REKLAMA

5 z przodu za paliwa aż tu nagle bum! Będzie limit tankowania albo kartki dla kierowców?

Chociaż cena ropy Brent utrzymuje się wyraźnie powyżej poziomu 90 dol. za baryłkę, przez co drożeją paliwa na całym świecie, w Polsce akurat mamy do czynienia ze zgoła odmienną sytuacją. Na trzy tygodnie przed wyborami parlamentarnymi cena benzyny i diesla jest wyraźnie sztucznie zaniżana. Tak władza puszcza oczko do kierowców i nie tylko. Niepokojące jest jednak to, że zaczęły pojawiać się informacje, że przez to w Polsce za chwilę zacznie po prostu brakować paliwa. I albo będą limity na stacjach, albo kto wie, może nawet wrócimy do kartek? Niektórzy obawiają się, że to igranie z cenami paliw skończy się, jak na Węgrzech, jednak nie do końca tak jest.

5 z przodu za paliwa. Będzie limit tankowania?
REKLAMA

Pamiętacie, kiedy ostatnio mieliśmy okazję tankować benzynę lub diesla za mniej niż za 6 zł? To było zanim Putin napadł na Ukrainę, czyli prawie dwa lata temu. Ale analitycy rynkowi wieszczą, że za chwilę wrócimy do tych poziomów cenowych, chociaż ani sytuacja gospodarcza (i ta wewnętrzna, i ta globalna) na to nie wskazuje ani też rynkowe notowania. Ropa może i wyhamowała swój cenowy marsz w górę, ale i tak Brent pozostaje powyżej 92 dol., a WTI jest za więcej niż 90 dol. To najdrożej od listopada 2022 r. Z kolei amerykański dolar cały czas zwiększa dystans do polskiej złotówki. Ale w Polsce nie robi to na nikim żadnego wrażenia.

REKLAMA

Hurtowe ceny paliw spadają systematycznie od początku sierpnia. Od początku poprzedniego miesiąca do dziś notowania benzyn obniżyły się o blisko 12 proc., a diesel w tym okresie potaniał o 9 proc. - wylicza dr Jakub Bogucki z e-petrol.pl.

Ceny paliw: stacje wprowadzą limity albo kartki?

Wraz z tym, jak w Polsce coraz bardziej tanieją paliwa, rośnie strach, że w końcu zacznie u nas po prostu brakować benzyny i oleju napędowego. Wszak w zeszłym roku, kiedy paliwo wszędzie taniało, rządowa propaganda podkreślała, że Orlen musi trzymać ceny na jakimś poziomie, żeby nam na stacje nie zwalili się Niemcy i Czesi, kuszeni niskimi cenami. I w efekcie dla Polaków tego taniego paliwa najzwyczajniej w świecie zabrakłoby. Czy więc to ryzyko wraca, teraz kiedy Orlen odwrotnie niż cały świat obniża ceny? 

Rok temu nie było wyborów - zauważa ktoś trzeźwo na X (dawniej Twitter).

Żeby machina strachu przed wysokimi cenami ruszyła, naprawdę niewiele trzeba. W social mediach zaczęły już się pojawiać doniesienia o rzekomych kartkach wieszanych na stacjach paliw, które miały informować kierowców o wprowadzonych limitach tankowania. Np. do 100 litrów, tak dla benzyny, jak i dla diesla. Zapytaliśmy Orlen i Shell Polska o to, czy coś jest faktycznie na rzeczy. Póki co odpowiedział nam Orlen.

Orlen stanowczo dementuje pogłoski, jakoby spółka miała wprowadzić limity tankowania na swoich stacjach. Dostawy benzyny i oleju napędowego do wszystkich naszych stacji paliw przebiegają bez zakłóceń. Produkcja własna w rafineriach w Płocku i Gdańsku, uzupełniana importem realizowanym przez koncern, jest wystarczająca, aby pokryć zapotrzebowanie w naszej sieci - twierdzi zespół prasowy spółki.

Zdaniem ekspertów zaś, tak czy inaczej, w przypadku cen paliw powoli dochodzimy do ściany.

Orlen doszedł do ściany możliwości. W dwa miesiące obniżył swoje ceny o 12 proc., mimo że na świecie ropa (też przez osłabienie złotego) podrożała o 20 proc. Cieszmy się 5 z przodu, bo za dwa miesiące może być 8. Nawet cuda mają swoje granice - komentuje na X ekonomista i analityk Rafał Mundry.

Będziemy mieli w końcu w Warszawie Budapeszt?

Przy tej okazji padają oskarżenia, że tym samym rząd Zjednoczonej Prawicy, kierując się wyłącznie chęcią przymilenia do wyborcy, doprowadzi do sytuacji, w jakiej ok. rok temu byli Węgrzy. Bo tam też przed wyborami rząd Victora Orbana sztucznie zaniżał ceny paliw, które już po rozstrzygnięciu dokonanym przy urnach, mocno wystrzeliły, w przypadku diesla nawet aż o 1/3. 

Więcej o cenach paliw przeczytasz na Spider’s Web:

Nie dajcie się oszukać. Ukryta inflacja czai się za rogiem. W Polsce jest podobnie - przestrzega Sławomir Dudek, główny ekonomista Instytutu Finansów Publicznych.

REKLAMA

Tyle tylko - na co zwraca uwagę Rafał Hirsch - porównywanie tamtejszej sytuacji na Węgrzech do tej obecnie w Polsce, nie do końca jest uprawnione, bo jednak okoliczności są zupełnie inne. Owszem, Madziarzy przed wyborami też zaniżali ceny paliw i ten system u nich z powodzeniem działał przez miesiące, a nawet ponad rok. I nic by się nie zmieniło, gdyby nie… awaria w jednej z rafinerii należącej do MOL, na którym Budapeszt opierał mechanizm niższych cen, tak jak teraz Warszawa robi to z Orlenem. Po remoncie w Rafinerii Dunajskiej miało dojść do usterek, przez co dochodzenie do pełnych możliwości produkcyjnych zajęło kilka tygodni. I to wystarczyło do wybuchu paniki i cenowego wystrzału w górę. To nie jest więc taka sytuacja, z jaką mamy obecnie do czynienia w Polsce. 

System trzymania cen paliw nisko wbrew rynkowi posypał się kompletnie na Węgrzech nie dlatego, że nie działał, tylko dlatego, że im się rafineria zepsuła i fizycznie zabrakło towaru. Zanim się zepsuła, system działał miesiącami - argumentuje na X Rafał Hirsch.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA