Wóz albo przewóz dla polskiego górnictwa. Bez dodatkowej kasy branża długo nie pociągnie
Polskie górnictwo jest na tak ostrym zakręcie, że zaraz może wypaść z toru. Ustawa górnicza ma pod górkę w Senacie, górnicy nie mogą dogadać się z rządem w sprawie podwyżek, a proces notyfikacyjny umowy społecznej może trwać nawet rok. Tylko, że przez ten czas branża musi mieć za co żyć. A z tym jest coraz gorzej.
We wtorek podjęto kolejne rozmowy górników z zarządem Polskiej Grupy Górniczej. Temat ten sam od paru tygodni: górnicy chcą rekompensaty za pracę w dni wolne i podwyżki, dzięki której średnie uposażenie w PGG urośnie z ponad 7800 do 8200 zł brutto. Niestety i ta runda negocjacji zakończyła się taki jak wszystkie poprzednie: brakiem porozumienia.
Rozmowy nie przyniosły zbliżenia stanowisk, dlatego protest będzie kontynuowany – poinformował Bogusław Hutek, szef „Solidarności” w PGG.
Na razie protest górników polega na blokowaniu dostaw węgla z kopalni PGG do elektrowni. Ale związkowcy nie wykluczają zaostrzenia formy swojego sprzeciwu. Być może wszystko skończy się strajkiem. Dla Piotra Pyzika, odpowiedzialnego w Ministerstwie Aktywów Państwowych za górnictwo, to nic innego jak igranie z bezpieczeństwem energetycznym.
I to w sytuacji, gdy dopinamy ustawę górniczą i notyfikację rekordowego pakietu ratunkowego wysokości ponad 28 mld zł
– twierdzi Pyzik.
Ustawa górnicza w Senacie z problemami
Rozmowy z górnikami z PGG mają być kontynuowane 10 stycznia. Wiadomo, że łatwo nie będzie. Sytuacja finansowa spółki jest bowiem nie do pozazdroszczenia. Rosną długi i wydatki. Wypłata tylko dwóch świadczeń: 14. pensji i premiera barbórkowej to wydatek dla PGG rzędu 600 mln zł. A rocznie na wynagrodzenie całej 38–tysięcznej załogi trzeba wysupłać ponad 3,6 mld zł.
Bez wcześniejszej pożyczki z Polskiego Funduszu Rozwoju (PFR) już teraz wystąpiłyby kłopoty z tymi płatnościami. Obecnie PGG ma tylko jedno wyjście: trzymać kciuki za szybkie procedowanie i wypatrywać notyfikacji umowy społecznej rządu z górnikami ze strony Komisji Europejskiej, która zakłada pomoc publiczną dla całej branży.
Ale i tutaj jest cały czas ostro pod górkę. Senacka Komisja Nadzwyczajna do spraw Klimatu właśnie opowiedziała się za odrzuceniem przyjętej wcześniej przez Sejm ustawy górniczej. Ta zakłada pomoc publiczną dla polskiego górnictwa do końca 2031 r., wycenianą w sumie na ponad 28,8 mld zł.
Do tego mają dojść jeszcze koszty związane z umarzaniem zobowiązań. A trochę się tego uzbierało. Tylko PGG 2020 r. miała zamknąć stratą na poziomie ok. 2 mld zł, a 2021 r. nie był wcale pod tym względem lepszy.
Senatorowie mieli do przedstawionych regulacji wiele uwag merytorycznych i formalnych. Zauważyli m.in. że projekt jest tak naprawdę rządowy, ale przybrał poselskie barwy, tylko po to, żeby uniknąć konsultacji społecznych.
Górnictwo: notyfikacja umowy społecznej potrwa nawet rok
Jeżeli Senat posłucha Komisji Nadzwyczajnej ds. Klimatu, to cała procedura przyjmowania ustawy górniczej dodatkowo się wydłuży. A polskie górnictwo nie może pozwolić sobie na marnowanie więcej czasu.
Zwłaszcza, że notyfikacja umowy społecznej z górnikami przed Komisją Europejską, która daje zielone światło dla pomocy publicznej – też swoje potrwa. Nawet jak polski rząd wniosek notyfikacyjny przedłoży, najszybciej jak to się da, czyli jeszcze w styczniu.
Najprawdopodobniej decyzja zapadnie w okresie miedzy 6 a 12 miesięcy – poinformował górników Jonasz Drabek, dyrektor departamentu górnictwa w Ministerstwie Aktywów Państwowych.
Drabek przekonuje, że KE jest Polsce bardzo przychylna w tych rozmowach. Jest tym procesem bardzo mocno zainteresowana, rozumie sytuację, w jakiej znajduje się Polska, wie, jakie jest uzależnienie polskiej energetyki od węgla kamiennego i brunatnego – nie ma cienia wątpliwości przedstawiciel MAP. Ale z tego wynika, że zgoda na pomoc publiczną dla polskiego górnictwa może zapaść nawet za rok.
Jak do tego czasu poradzi sobie górnictwo? Bez realnej pomocy rządu nie da rady. Bardzo możliwe więc, że znowu z pomocą przyjdzie PFR.