Trach! – na rynku ropy znów rozległ się złowrogi odgłos. „Niepokój został zasiany”
Właśnie trwa pasjonujący wyścig. Na jednym torze ustawił się strach przed kolejnym kryzysem finansowym, wywołany przez zawirowania bankowe. Na drugim zaś znalazło się miejsce dla ożywienia gospodarczego w Chinach, co wiąże się z większym zapotrzebowaniem energetycznym. Z wykresów cenowych ropy jednoznacznie wynika, że przynajmniej na razie lęk przed bankowym trzęsieniem ziemi wygrywa o kilka długości.
W tym roku plan na rynek ropy był bardzo prosty: Chiny kończą z polityką zero-COVID, co spowoduje ożywienie gospodarcze i tym samym wzrośnie zapotrzebowanie energetyczne. Będzie potrzeba więcej ropy, która przez to będzie też coraz droższa. Tymczasem zbliżamy się powoli do końca pierwszego kwartału 2023 r., a cena ropy zamiast systematycznie rosnąć - coraz bardziej nurkuje.
Efekt? Brent jest już poniżej 71 dol. a WTI za mniej niż 65 dol. za baryłkę. Ostatni raz tak tanio było w listopadzie 2021 r. A jeszcze na początku marca Brent kosztowała nawet ponad 86 dol. a WTI - więcej niż 80 dol. Okazuje się bowiem, że chiński import surowców energetycznych w styczniu i lutym 2023 r. (Pekin te dane pokazuje razem, ze względu na wahania tygodniowego święta Księżycowego Nowego Roku) spadł o 1,3 proc. w porównaniu z dwoma pierwszymi miesiącami 2022 r.
Cena ropy: Chiny mają odpowiadać za rekordowy popyt
Z drugiej strony sprzedaż detaliczna skoczyła w górę w Chinach w okresie styczeń-luty. Podobnie jest z produkcją przemysłową i inwestycjami w infrastrukturę. Dlatego zarówno OPEC jak i Międzynarodowa Agencja Energii (IEA) nie zmieniają jeszcze swoich pierwotnych prognoz i przewidują, że Chiny i tak będą w tym roku odpowiadać za rekordowy wzrost popytu na ropę, co też będzie oddziaływać na innych.
Ten popyt ma wynieść średnio 15,56 mln baryłek dziennie (bpa). To więcej o 710 tys. bpd w porównaniu z 2022 r. i o 590 tys. bdb, patrząc na raport OPEC z zeszłego miesiąca.
Wszyscy patrzą na amerykańskie stopy procentowe
Na razie dobre nastroje na rynku psują zawirowania w sektorze bankowym. Ciągle jest ryzyko, że upadek Silicon Valley Bank i kłopoty First Republic w Stanach Zjednoczonych tudzież zamieszanie dokoła Credit Suisse w Europie spowodują co najmniej kryzys jak w 2008 r. Wszyscy oczekują co w tej sytuacji zrobi amerykańska Rezerwa Federalna, która zbiera się na posiedzeniu 21 i 22 marca. Z jednej strony spodziewana jest kontynuacja najszybszej od lat 80. ubiegłego wieku serii podnoszenia stóp procentowy - dziewiąty raz z rzędu. Z drugiej zaś przy obecny kłopotach banków, taka polityka może okazać się dolewaniem oliwy do ognia.
Te zmienne nastroje dobrze też widać w ostatnich danych CME Group. Jeszcze przed chwilą inwestorzy szacowali prawdopodobieństwo kolejnej podwyżki stóp w USA w 80 proc. Teraz to tylko 48 proc. Z kolei szansa na brak ruchu tym razem ze strony Fed jest oceniana na blisko 52 proc.