Dopłata do węgla to kropla w morzu potrzeb. Nawet Solidarność straszy zimnymi kaloryferami zimą
O tym, że w łańcuchu energetycznym przez obecny kryzys cierpią też ciepłownie, mówi się od tygodni. Ale jest trochę jak z rybami z Odry. Przez chwilę było o tych kłopotach głośno, a z biegiem czasu wszyscy o nich zapomnieli. Ciepłownicy z Solidarności mają już powyżej uszu tego zbywania i mówią wprost o fali bankructw w branży. Receptą byłaby podwyżka cen dla klientów firmowych, nawet o kilkaset procent.
Rząd utrzymuje, że nikomu w Polsce zimą węgla nie zabraknie. Zakontraktowane są odpowiednie ilości opału, który jeszcze trzeba będzie rozdysponować po całym kraju, ale powodów do zmartwień ma nie być. Podobnie jest z gazem. Tutaj też gabinet Mateusza Morawieckiego jest pewny swego. Chociaż PGNiG informuje, że przez Baltic Pipe w tym roku popłynie do nas ok. 800 mln m sześc. z własnego wydobycia, a przecież roczne zużycie gazu w Polsce szacowane jest na 18-20 mld m sześc. Tymczasem nasze magazyny surowca - obecnie wypełnione w ok. 99 proc. - mieszą ledwie ok. 3,2 mld m sześc. gazu.
Ale tę tylko pozytywną narrację rządu coraz głośniej i sprawniej psują ciepłownicy z Solidarności. Związkowcy od tygodni podkreślają fatalną sytuację w branży, spowodowaną rekordowymi cenami energii. W czerwcu br. w tej sprawie zorganizowano nawet posiedzenie Wojewódzkiej Rady Dialogu Społecznego w Katowicach. Ale to nic nie dało.
Ciepłownie zbankrutują przez zbyt małe podwyżki?
Posiedzenie WRDS w Katowicach zakończyło się podpisaniem listy zaleceń do rządu. Mowa była m.in. o wyznaczeniu ministerialnych cen maksymalnych gazu i węgla dla ciepłownictwa. Inny zapis mówi o wprowadzeniu dopłat dla sprzedawców paliw. Zobligowani także ekipę premiera Morawieckiego do lobbowania na rzecz głębokiej reformy unijnego systemu handlu emisjami ETS. Związkowcy chcieli również, żeby stworzono fundusz na potrzeby przedsiębiorstw ciepłowniczych oraz żeby doszło do obniżenia podatku VAT za energię cieplną dla odbiorców indywidualnych do 0 proc.
Rząd nie dość, że tych ustaleń jeszcze nie spełnił, to teraz - zdaniem związkowców - jeszcze bardziej przykręca śrubę ciepłowniom. Zwłaszcza że prezes URE już zapowiedział blokadę zbyt dużych podwyżek, których maksymalna wartość tym samym, nie powinna przekroczyć 40 proc.
Ceny ciepła powinny zdrożeć o kilkaset procent dla firm
Ciepłownicy zwracają uwagę, że rząd przyjmując projekt ustawy o szczególnych rozwiązaniach w zakresie niektórych źródeł ciepła w związku z sytuacją na rynku paliw, wprowadza mechanizm polegający na ustaleniu przez wytwórcę ciepła określonego poziomu średnich cen energii cieplnej. To 150,95 zł za GJ w przypadku ciepła wytwarzanego z gazu lub oleju opałowego oraz 103,82 zł dla ciepła z innych źródeł, czyli przede wszystkim z węgla. Przedsiębiorstwom, które wprowadzą powyższe ceny ciepła, ma przysługiwać rekompensata.
Inna sprawa, że żadne rekompensaty i dopłaty od rządu nie dotyczą nawet połowy klientów ciepłowni. Z kolei receptą na coraz większe straty ciepłowni byłaby podwyżka ceny ciepła dla klientów firmowych nawet o kilkaset proc. Ale na takie rozwiązanie nie ma żadnych szans. Dlatego, zdaniem związkowców, lepiej przygotowywać się na scenariusz, w którym zimą kaloryfery w niektórych miejscach w Polsce nie będą grzały.
Jak ludzie będą mieli zimne kaloryfery, to żadne rekompensaty im nie pomogą
- stwierdza Dariusz Gierek.