I co teraz z dolarem? Fundamentem globalnego systemu finansowego niebezpiecznie zachwiało
Pojawia się coraz więcej prognoz wskazujących na to, że rosyjskie PKB spadnie w tym roku o 12 proc. 15 proc. a może nawet i o 20 proc. Taki będzie efekt szeregu sankcji gospodarczych nakładanych na Rosję w skali dotąd niespotykanej. Wygląda na to, że Zachodowi w kilka dni udało się doprowadzić jedenastą gospodarkę świata do poważnego załamania.
Rosyjski system bankowy odcięto od globalnego rynku, a przemysł od importu produktów niezbędnych do normalnego funkcjonowania. To zapewne nie koniec, przed nami prawdopodobnie kolejne posunięcia, dotyczące wprowadzania wysokich ceł, albo może nawet blokad handlowych dotyczących fragmentów rosyjskiego eksportu.
W całej tej imponującej kanonadzie sankcji wymierzonych w Rosję jedno posunięcie przykuwa uwagę w sposób wyjątkowy, ponieważ jego skutki mogą okazać się bardziej długoterminowe i dotyczyć całego świata, nie tylko Rosji. Kilka dni temu Stany Zjednoczone wraz z sojusznikami postanowiły zablokować dostęp rosyjskiego banku centralnego do rezerw walutowych Rosji.
Nie wiemy wprawdzie, jak dużą część tych rezerw Bank Rosji ulokował w zachodnich obligacjach i innych tego typu inwestycjach, ale z pewnością jest to spora część z łącznej kwoty przekraczającej 600 mld dolarów. Na tyle spora, że sam bank centralny w komunikacie po ostatniej drakońskiej podwyżce stóp procentowych przyznał, że dostęp do zgromadzonych rezerw walut i złota został ograniczony, więc musi wymyślić coś innego, aby obronić rosyjski system finansowy przed upadkiem.
Sankcje przeciwko Rosji. Zachwiał się fundament globalnego systemu finansowego
System ten od lat opiera się na niepodważalnej roli i funkcji amerykańskiego dolara jako tak zwanej waluty rezerwowej. Jest ona niepodważalna, ponieważ dolar to waluta emitowana przez najpotężniejszy kraj na świecie dysponujący największą gospodarką. Będąc największym konsumentem świata, importuje ona towary z całego świata płacąc dolarami, które w ten sposób mogą odgrywać ważną rolę także w gospodarkach rozwijających się.
W związku z tym banki centralne całego świata, gdy tylko dysponują jakimiś rezerwami, lokują ich większość w dolarach albo aktywach związanych z dolarem i Stanami Zjednoczonymi. Domyślną, kluczową cechą tego systemu jest to, że te rezerwy są zawsze dostępne i zawsze bezpieczne. Lokując je w dolarach nie wystawiamy je na żadne ryzyko. To dlatego trudno sobie wyobrazić, że kiedyś rolę dolara przejmie chiński juan.
Chiny nie są ugruntowaną demokracją o funkcjonującej przez 200 lat gospodarce rynkowej, w ich przypadku poziom zaufania byłby więc na świecie zdecydowanie mniejszy. To oznacza, że system oparty na pieniądzu chińskim nie mógłby funkcjonować. Tymczasem w dolara wierzą wszyscy, wszyscy go znają i wszyscy wiedzą, że amerykański rząd nie będzie wywijał żadnych dziwnych numerów tym, którzy trzymają w dolarach swoje oszczędności.
I na co komu takie pieniądze…
Rosja przez swoją niczym nie uzasadnioną agresję na Ukrainę oczywiście zasłużyła na pełen wachlarz bolesnych sankcji, ale efektem ubocznym tej konkretnej dotyczącej rezerw jest to, że cały świat zobaczył, że te rezerwy w dolarach mogą okazać się bezużyteczne i że tak naprawdę zależy to od decyzji politycznych ludzi, na których raczej nie ma się dużego wpływu.
Oczywiście przyczyna i skutek są dobrze widoczne, więc blokada rezerw rosyjskich nie oznacza, że teraz Amerykanie będą je blokować także innym państwom zarządzanym przez zupełnie niewinne i pokojowo nastawione rządy. Ale zobaczyliśmy ten mechanizm i zobaczyliśmy, jak groźne jest to narzędzie.
Zbrodniarzy o skali Władimira Putina nie ma na szczęście na świecie dużo, ale państw, które nie są w dobrych relacjach z USA, a mimo to trzymają tam swoje rezerwy jest już więcej. One mają teraz nad czym rozważać. Zresztą Rosja i Putin nie byli pierwsi, przecież kilka miesięcy temu dokładnie w ten sam sposób odcięto od rezerw walutowych Afganistan, po tym jak władze w nim przejęli Talibowie. I to też doprowadziło do szybkiego paraliżu finansowego w tym biednym państwie.
Rezerwy walutowe to pieniądze państwa odkładane na czarną godzinę. Przydają się do interwencji w obronie swojej waluty, dzięki nim łatwiej przetrwać sankcje i blokady handlowe, w odpowiedniej ilości służą też do odstraszania drapieżnych spekulantów. Jednak kiedy w momencie, w którym właśnie nadeszła czarna godzina, a spekulantów trzeba przeganiać natychmiast, nie można po nie sięgnąć, stają się bezużyteczne.
Pojawia się więc uzasadnione pytanie, po co w ogóle je trzymać, a zwłaszcza po co je trzymać w dolarze? Jeśli coś, co miało być absolutnie bezpieczne, okazuje się zawierać w sobie jakieś ryzyko, to trzeba to uwzględnić na przyszłość. Jeśli odpowiednio dużo rządów pomyśli teraz w ten sposób i odpowiednio dużo z nich dojdzie do wniosku, że trzeba zmniejszyć udział dolarów w rezerwach i generalnie trzeba je bardziej zdywersyfikować geograficznie i politycznie, to wtedy rola dolara zacznie maleć.
Złota jest za mało, juan to wydmuszka
W tej sytuacji wydaje się, że idealnym kierunkiem przepływu światowych rezerw powinno być złoto niepowiązane z żadnym państwem, które dziś według MFW stanowi tylko 13 proc. wszystkich rezerw na świecie. I to złoto trzymane we własnym skarbcu, a nie w Londynie, czy Nowym Jorku. Sęk w tym, że złota na świecie jest za mało, aby stało się ono fundamentem rezerw wszystkich, czy chociażby większości państw na świecie.
Na pewno nie stanie się nim chiński juan, bo chiński rynek nie jest dostatecznie otwarty na świat. Trudno też wskazać faworyta w gronie takich walut jak euro, funt czy frank. Zresztą współczesny pieniądz elektroniczny niezależnie od tego jaka to waluta ma tę samą kluczową cechę co dolar: są tak naprawdę czyimś zobowiązaniem. Jeśli wkładamy 1000 złotych do banku na depozyt, to ten depozyt jest zobowiązaniem banku wobec nas. Zobowiązaniem do tego, że w każdej chwili może nam ten depozyt wymienić w kasie, lub bankomacie na namacalne 1000 złotych w banknotach banku centralnego.
Miliard dolarów rezerw Rosji ulokowanych na koncie w nowojorskim oddziale Fed również jest zobowiązaniem tego oddziału wobec Rosji do tego, że na każde żądanie udostępni te pieniądze. Ma to dobre strony (np. nie da się takich pieniędzy ukraść, bo nie da się ukraść zobowiązania), ale w sytuacji, w której nowojorski Fed odmawia, coś, co było pieniądzem, staje się tylko bezużytecznym zapisem komputerowym.
System polega więc na honorowaniu zobowiązań i założeniu, że wszyscy będą to robić (bo wszystkim się to opłaca). Zazwyczaj działa to bez zarzutu, a rozwój cywilizacyjny świata w ostatnich dekadach pokazuje, że to generalnie świetny system. Ale wojna potrafi wiele rzeczy zmienić i wiele rzeczy zniszczyć.
Z pewnością do pełnienia jakiejkolwiek funkcji w kontekście rezerw walutowych nie nadają się też kryptowaluty, ze względu na swoją niestabilność, brak wszystkich funkcji pieniądza i również zbyt małe rozmiary rynku. Tak więc rozważania o tym, co zastąpi dolara dziś nie mają większego sensu. Jeszcze przez wiele lat nic go nie zastąpi, a zmiany w strukturze rezerw walutowych na świecie będą następować powoli i stopniowo.
Marzec 2022: początek końca dominacji dolara
Trudno precyzyjnie przewidzieć, co się stanie i czy na pewno doprowadzi to do jakichś istotnych zmian. Jeśli jednak kiedyś w końcu hegemonia dolara odejdzie w przeszłość, czego nie da się wykluczyć, historycy wskażą, że punkt zwrotny w trwającym wiele lat procesie miał miejsce na przełomie lutego i marca 2022 roku.
A do tej pory świat nadal będzie funkcjonował w oparciu o dolara, ale pewnie dostrzegając już, że ryzyko wbudowane w ten system jest trochę większe, niż do tej pory sądzono. A większe ryzyko to większe koszty, zaś większe koszty w międzynarodowym systemie finansowym to wolniejsze tempo rozwoju gospodarczego. Uczynienie z dolara broni, którą można zaatakować wrogie państwo, pomogło rozłożyć gospodarkę Rosji na łopatki w rekordowo krótkim czasie, ale w dłuższym terminie inne państwa także będą mogły odczuć tego koszty.
Rafał Hirsch – dziennikarz ekonomiczny, nagradzany między innymi przez NBP (Najlepszy dziennikarz ekonomiczny 2008) i Stowarzyszenie Inwestorów Indywidualnych (Heros Rynku Kapitałowego 2012). Współtwórca m.in. TVN CNBC i next.gazeta.pl. Obecnie współpracownik Business Insidera i Tok FM.