Cena baryłki ropy naftowej zbliża się do 100 dol. Tyle kosztowała, gdy Rosja zajmowała Krym
Wisząca na włosku agresja Rosji na Ukrainę wprowadza światową gospodarkę w stan nerwicy, a to odbija się na ropie naftowej, czyli surowcu wyjątkowo wrażliwym na wstrząsy geopolityczne. Za baryłkę ropy Brent płaci się już niemal 100 dolarów, czyli najwięcej od 2014 roku. To wtedy miał miejsce poprzedni Atak Rosji na Ukrainę i aneksja Krymu. (fot. Johannes Ko/Flickr CC BY-NC-ND 2.0)
Prawie 95 dol. – tyle teraz płaci się za baryłkę ropy Brent, a to najwięcej od września 2014 roku. Po spadku do niemal 20 dol. – czyli poziomu z początku obecnego wieku – po wybuchu pandemii koronawirusa cena ropy niemal nieprzerwanie rośnie i jest już blisko psychologicznej granicy 100 dol.
Aktualny rajd ceny ropy trwa od początku roku i przyczyn tego zjawiska jest wiele, w tym głównie popandemiczne ożywienie gospodarcze, pozrywane łańcuchy dostaw i niezdolność kartelu OPEC+ (czyli łącznie z Rosją) do zwiększenia produkcji do deklarowanych poziomów. Analitycy nie mają jednak wątpliwości, że dominującym czynnikiem jest rosnące napięcie na linii Rosja-Zachód i coraz większe ryzyko napaści wojsk rosyjskich na Ukrainę.
Za analiz Bloomberga wynika, że już wzrost ceny ropy naftowej z 70 dol. na początku grudnia zeszłego roku do 100 dol. pod koniec lutego podwyższy inflację w USA i Europie o pół punktu procentowego. Analitycy nie mają wątpliwości, że w razie ataku Rosji na Ukrainę cena ropy przekroczy pułap 100 dol. za baryłkę, a bank inwestycyjny JPMorgan Chase przewiduje, że cena może wystrzelić powyżej 120 dol.
A jeśli cena w razie gwałtownej eskalacji podskoczy do 150 dol? JPMorgan Chase prognozuje, że w takim przypadku wzrost światowej gospodarki zostanie wstrzymany, a roczna inflacja wystrzeli do poziomu przekraczającego 7 proc.
Różne banki i inne instytucje finansowe wskazują na to, że prognoza na poziomie 100 dolarów za baryłkę, to nie jest już jakiś odległy termin, tylko raczej bardzo prawdopodobna przyszłość – ocenia Michał Stajniak z Domu Maklerskiego XTB.
Przy tak wysokich cenach surowca utrzymanie cen paliw w Polsce poniżej 6 zł nawet pomimo tarcz antykryzysowych może okazać się niemożliwe. Coraz więcej wskazuje na to, że takie instrumenty jak wprowadzona na pół roku obniżka VAT-u na paliwa z 23 do 8 proc. oraz wcześniejsze obniżenie akcyzy zostaną przedłużone.
Najpierw na taką możliwość wskazał prezes NBP Adam Glapiński podczas ostatniej konferencji prasowej, a teraz taki sygnał wysyła premier Mateusz Morawiecki. W wywiadzie dla tygodnika „Sieci” zapowiedział, że jeśli będzie taka potrzeba i inflacja będzie zagrażać polskim rodzinom, to niższe stawki zostaną utrzymane.