Czy linie lotnicze mogą ustalać sobie ceny biletów według własnego widzimisię? I tak, i nie. Przewoźnicy coraz częściej przekonują się, że w swojej pazerności muszą być ostrożni. W innym wypadku, tak jak dzieje się to aktualnie w Australii, mogą znaleźć się pod lupą rządu i branżowego regulatora rynku.
Przypadek z Antypodów jest nieco specyficzny, bo chodzi o narodowego przewoźnika Australii — Qantas. Z drugiej strony w branży lotniczej takich narodowych linii mamy zatrzęsienie, więc trudno pokusić się o stwierdzenie, że podobne historie nie mają prawa się już zdarzyć. Mają. Ba, rzeczywiście się zdarzają.
Zacznijmy jednak tego, co dzieje się na drugiej stronie globu, bo mówimy o arcyciekawej sytuacji. Linie Qantas zostały po przedstawieniu szokująco dobrych wyników finansówych — w ostatnim roku wyciągnęły ok. 2,5 mld dol. na czysto — oskarżone o łupienie pasażerów. Dlaczego?
Australijczycy płacą za loty międzynarodowe 50 proc. więcej niż przed pandemią
W tym samym czasie paliwo do samolotów staniało do poziomu z 2018 r., a frekwencja wróciła do poziomów przedcovidowych. Analitycy tłumaczą, że przewoźnik mógłby wrócić do przedpandemicznych cen biletów, ale obniża ceny biletów wolno i niechętnie. Trochę jak Orlen tłumaczący, że zawyżone ceny na stacjach benzynowych były konieczne, bo inaczej Polacy rzucą się do dystrybutorów i skończy nam się paliwo.
Australijskiej Komisji ds. Konkurencji i Konsumentów mocno się takie praktyki nie podobają. ACCC stworzyła swego czasu na polecenie rządu komórkę, która śledzi zachowania antykonkurencyjne firm. Jej misja dobiega końca w czerwcu, ale pojawiają się głosy, by ją przedłużyć. W branży lotniczej wciąż zostało przecież dużo do zrobienia.
Podobnego zdania są władze tajskiej wyspy Phuket
W tym wypadku chodzi konkretnie o ceny biletów w trakcie wysokiego sezonu turystycznego. Linie lotnicze dostały pozwolenie, by obciążać pasażerów opłatami do 13 tajskich batów (37 centów) za kilometr lotu, a lowcosty — do 9 batów.
W trakcie tegorocznych świąt przewoźnicy poluzowali sobie jednak te zasady. Wicegubernator Phuket oskarżył linie o kilkukrotne podniesienie cenników. Wybuchła awantura z potężnymi karami w tle, bo za złamanie warunków przedstawicielom liniom grozi nawet więzienie. Choć od czasu tego komunikatu minęło parę miesięcy Urząd Lotnictwa Cywilnego (CAAT) wciąż przypomina pasażerom, że taryfy dla wszystkich lotów krajowych są publicznie dostępne. Dodaje też, że chętnie zbiera skargi na przewoźników, którzy się do nich nie dostosowują.
Takie same afery zdażają się także w Europie
Ich bohater — Ryanair - narażał się już opinii publicznej dwukrotnie. Tuż po wybuchu wojny w Ukrainie, O'Leary musiał tłumaczyć się, dlaczego bilety z Krakowa, do którego latało wielu uchodźców, były, zdaniem ambasadora Ukrainy, wywindowane.
Niedługo później lowcost podpadł też Włochom. Urząd konsumencki rozpoczął dochodzenie mające wyjaśnić nagły wzrost cen połączeń z miast położonych na Półwyspie Apenińskim na Sycylię tuż przed świętami Bożego Narodzenia. Ryanair, Wizzair, easyJet i ITA Airways sprzedawały wtedy bilety z 7-krotną przebitką.
Istnieje podejrzenie spekulowania i zachodzenia zjawisk antykonkurencyjnych. Linie wykorzystują wyjazdy obywateli w okresie świątecznym, by zwiększyć dochody linii lotniczych - tłumaczyła grupa konsumencka Codacons