Koniec żartów na Śląsku. Związkowcy wzywają górników do „czynnego oporu” wobec rządu
Jeżeli premierowi Mateuszowi Morawieckiemu wydawało się, że górnicy w swoich apelach nieco przesadzają i że wystarczy przyjechać do Katowic i ich znowu udobruchać pięknymi słowami, chyba był w błędzie. Najnowszy komunikat central związkowych w PGG pokazuje, że miło to już było i raczej już nie będzie.
Sytuacja w górnictwie już jest bardzo napięta, a wkrótce może wymknąć się spod kontroli. Tym razem polityczne zapewnianie i obietnice mogą nic nie zdziałać. Pracujący na dole wiedzą, że czas węgla powoli się kończy, a obecna sytuacja bardzo im przypomina tę sprzed pięciu lat. Wtedy też politycy obiecywali, że dawne kłopoty tonącej w długach Kompanii Węglowej naprawi nowy podmiot: Polska Grupa Górnicza. Dzisiaj już się na to nie nabiorą. I dają jasno do zrozumienia, że żarty naprawdę się skończyły.
Jeśli nie stawimy czynnego oporu - jak pięć lat temu - nasze miejsca pracy wkrótce przestaną istnieć, bo nikt się z nami nie będzie liczył. To sprawa „życia i śmierci”
- czytamy w najnowszym komunikacie central związkowych funkcjonujących w PGG.
Górnicy stawiają sprawę jasno: albo bardzo wyraźnie pokażą rządowi, że nie zgadzają się na politykę ciągłej uległości wobec UE albo w ciągu kilkunastu last spełni się najgorszy scenariusz: Śląsk bez kopalń, ale za to z olbrzymim bezrobociem. „Dziś znów musimy być razem. Od tego, jak się zachowamy, zależy nasza przyszłość” – apelują górnicy.
Górnicy boją się coraz dłuższej listy kopalń do likwidacji
Górnicy są przekonani, że plan zamknięcia w sumie czterech kopalń, który swego czasu ze strachu przed związkowcami do kieszeni pospiesznie chował wicepremier i minister aktywów państwowych Jacek Sasin - tak naprawdę dalej jest aktualny. Zakładał i zdaniem związkowców PGG dalej zakłada likwidację KWK Wujek oraz trzech ruchów KWK Ruda (Halemba, Bielszowice i Pokój), zawieszenie 14. pensji na okres trzech lat oraz uzależnienie 30 proc. górniczego wynagrodzenia od wydajności produkcyjnej.
Pojawiają się też informację, że lista kopalń przeznaczonych przez rząd do likwidacji jest jednak dłuższa. Uzupełniać ją mają zakłady wydobywcze Bolesław Śmiały, Piast-Ziemowit oraz Janina i Sobieski z Tauron Wydobycie.
Poważnie zagrożone są nawet kopalnie przynoszące spore zyski, jak chociażby KWK ROW
– zaznaczają związkowcy.
Pogotowie strajkowe już trwa
Górnicy mają konkretne żądania. Chcą poważnych rozmów z premierem Mateuszem Morawieckie, w których trakcie szef rządu ma przedstawić racjonale rozwiązania. I tym razem nie dadzą się tak łatwo obłaskawić. Na razie związki zawodowe górników z Zagłębia i Górnego Śląska ogłosiły pogotowie strajkowe i tym samym reaktywowanie Międzyzwiązkowego Komitetu Protestacyjno-Strajkowego.
Górnicy na rozpoczęcie rozmów z premierem czekają tylko do 21 września. W przeciwnym razie bedą organizowane akcje protestacyjne. W najbliższy piątek z kolei w Katowicach spotyka się Krajowy Sekretariat Górnictwa i Energetyki NSZZ „Solidarność”, który ma też podjąć decyzję co do dalszych poczynań.
Międzyzwiązkowego Komitetu Protestacyjno-Strajkowego zaznacza, że polski rząd w żaden sposób nie zareagował na ostatnie postanowienia unijnej komisji środowiska (propozycja limitu redukcji emisji CO2 do 2030 r. na poziomie 60 proc.). Dlatego wzywa polski rząd do natychmiastowych działań zmierzających do zablokowania klimatycznej polityki UE, radykalnej przebudowy dokumentu pt. Polityka Energetyczna Polski do 2040 r.
Pierwszymi efektami podjętych przez polski rząd działań, zdaniem górniczych związkowców, powinien „powrót do budowy bloków węglowych w elektrowni Ostrołęka”. Jednocześnie górnicy zaznaczają, że lista żądań do rządu nie jest zamknięta i będzie na bieżąco uzupełniana.