Niektóre chińskie apki to zagrożenie cybernetyczne. Tak uważa także Pekin i banuje „chińskiego Ubera”
Rażące naruszenie prawa polegające na gromadzeniu i wykorzystywaniu danych osobowych użytkowników. Taki zarzut usłyszeli właściciele Didi, największej chińskiej aplikacji obsługującej przewóz osób, którą często określa się mianem „chińskiego Ubera”. Najciekawszy jest nie sam zarzut, który jakoś bardzo nie dziwi, ale fakt, że na straży prywatności użytkowników stanął chiński rząd.
Chińska rządowa agencja bezpieczeństwa cybernetycznego nakazała wycofanie Didi Chuxing ze sklepów z apkami ze względu na naruszenia prywatności użytkowników i nakazała firmie usunięcie nieprawidłowości.
Firma, która tylko w Chinach ma 377 mln aktywnych użytkowników, wydała komunikat, w którym zadeklarowała, że będzie w pełni współpracować z władzami i niezwłocznie spełni jej żądanie wycofania apki ze sklepów.
„Szczerze dziękujemy rządowi za wskazówki dotyczące usunięcia ryzyk związanych z użytkowaniem Didi” – napisała firma w czołobitnym oświadczeniu. Firma zadeklarowała, że naprawi wszystkie błędy i poprawimy bezpieczeństwo swoich użytkowników.
To, że nie można jej ściągnąć i zainstalować, nie oznacza jednak, że nie będzie funkcjonować – firma zaznaczyła, że aktualni użytkownicy – kierowcy i pasażerowie – będą mogli z niej normalnie korzystać.
Dlaczego w chińską aplikację będącą bezpośrednią konkurencją dla amerykańskiego giganta postanowił uderzyć akurat rząd państwa, które raczej nie jest światowym liderem ochrony prywatności i szacunku dla danych osobowych? Raczenie nie bez związku jest fakt, że zaledwie tydzień temu Didi zadebiutowało na giełdzie nowojorskiej – było to największe IPO chińskiej firmy od czasu debiutu Alibaby na NYSE siedem lat temu.
Już dwa dni po amerykańskim debiucie Didi władze chińskie wszczęły dochodzenie w zakresie cyberbezpieczeństwa i zawiesiły rejestrację nowych użytkowników, by nie „powodować większego ryzyka dla bezpieczeństwa”.