Energia wreszcie tanieje. Potężny import LNG i wypełnione magazyny gazu w Europie uspokajają ceny
Europa dwoi się i troi, żeby raz na zawsze zastąpić gaz z Rosji. Terminale LNG mają rekordowe obroty. W efekcie wypełniają się coraz bardziej unijne magazyny. Nie potwierdza się też panika względem dostaw realizowanych przez Gazprom. Wszak coraz więcej podmiotów otwiera konta rublowe i tranzyt surowca cały czas przebiega bez żadnych kłopotów. To wszystko powoduje, że rynkowa cena gazu maleje. I z tego względu tanieje wreszcie też sama energia elektryczna.
Cena węgla w portach ARA raptem w cztery dni, od 20 maja spadła z poziomu 340,5 dol. do 293,75. To zjazd prawie o 14 proc. Podobną sytuację obserwujemy też na rynku gazu. Jak wskazują dane z giełdy ICE, cena za jedną megawatogodzinę wynosi obecnie 84,5 euro. To poziomy ostatnie raz widziane trzy miesiące temu, tuż przed rosyjską agresją w Ukrainie. Absolutny rekord cenowy padł 7 marca, kiedy za 1 MWh gazu trzeba było płacić ponad 210 euro. Około 16 marca cena spadła do poziomów w okolicach 100 euro i utrzymywała się na nim aż do teraz. A to wszystko rzecz jasna ma wpływ też na końcowe ceny energii. Jak wykazuje Instytut Jagielloński, na tle UE polska pod tym względem nie ma zbyt dużo powodów do obaw, chociaż inni coraz bardziej nam depczą po piętach.
W kwietniu średnie ceny hurtowe energii elektrycznej w Polsce wyniosły 124 euro za 1 MWh. To wyraźnie mniej niż np. w Niemczech (166 euro), Czechach (174 euro), Słowacji (183 euro). Najdrożej zdecydowanie było w Grecji (247 euro), we Włoszech (243 euro) i we Francji (233 euro). Taniej niż w Polsce za to czwartego miesiąca roku było na Litwie (116 euro), w Łotwie (109 euro) i Estonii (101 euro). Bezkonkurencyjne kolejny raz były kraje skandynawskie: Finlandia (79 euro), Szwecja (od 51 do 11 euro) oraz część centralnej i północnej Norwegii (od 19 do 47 euro).
Cena gazu spada, bo magazyny UE są coraz bardziej wypełnione
Przyczyn takiego stanu rzeczy jest kilka. Po pierwsze chodzi o ilość gazu w UE. Odkąd Putin zaczął straszyć zerwaniem dostaw przez Gazprom, a potem swoje groźby zrealizował względem na razie Polski, Bułgarii i Finlandii, Bruksela dywersyfikuje swoje dostawy jak tylko może, a unijne terminale LNG od tygodni pracują w pocie czoła. W efekcie UE ma spokojnie wypełnić warunek wypełnienia swoich magazynów gazu co najmniej w 80 proc. do 1 listopada 2022 r. Na 24 maja ich średnie wypełnienie wynosi ponad 43 proc.
W zdecydowanie najlepszej sytuacji jest Polska, która ma magazyny pełne gazu w ponad 92 proc. Na drugim miejscu plasuje się Portugalia (90,11 proc.), a na trzecim - Hiszpania (65,89 proc.). Na drugim końcu tego zestawienia znajduje się Szwecja (6,57 proc.), Bułgaria (20,7 proc.) i Chorwacja (21,06 proc.). W krajach poza UE już tak dobrze nie jest, a średnia wypełniania ich magazynów wynosi 18,46 proc. W najlepszej sytuacji pod tym względem jest Wielka Brytania (92,53 proc.). Ale np. magazyny gazu na Ukrainie wypełnione są obecnie tylko w ponad 16 proc.
Rosja jedną ręką straszy a drugą otwiera portmonetkę na ruble
Maleje też panika związana z dalszym zakręcaniem kurka przez Gazprom. Naftowy koncern miał wypełnić podpisany przez Putina dekret i skończyć z dostawami do krajów, które nie zaczną za nie płacić w rublach. I tak się stało względem Polski, Bułgarii i Finlandii. Inni jednak – wychodzi na to – mogą spać spokojnie. Bo też Komisja Europejska celowo zostawiła furtkę, która niby pozwala płacić Rosji za gaz w rublach i jednocześnie nie łamać w ten sposób unijnych sankcji. Pierwsze z takiej możliwości skorzystały rządy Niemiec i Włoch.
Razem z Niemcami i Włochami poszli też inni. Wicepremier Rosji Aleksander Nowak stwierdził, że w sumie 54 podmiotów ma podpisane kontrakty z Gazprom Export. I jego zdaniem około połowy z nich otworzyła już w Gazprombanku specjalne konta, co pozwala przewalutowywać płatności na ruble, zgodnie z życzeniem Putina. Tym samym rynek już aż tak bardzo nie trzęsie się ze strachu, że nagle gazu z Rosji w Europie zabraknie, co też ma swoje odbicie w cenie surowca. I też w cenie energii.