Elektrownia Ostrołęka to polityczna samowola. „Wyrok sądu odsłonił więcej, niż się spodziewaliśmy”
Fundacja ClientEarth Prawnicy dla Ziemi donosi, że w opublikowanym raporcie dla akcjonariuszy zarząd Enei przyznał, że poddając pod głosowanie na walnym zgromadzeniu akcjonariuszy realizację bloku węglowego w Elektrowni Ostrołęka, spółka nie miała informacji nt. rentowności projektu, który pochłonął ok. 1,5 mld zł.
O tym, że nowy blok węglowy w Elektrowni Ostrołęka jest bardzo istotny dla naszego miksu energetycznego i w ogóle dla bezpieczeństwa energetycznego kilka lat temu przekonywali m.in. ówczesna premier Beata Szydło i były minister energii Krzysztof Tchórzewski, a nawet kandydujący na urząd prezydenta Andrzej Duda.
Kwestie rentowności tej inwestycji były sprytnie przemilczane. W zamian słyszeliśmy o wadze tej inwestycji dla polskiej gospodarki i nowych miejscach pracy. Teraz jak donoszą przedstawiciele Fundacji ClientEarth Prawnicy dla Ziemi, wychodzi na jaw, że o przyszłych zyskach ekonomicznych rząd w tym przypadku po prostu nie mógł mówić. Bo od początku było wiadomo, że ich nie będzie. A wszystko wyszło na jaw teraz - przy okazji wykonywania przez Eneę sądowego wyroku w sprawie raportu dla akcjonariuszy, w którym mowa jest o Elektrowni Ostrołęka.
Enea nie ujawniła żadnego dokumentu dotyczącego rentowności elektrowni
– twierdzi Janusz Buszkowski, prawnik z ClientEarth.
Elektrownia Ostrołęka: założenia zamiast analizy
We wrześniu 2018 r. na walnym zgromadzeniu akcjonariuszy zarząd Enei na pytanie ClientEarth o opłacalność inwestycji udzielił jedynie ogólnikowej informacji. Następnie przeprowadzono głosowanie nad zgodą na inwestycję. ClientEarth Prawnicy dla Ziemi uznała takie procedowanie za łamanie prawa akcjonariuszy do informacji. Sprawa trafiła do sądu, który przyznał rację fundacji.
To postanowienie Enea wypełniła teraz, publikując stosowny raport. Wynika z niego, że w dniu podejmowania decyzji o zaangażowaniu się w projekt budowy nowego bloku węglowego w Elektrowni Ostrołęka podstawą było „założenie jego rentowności przez Spółkę”. Enea precyzyjnie informuje, że to były „założenia, a nie sfinalizowana, zamknięta, kompletna analiza lub opracowanie, z którego wynikałaby zyskowność ww. projektu Ostrołęka C”.
A zatem spółka nakłaniała akcjonariuszy do głosowania, nie mając żadnych informacji czy taka inwestycja ma biznesowy sens.
Wyrok sądu odsłonił znacznie więcej, niż się spodziewaliśmy
– komentuje Janusz Buszkowski.
Bo blok węglowy w Ostrołęce to symbol, a nie pieniądze
Coraz bardziej staje się oczywiste, że nowy blok węglowy w Elektrowni Ostrołęka idealnie wpisywał się w kalendarz polityczny i doskonale wypełniał oczekiwania przy wyborach parlamentarnych i prezydenckich w 2015 r. Ale to, że było wiadome, że raczej zysków nie przyniesie a straty - było jasne od lat. Przecież pod koniec sierpnia 2018 r. światło dzienne ujrzała analiza w tej sprawie autorstwa think tanku Carbon Tracker. Raport jednoznacznie ocenia, że węglowa inwestycja w Ostrołęce nie ma żadnego ekonomicznego sensu.
Jeśli zostanie zbudowana, jest skazana na finansową i gospodarczą katastrofę
– nie miał wątpliwości starszy analityk Matthew Gray.
Dodał jeszcze, że „Ostrołęka C ryzykuje niepotrzebne zniszczenie wartości dla akcjonariuszy”. Przypomnijmy: razem z koniecznym demontażem niektórych instalacji projekt budowy nowego bloku węglowego w Elektrowni Ostrołęka pochłonął 1,5 mld zł. I pewnie nikt już z powrotem tych pieniędzy nie zobaczy.
Był węgiel, jest gaz. A co potem?
Zaangażowane w budowę nowego bloku węglowego w Ostrołęce spółki zakomunikowały w czerwcu ubiegłego roku, że „z zakończonych właśnie analiz wynika, że nie ma uzasadnienia dla kontynuowania realizacji projektu Ostrołęka C w dotychczasowej formie, tj. jako projektu budowy elektrowni wytwarzającej energię elektryczną w procesie spalania węgla kamiennego”. I jednocześnie podpisały porozumienie dotyczące warunków budowy bloku energetycznego w Ostrołęce opalanego gazem.
Bo właśnie głownie na gazie ziemnym i na reaktorach jądrowych ma być oparta polska dekarbonizacja. Tak to sobie przynajmniej wymyślił rząd, nie biorąc pod uwagę, że Bruksela wszystkie paliwa kopalne traktuje jednakowo źle. Owszem, w projekcie unijnego rozporządzenia w sprawie taksonomii mają znaleźć się zapisy traktujące gaz ziemny jako paliw przejściowe w transformacji energetycznej. Ale na więcej ten surowiec nie ma co liczyć.
Bardzo możliwe więc, że za parę lat będziemy mieli powtórkę z rozrywki. Zaangażowane w Elektrownie Ostrołęka spółki energetyczne znowu pod pręgierzem sądowego orzeczenia wykażą, że - tak jak w przypadku węgla, tak i gazu ziemnego - nie ma żadnych analiz pokazujących finansowe korzyści tej inwestycji.