Putin pozazdrościł Trumpowi wojny handlowej. Supertania ropa podtopi światową gospodarkę
Eskalacja nastąpiła błyskawicznie. W piątek po południu Rosja ogłosiła szokującą dla krajów OPEC odmowę przyłączenia się do cięć produkcji ropy naftowej, brutalnie zrywając działający od 2016 r. pakt OPEC+. Decyzję Moskwy jako wypowiedzenie wojny naftowej odebrała Arabia Saudyjska i szybko zdecydowała o zalaniu światowego rynku tanim surowcem. Władimir Putin chciał utopić w taniej ropie amerykańskich producentów łupkowych, ale konsekwencje gospodarcze mogą być opłakane nie tylko dla Rosji.
Wielu z nas widziało taki filmik z kamerki samochodowej: w gęstym deszczu na autostradzie jadący szybko lewym pasem kierowca traci kontrolę nad samochodem, wpada w poślizg, uderza w barierki i zaczyna z olbrzymią energią kręcić się po całej jezdni. Kierowca samochodu z kamerką przez dłuższą chwilę nie zdejmuje nogi z gazu, przyglądając się rozwojowi wypadków za szybą, jakby oglądał film na panoramicznym telewizorze. Gdy orientuje się, że to, co widzi, bezpośrednio go dotyczy, jest już za późno. Następuje uderzenie, reakcja łańcuchowa i kolejne auta wpadają na siebie. „Na autostradzie doszło do karambolu z powodu złych warunków atmosferycznych” – donoszą media.
Tak właśnie wygląda rozwój wypadków po wybuchu epidemii koronawirusa w Chinach. Przez kilka tygodni świat przyglądał się z zaciekawieniem, jak gigantyczne miasto zostaje objęte kwarantanną i w mgnieniu oka stawiany jest wielki szpital zakaźny. Nie minęły dwa miesiące, a epidemia wybuchła we Włoszech, pociągając za sobą największy wstrząs gospodarczy od 2008 roku.
Po fali olbrzymich spadków na giełdach w ostatnim tygodniu lutego właśnie następuje uderzenie wtórne. Indeksy giełdowe znowu lecą na łeb na szyję, ale tym razem bezpośrednim czynnikiem jest gigantyczne tąpnięcie cen ropy naftowej. Surowiec ten szybko taniał od początku roku wraz z postępującym paraliżem chińskiej gospodarki, ale to, co teraz się dzieje, to bezpośredni efekt czystej polityki.
W piątek w Wiedniu miał miejsce szczyt państw-producentów ropy, który zakończył się wielką katastrofą. Rosja nie zgodziła się na wspólne cięcie wydobycia, co miało podbić ceny i uratować budżety państw uzależnionych od eksportu ropy.
Członkowie kartelu OPEC – czyli Arabia Saudyjska wraz z pozostałymi krajami Zatoki Perskiej i kilkoma innymi producentami ropy – od 2016 roku ściśle współpracowały z Rosją, tworząc nieformalną grupę OPEC+. Skoordynowane cięcia pozwoliły w ostatnich latach mocno podbić ceny ropy po ich dramatycznym spadku w 2014 roku.
OPEC+ miał jednak jeden problem – stale i bardzo szybko rosnące wydobycie ropy ze złóż łupkowych w Stanach Zjednoczonych. Dość wysoka cena tego surowca sprzyjała amerykańskim firmom, które zaczęły na wielką skalę eksportować ropę, co było całkowitym novum w światowej gospodarce.
W grudniu 2019 roku Stany Zjednoczone eksportowały średnio 3,67 mln baryłek dziennie, a produkcja tamtejszego przemysłu naftowego wyniosła średnio 12,9 mln baryłek dziennie. Pod koniec lutego doszła nawet do 13,1 mln baryłek, czyli więcej niż produkują Rosja i Arabia Saudyjska. Mało tego, USA po raz pierwszy w historii więcej eksportują, niż importują tego surowca.
Pisząc o kulisach piątkowego szczytu OPEC, Bloomberg wskazywał, że Arabia Saudyjska i jej sojusznicy do końca byli przekonani, że Rosja, która wcześniej sygnalizowała niechęć do dalszych cięć, jednak da się przekonać do wspólnego zmniejszenia wydobycia. Suche i twarde „niet” rosyjskiego ministra energetyki Aleksandra Nowaka miało być dla ministrów z krajów OPEC takim szokiem, że w sali obrad na długą chwilę zapanowała grobowa cisza.
Z relacji uczestników tego wydarzenia wynika, że książę Muhammad ibn Salman, faktyczny dyktator Arabii Saudyjskiej, chciał bezpośrednio porozmawiać z Władimirem Putinem, ale od przedstawiciela rosyjskiego prezydenta miał usłyszeć, że żadnych rozmów o ropie nie zamierza prowadzić.
Jak pisze Bloomberg, Władimir Putin ma dość ekspansji amerykańskich producentów ropy na światowych rynkach i postanowił wykorzystać kryzys na rynku ropy, by dokręcić im śrubę. Wydobycie z łupków jest droższe niż ze złóż konwencjonalnych, więc – już mocno zadłużone – mniejsze amerykańskie firmy mogą obecnego spadku cen nie wytrzymać.
Kalkulacja ta może jednak wziąć w łeb, bo za złoże łupkowe wzięli się w ostatnich latach także amerykańscy naftowi giganci, tacy jak Exxon Mobil czy Chevron, którzy mają potężne zaplecze finansowe pozwalające im bez większego trudu przetrwać zjazd cenowy na rynku ropy.
Na razie bardzo nerwowo i gwałtownie na zerwanie OPEC+ zareagowała Arabia Saudyjska. Jeszcze w weekend ogłosiła znacznie obniżenie cen tego surowca dla zagranicznych odbiorców, a władze w Rijadzie zapowiedziały, że od kwietnia zwiększą wydobycie do ponad 10 mln baryłek dziennie, co w praktyce oznacza zalanie rynku tanią ropą.
Na efekty nie trzeba było długo czekać. W ciągu kilku sekund od rozpoczęcia notowań, ceny ropy tąpnęły niemal tak samo mocno, jak w 1991 roku, gdy uderzające militarnie na Irak USA zalały światowy rynek swoimi rezerwami ropy. Gwałtownymi spadkami zareagowały światowe giełdy, a kurs rubla wobec dolara już zaliczył największy spadek od stycznia 2016 roku.
Rosyjskie ministerstwo finansów zapewnia, że przy cenach ropy na poziomie 25-30 dol. za baryłkę nawet przez 10 lat nie będzie mieć problemu ze zbilansowaniem budżetu. Czy jest to jedynie robienie dobrej miny do złej gry, pewnie niedługo się okaże, ale jedno jest pewne – rząd w Moskwie będzie musiał sięgnąć po środki zgromadzone w Narodowym Funduszu Bogactwa, które wycenia na 150 mld dol.
Dalszy rozwój wypadków trudno przewidzieć, ale jest niemal pewne, że wojna naftowa potrwa co najmniej kilka miesięcy. Supertania ropa będzie ciągnąć w dół światowe giełdy, które dotychczas były zasilane szerokim strumieniem petrodolarów. Oczywiście tania ropa jest zasadniczo dobra, ale takie brutalne ruchy cenowe – w szczególności towarzyszące innym gwałtownym zjawiskom ekonomicznym – są dla gospodarki bardzo niebezpieczne.
Nawet bez załamania na rynku ropy problemów gospodarczych nie brakowało. Załamanie produkcji i konsumpcji w Chinach, katastrofa branżach lotniczej, turystycznej i logistycznej z pewnością pociągnie za sobą falę bankructw na całym świecie. Niestety w Polsce też, bo gigantyczne problemy już teraz mają rodzimi przewoźnicy czy hotelarze.
Możemy cieszyć się, że dzięki taniej ropie ceny na polskich stacjach w najbliższych tygodniach powinny spaść, ale te oszczędności nie będą warte potężnych kosztów, jakie poniesie cała polska gospodarka w wyniku ogólnoświatowego kryzysu wywołanego koronawirusem.