2026 rok może ostro przeorać rynek pracy i to z dwóch stron. Raz - „Nadchodzi największa obniżka płac w III RP” - alarmuje były premier Mateusz Morawiecki, bo wielu Polaków może stracić po 2 tys. zł miesięcznie. Dwa - dodatkowo tylnymi drzwiami wjedzie test przedsiębiorcy.

Niby już czytaliście na pewno, że w 2026 r. Państwowa Inspekcja Pracy dostanie nowe uprawnienia i będzie mogła samodzielną decyzją, zamiast długotrwałym procesem sądowym zdecydować o zmianie rodzaju umowy pracowników w firmach. Kontrolerzy po prostu będą mogli wejść do firmy, rozeznać się i powiedzieć do prezesa: „on, on i ona - pracują na umowie zlecenie, a od jutra mają mieć etaty”.
Ba! PIP może nawet stwierdzić, że ci pracownicy mają mieć umowę o pracę również za miniony okres, a to oznacza, że pracodawca będzie musiał zapłacić za niego zaległe składki, a nawet naliczyć zaległy urlop.
Dotąd, jeśli PIP miała wątpliwości, czy sposób zatrudnienia pracowników jest zgodny z prawem, mogła najwyżej wszcząć długotrwałą procedurę, która mogła się zakończyć nakazem sądowym zmiany formy zatrudnienia.
Kto straci 2 tys. zł miesięcznie?
Pracodawcom się to oczywiście nie podoba, że urzędnik jedną decyzją będzie mógł zrobić to, co dotąd sąd, i nazywają to bombą atomową.
Ja im się zupełnie nie dziwię, dotąd wielu z nich bezkarnie wykorzystywało pracowników, łamiąc prawo pracy, a tu nagle koniec laby i ktoś w końcu zacznie żwawo egzekwować prawa pracownicze, które pracodawcom podniosą koszty zatrudnienia.
No właśnie… to pracodawcy stracą na tym, że za pracowników trzeba będzie normalnie odprowadzać składki ZUS czy pracownicy? Bo były premier Mateusz Morawiecki twierdzi, że pracownicy. I wylicza nawet, jak dużo, żeby Polaków przestraszyć i - jak mniemam - zwrócić przeciwko rządowi, który tę reformę wdraża.
Nadchodzi największa obniżka płac w III RP – firmowana przez Donalda Tuska - napisał były premier Mateusz Morawiecki.
W każdy razie z wyliczeń Morawieckiego wynika, że młodzi do 26. roku życia zarabiający 6 tys. zł brutto na zamianie umowy zlecenie na etat straciliby miesięcznie 1288 zł, a przy zarobkach rzędu 10 tys. zł brutto - 2147 zł miesięcznie.
W przypadku pracowników po 26. roku życia, którzy nie są objęci ulgami dla młodych, te kwoty są znacznie niższe i przy zarobkach 6 tys. zł brutto różnica to już tylko 213 zł miesięcznie.
Więcej o prawach w pracy przeczytasz na Bizblog.pl:
No to teraz czas na weryfikację, panie premierze. Tak się składa, że straszenie, że wielu pracowników straci nawet i 2 tys. zł miesięcznie, jest mocno na wyrost, bo dane GUS pokazują jasno, że owszem, może i mamy niemal 1,5 mln pracowników pracujących na zleceniach, czyli aż co dziewiąta osoba pracująca w gospodarce, ale w tym gronie na przykład co szósta osoba jest w wieku emerytalnym, a nie przed 26. rokiem życia.
Wielokrotnie specjaliści też wskazywali, że to dobrze zarabiający lekarze są królami umów zleceń. I to by się kleiło z przykładem premiera Morawieckiego, bo mówiąc o zarobkach 10 tys. zł brutto raczej nie mówił o biednych, okradanych z praw pracowniczych pracownikach handlu - ci tyle nie zarabiają.
Zaś lekarze - owszem. Gros z nich pracuje w jednym miejscu na pół etatu na pensji minimalnej i od tego tylko płaci składki, a resztę zarabia na preferencyjnych umowach zlecenie na kilkadziesiąt tysięcy złotych miesięcznie, od których żadnych składek już nie płaci.
Przecież to grabież Polski w biały dzień. Pamiętam, jak kiedyś Jakub Sawulski wyliczał, że średnie zarobki tych pracowników, którzy mają tzw. zbieg tytułów ubezpieczeń, czyli pracują na kawałek etatu i tylko od tego płacą składki, a jednocześnie zarabiają na nieoskładkowanych już zleceniach, to 1,5 średniej krajowej. Czyli to elita zarobkowa kraju, która w ten sposób kiwa resztę pracowników.
Podsumowując, nie ma co płakać, panie premierze, że ta bomba atomowa powyrywa nogi i ręce biedakom. Po pierwsze, koszty wyższych składek po przekształceniu zlecenia na etat to może być strata pracodawcy, wcale nie koniecznie pracownika.
Po drugie, jak firmy, które tego kosztu nie uniosą, zaczną padać, to też nie ma co płakać nad zarzynanymi przedsiębiorcami. Jak ktoś budował swoją przewagę konkurencyjną na rynku, omijając przepisy prawa pracy i dzięki temu mógł być tańszy, to mu się należy teraz cios pod żebro.
Idzie test przedsiębiorcy - ci na B2B powinni panikować
A! Chyba zapomniałam dodać, że PIP będzie mógł przekształcać w etaty nie tylko umowy zlecenia, ale i B2B. I przyjdzie im to pewnie jeszcze łatwiej, bo oto czas pokazać wam drugą bombę atomową.
Generalnie w wykrywaniu niewłaściwego sposobu zatrudnienia pracowników (czy to zleceń czy B2B) pomoże fakt, że PIP, ZUS i Krajowa Administracja Skarbowa mają zacząć się szerzej wymieniać danymi, dzięki czemu łatwiej będzie identyfikować, gdzie strzelać.
Ale jest jeszcze coś, na co - z tego co pamiętam - reagujecie białą gorączką. Otóż zhejtowany pomysł PiS sprzed kilku lat na prowadzenie testu przedsiębiorcy, właśnie wraca tylnymi drzwiami.
Test miał pokazywać, kto naprawdę jest przedsiębiorca, a kto założył działalność gospodarczą tylko w celu unikania opodatkowania czy obniżenia składek, a pracuje wyłącznie dla jednej firmy i de facto jest zwykłym pracownikiem.
Nie mam pojęcia, dlaczego wtedy, te kilka lat temu, tego nie zrobiliśmy, ale teraz będzie to na wyciągnięcie ręki dla urzędników, bo KSeF poda im jak na tacy fikcyjnych przedsiębiorców.
Nawet urzędnicy nie będą się musieli zbytnio fatygować, bo system, który będzie miał dane z ZUS i wykaz wszystkich faktur, automatycznie będzie wykrywał fikcyjne B2B.
I bardzo dobrze. Strasznie się cieszę na te dwie bomby atomowe, bo może w końcu uśmiercą panoszące się w Polsce jak nigdzie indziej w Europie dziadostwo na rynku pracy.






































