REKLAMA

Ustawa górnicza podpisana. Los polskich kopalń zależy teraz głównie od Brukseli

Prezydent Andrzej Duda podpisał już przyjętą przez Sejm ustawę górniczą, która zakłada ratowanie przez najbliższe 10 lat branży publicznymi pieniędzmi, ale to wcale sprawy nie załatwia. Bo przy założonej aż tak dużej interwencji państwa w rynek niezbędna jest zgoda Komisji Europejskiej. A z tą może być różnie. Polskie górnictwo musi czekać na decyzję.

wegiel-harmonogram-kopalnie
REKLAMA

To była formalność. Coś tam próbował podziałać Senat, ale sejmowa większość wszystkich sprowadziła na ziemię. Prezydent Andrzej Duda nie mógł postąpić inaczej, niż podpisać ustawę. Jeszcze wicepremier i minister aktywów państwowych Jacek Sasin powiedziałby, że to przez niego polskie górnictwo jest na finansowym dnie. Dlatego prezydencki podpis na ustawie górniczej nikogo nie powinien dziwić. Ale bardzo mylą się również ci, którzy twierdzą, że teraz - pod tym legislacyjnym parasolem - polskie górnictwo wreszcie wyjdzie na prostą. Niestety, do tego cały czas jest daleka droga. I nie jest wcale przesądzone, że polski sektor wydobywczy ją pokona. 

REKLAMA

Górnictwo musi czekać na zgodę Komisji Europejskiej

Najpierw przypomnienie, co podpisana przez prezydenta Dudę ustawa górnicza zakłada. Najważniejszy zapis dotyczy pomocy publicznej dla całej branży, chociaż zdecydowanie głównym jej beneficjentem ma być największa górnicza spółka w UE - Polska Grupa Górnicza. Budżet państwa miałby dotować polskie sektor wydobywczy przez następne 10 lat, do 2031 r. W sumie chodzi o 28,8 mld zł, z czego 20,7 mld zł ma trafić właśnie do PGG. Ale ustawa górnicza przewiduje też zawieszenie, a docelowo umorzenie składek na ubezpieczenia społeczne. Chodzi o PFR i ZUS, w tym Fundusz Pracy, Fundusz Solidarnościowy, Fundusz Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych, Fundusz Emerytur Pomostowych oraz ubezpieczenie zdrowotne. To, jak wylicza Greenpeace Polska, kolejne 2,4 mld zł. 

Ponieważ interwencja państwa w ramach pomocy publicznej ma być tak drastyczna, to wymaga zgody KE. Zresztą wcześniej ustalili to sygnatariusze umowy społecznej, czyli rząd i górnicy. Na wpisane tam rozwiązania - m.in. gwarancję zatrudnień, indeksację wynagrodzeń w następnych latach, jednorazowe odprawy i harmonogram zamykania polskich kopalni do 2049 r. - też zielone światło musi włączyć Bruksela. 

Związkowcy chcą zobaczyć wniosek notyfikacyjny

Jeżeli KE nie zgodzi się na pomoc publiczną dla polskiego górnictwa w zaproponowanej formie, to rządowi będzie bardzo łatwo wskazać winnych zapaści całego sektora, który bez dodatkowych pieniędzy po prostu nie przetrwa. Wiadomo: winni temu będą unijni urzędnicy. Ale związkowcy górniczy nie chcą znowu dać zrobić się w konia i wolą przyglądać się notyfikacji umowy społecznej z bliska. Już wcześniej, w liście do premiera Mateusza Morawieckiego i Jaśka Sasina, wyrazili żal, że nie wiedzą, co się dzieje. Zwrócili się też bezpośrednio do KE, żeby ta ich, jako strona społeczna, w cały proces włączyła. 

REKLAMA

W tym celu, w przyszłym tygodniu, 10 lutego Ministerstwo Aktywów Państwowych organizuje spotkanie z górnikami. Ci oskarżali ostatnio resort, że ten chce potajemnie skrócić harmonogram zamykania kopalni, na co związkowcy nie chcą się godzić. 

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA