Zbudował dom, który myśli, jak oszczędzać prąd. Pytam twórcę, czy da się tak żyć

Lokowanie Produktu

Wyobraźcie sobie, że wasza pralka rozmawia z roletami, klimatyzacją, gniazdkiem do ładowania samochodu i panelami solarnymi. To tylko ułamek możliwości, jakie daje nowoczesna technologia. Michał Marona, Country Manager SolarEdge Technologies, postanowił skorzystać z rozwiązań własnej firmy i zaprojektował dom tak, by energia elektryczna kosztowała go okrągłe zero złotych. I jest już naprawdę blisko tego celu.

cena-energii-inflacja-pompy-ciepla

SolarEdge to firma, która weszła na rynek z falownikami fotowoltaicznymi, ale dzisiaj sprzedaje już cały ekosystem usług. Całość nakierowana jest na to, by prąd potrzebny do zasilania urządzeń domowych pochodził z energii słonecznej. System monitoruje aktualną pogodę, analizuje, kiedy warto korzystać z magazynu energii. Sam uruchomi pralkę i zadecyduje, o której godzinie najlepiej naładować samochód elektryczny.

Brzmi fantastycznie, prawda? Ale mnie bardziej interesowała tzw. proza życia. Michał Marona testuje te rozwiązania w swoim własnym domu, a ja byłem bardzo ciekaw, z jakim skutkiem.

Adam Sieńko, Bizblog.pl: Słyszałem, że prawie uniezależnił się pan od dostaw prądu z zewnątrz?

Michał Marona, SolarEdge: Prawie (śmiech). Od razu muszę zastrzec, że ta inwestycja jest dość trudna do oceny ekonomicznej, bo jest pokazowa. Cały czas coś do niej dokładam, zmieniam. Lubię obserwować, jak sprawdza się w praktyce.

Spróbujmy ją pokazać.

Na dachu zainstalowałem panele fotowoltaiczne i zainwestowałem w system SolarEdge, który pozwala optymalizować wykorzystanie energii elektrycznej w domu. Całość ma 11,7 kW, co miało zapewnić energię na moje potrzeby energetycznie: ogrzewanie domu, ciepłej wody użytkowej pompą ciepła i chłodzenie. Okazało się, ze jest minimalnie za mała.

Dlaczego?

Pół roku temu pojawił się pod moim domem samochód elektryczny, który zmienił profil konsumpcyjny. Gdyby go nie było, moje potrzeby zamknęłyby się w 11,52 MWh rocznie, podczas gdy moja produkcja to 10,3 MWh. Musiałbym dopłacić tylko za licznik, około 12-15 zł miesięcznie, i dodatkowe 1,2 MWh rocznie. Czyli gdyby nie samochód praktycznie bym się bilansował. Ale znam naszych klientów, którzy płacą wyłącznie za licznik.

Nie wiem, jak to możliwe przy polskich zimach bez grama słońca.

Ostatecznie liczy się ujęcie całoroczne. Mógłbym narzekać, że w styczniu tego roku sama pompa ciepła zużywała mnóstwo prądu, a ilość energii produkowanej przez instalację fotowoltaiczną była minimalna. Ale jak rozszerzymy perspektywę na pierwszych osiem miesięcy, to okaże się, że zużyłem 8,66 MWh. A wyprodukowałem 8,89 MWh. Czyli na koniec wakacji jestem chwilowo na plusie. Dodatkowo mam magazyn energii, który pozwala jeszcze lepiej bilansować energię w skali dobowej.

To w kwestii kosztów mamy jasność. A jak to wygląda z codzienną eksploatacją?

Nie robię z tym systemem zupełnie nic, on sam podejmuje decyzje. Przykład? Moja żona wróciła niedawno z pracy o 15.30. Natychmiast podłączyła auto do gniazdka. System widział, że na zewnątrz świeci słońce i ma nadwyżki energii, więc rozpoczął ładowanie. Tak to właśnie domyślnie powinno działać.

Oczywiście możemy też tym procesem sterować. Nie będziemy przecież czekać trzy dni ze zrobieniem prania, bo na zewnątrz jest pochmurno. W takich sytuacjach system zaciąga energię z sieci. Możemy również ustawić np., że chcemy, by pralka chodziła w godzinach słonecznych, ale z ominięciem godzin 13.00-15.00, bo mamy wtedy tanią energię i chcemy spożytkować ją na coś innego. System ma podejmować decyzje tak, by ekonomicznie były one jak najbardziej efektywne i by nie wpływały na komfort naszego życia.

Skąd on to wszystko wie?

Na podstawie prognozy pogody. W przyszłym roku wyposażymy go też w geolokalizację. Proszę sobie wyobrazić, że ma pan saunę i chce, by po przyjeździe do domu była ona nagrzana do odpowiedniej temperatury. Można o tym każdorazowo pamiętać, ale wygodniej będzie ustawić, by sauna automatycznie nagrzewała się, gdy zbliżymy się na odległość 5 kilometrów od domu.

Na ten moment SolarEdge daje najwięcej możliwości ze wszystkich firm na rynku oferujących tego typu rozwiązania. Mało tego – jako jedyni mamy wszystko: magazyn energii, inteligentne sterowanie, grzanie ciepłej wody użytkowej, ładowarkę samochodów elektrycznych. W przyszłym roku będziemy mieć także pompy ciepła.

I będzie można wtedy zbudować inteligentny dom z prawdziwego zdarzenia?

Nie chcemy być specjalistami w smart home, wolimy być ekspertami w zarzadzaniu energią.

Chyba nie do końca rozumiem.

Prosty przykład – roleta w połączeniu z kinem domowym może mieć funkcję rozrywkową, bo będzie się opuszczać, by światło słonecznie nie padało na ekran. Ale system sterowania roletami może mieć też inne zastosowanie. Możemy go skonfigurować tak, by rolety reagowały na uruchomienie klimatyzatora i np. opuszczały się, by słońce nie nagrzewało mieszkania. My jako firma patrzymy na dom właśnie w ten drugi sposób.

Zaczynamy myśleć o fotowoltaice szerzej, jako o systemie, który ma zarządzać energią i integrować się z system elektroenergetycznym. Nasza wizja zakłada, że instalacja fotowoltaiczna stanie się mózgiem całego domu. Zresztą nie tylko jednego.

Jak to?

Jako pierwsi w branży stworzyliśmy wirtualną elektrownię, czyli agregator wielu małych instalacji. W Polsce nie doszło jeszcze do jego implementacji, ale w USA, Australii i części krajów Unii Europejskiej już tak.

fotowoltaika-w-Polsce-rekord

Na czym to polega?

To zmiana w rozumieniu wytwarzania prądu. Kiedyś ten proces odbywał się globalne, w dużej elektrowni. Gdy pojawiły się OZE doszliśmy do momentu demokratyzacji wytwarzania energii, co oznacza, że każdy obywatel może ją sobie wytwarzać na własną rękę. Ale pojawiły się też nowe wyzwania. Bo jeżeli cały system był zaprojektowany na centralne wykorzystywanie energii, a my mamy do czynienia z decentralizacją, to trzeba zmienić podejście.

Tylko jak? Nie zrobimy przecież całkowicie nowej sieci elektroenergetycznej. I tu pojawiła się koncepcja wirtualnej elektrowni.

Jak konsumenci prądu na tym oszczędzają?

W Europie Zachodniej zdarzają się miejsca, gdzie energia ma wartość ujemną. Wiem, że patrząc na wysokie hurtowe ceny energii brzmi to jak żart, ale taka sytuacja może się zdarzyć przy olbrzymich nadwyżkach z wiatru i fotowoltaiki. Zakład płaci nam za to, że odbieramy od niego nadwyżkę prądu.

Teraz prąd może być tani, a za dwie godziny ekstremalnie drogi?

Dokładnie tak. I teraz my zarządzając dużą grupą odbiorców wiemy, gdzie mamy mniejsze bądź większe magazyny energii. Możemy więc na wybranym terenie tak zarządzać energią, by jak najlepiej wykorzystać zmienność cen. W Polsce to kwestia najbliższej przyszłości.

A jak wygląda teraźniejszość?

W kwietniu tego roku zmieniły się w Polsce przepisy odnośnie „energetyki obywatelskiej”. W maju i czerwcu nastąpiło spowolnienie sprzedaży.

Na ile to może być trwała tendencja?

Klienci muszą zrozumieć, że rynek będzie inny, tak samo jak potrzeby konsumentów. Na pewno w edukacji pomagają nam obecne ceny energii, bo OZE stają się najtańszym sposobem wytwarzania prądu i najszybciej możliwym do zaimplementowania. Każde inne źródło jak np. atom, wymaga wieloletnich inwestycji, a tu klient końcowy jest w stanie przeprowadzić cały proces inwestycyjny w ciągu kilku miesięcy.

Polski rząd w jakiś sposób wspiera te starania?

Na rozwój domowych instalacji fotowoltaicznych można otrzymać do 20,5 tys. zł z programu „Mój prąd”. Na dotacje przy zakupie instalacji fotowoltaicznej przewidziano do 5 tys. zł, kolejne 7,5 tys. zł na magazyny energii. Środki w wysokości do 3 tys. zł mogą też trafić na nasze konto przy instalacji systemu zarządzania energią.

W swoim portfolio mamy produkty we wszystkich z wymienionych kategorii. Jesteśmy jedynym producentem falowników, dzięki któremu klient może sięgnąć po całość pieniędzy z dotacji w ramach jednego ekosystemu.

Kto jest najbardziej zainteresowany?

Podmioty, które akurat nie są objęte systemem tych dotacji, czyli klienci komercyjni. Jako SolarEdge możemy pochwalić się dostawami instalacji na obiektach wiodącej firmy sklepów spożywczych w Polsce. Także przedstawiciele automotive widzą szanse na obniżenie cen energii poprzez zamontowanie instalacji PV. Coraz więcej salonów samochodowych ma instalację z naszym sprzętem.

Z naszego systemu korzysta również jedna z elektrociepłowni, która - swoją drogą - jest jednym z pierwszych w Polsce obiektów tego typu, który korzysta z własnej instalacji fotowoltaicznej. Na pewno warto też wspomnieć o gdańsko-sopockiej ERGO ARENIE. Władze hali informują, że w 2022 roku, dzięki instalacjom fotowoltaicznym, ERGO ARENA wyprodukowała już ponad 170 tys. kWh.  

A biorąc pod uwagę rosnące ceny energii elektrycznej w przyszłości może być nawet więcej.

Niewykluczone, ale szczerze mówiąc nasza główna przewaga konkurencyjna leży gdzie indziej. Chodzi o kwestie bezpieczeństwa. Instalacja fotowoltaiczna, ze względu na wysokie napięcie, może stanowić dodatkowe zagrożenie pożarowe. Nasz system minimalizuje to zagrożenie. Przepracowaliśmy to w wielu krajach, w tym w Polsce, z różnymi firmami ubezpieczeniowymi.

I czego się dowiedzieliście?

Wiele firm uznaje nasze systemy za bezpieczniejsze. Analiza ryzyka dla firm ubezpieczeniowych jest dużo korzystniejsza. Są przykłady w Europie Zachodniej, gdzie inwestorzy dostawali jasną informację: albo system będzie zawierał elementy elektroniki na poziomie modułu (ang: MLPE), albo ubezpieczenie będzie znacznie droższe lub wręcz niemożliwe do uzyskania.

Muszę jeszcze zapytać o wpływ pandemii i wojny. Zgaduję, że terminy instalacji mogły się wydłużyć.

Trudności pojawiły się głównie w pierwszych miesiącach pandemii, gdy przez lockdown instalatorzy nie byli wpuszczani do domów. W czerwcu nie było po niej śladu. Instalatorzy wrócili, wiele osób nie pojechało na wakacje, miało wolne środki finansowe i zaczęło interesować się redukcją cen prądu.

Problemy wróciły w 2021 r., gdy zaczęły rosnąć ceny kontenerów płynących z Chin. Odczuliśmy rosnące trudności z zaopatrzeniem w chipy, które dla naszej branży są tak samo ważne jak dla automotive.

Kolejki po instalacje zrobiły się tak długie jak po samochody?

Coś jest w tym porównaniu. Pod koniec lutego wybuchła wojna w Ukrainie, a Europa przekonała się, że proces odchodzenia od paliw kopalnych trzeba przyspieszyć. Zaczął się prawdziwy boom. Zainteresowanie klientów komercyjnych powoduje, że okres inwestycji się wydłuża. W Polsce - z uwagi na zmiany przepisów - jest spokojniej, ale w Niemczech na wizytę handlową czeka się 2 miesiące. Sześćdziesiąt dni tylko na to, by handlowiec przyjechał do firmy i przygotował ofertę.

Jeżeli ktoś liczy na instalacje przed majem 2023 r., to zapewne się rozczaruje. Tak wygląda sytuacja w większości krajów UE. Rynek OZE ma przed sobą bardzo obiecującą przyszłość.

* Materiał powstał we współpracy z SolarEdge Technologies

Lokowanie Produktu
Najnowsze
Zobacz komentarze