sobie na wyniki finansowe i wpadli w stupor. Ceny frachtów są kosmiczne, a to odbija się na zyskach ze sprzedaży mebli. Ikea doszła do wniosku, że w końcu nadszedł czas, by klienci również to sobie uświadomili.

Z tym Ever Given to oczywiście trochę żart. Ale nie do końca. Utknięcie kontenerowca w Kanale Sueskim i zablokowanie łańcucha dostaw na całe dnie staje się powoli symbolem problemów związanych z transportem towarów z Dalekiego Wschodu.
Kłopoty z samą dostępnością to zresztą jedno. Drugie to rosnące w niepokojącym tempie ceny transportu. Tuż przed pandemią wynajem kontenera 40-stopowego wiązał się z wydatkiem niecałych 2 tys. dolarów. Teraz oscyluje w granicach 10 tys. dol.
Ikea do tej pory zaciskała zęby i płaciła
W ciągu roku (do września) zysk Grupy Ikea przed opodatkowaniem spadł o 16 proc. do 1,7 miliarda euro. W porównaniu z 2019 r. spadek jest 4-proc. Ale to już za nami. Szefowie sieci, cytowani przez Reutersa, dają do zrozumienia, że rok 2022 będzie co najmniej równie ciężki.
Meble podrożeją
Szwedzi wskazują, że przyczyną spadków był „gwałtowny wzrost cen transportu i surowców w drugiej połowie roku finansowego”.
Centrala zamierza teraz przerzucić te koszty na franczyzobiorców. Ci ostatni nie mają oczywiście obowiązku podnoszenia cen. Jeżeli wezmą podwyżki na klatę, klienci w ogóle ich nie odczują. Ale realnie – naprawdę wierzycie w taki scenariusz?