Mogliby być znacznie gorsi. Na przykład wzywać swoich kolegów — tych bliższych i dalszych — żeby masowo was zwalniali, żeby bezrobocie tak zabolało, żeby rozbestwieni pracownicy spokornieli. Zagraniczni milionerzy już to robią.
Polska to jednak fantastyczny kraj do życia dla zwykłego człowieka, bo elita najbogatszych jeszcze wcale tak bardzo nie próbuje degradować szaraczków.
Zabrać mięso i pół urlopu
Najwięcej kontrowersji tradycyjnie co jakiś czas wzbudza prof. Janusz Filipiak, twórca i prezes Comarchu, który w ostatnim czasie wywołał falę wzburzenia, mówiąc, że z powodów ekologicznych to biedni powinni „przestać żreć mięso”. Potem jeszcze wspomniał, że pracownicy muszą zrozumieć, że nie można dalej podnosić płac, że presja na podwyżki, jaką wywierają, jest zbyt duża.
I tak obszedł się z pracownikami delikatnie.
Przy tej okazji należy wspomnieć jeszcze Grzegorza Hajdarowicza, wydawcę „Rzeczpospolitej”, producenta filmowego i milionera, który w 2020 r. apelował o likwidację 500+, 13. emerytury, zawieszenie kodeksu pracy i skrócenie pracownikom urlopu o połowę. Jednym słowem: zabrać pieniądze ludziom i dać je firmom, żeby ratować gospodarkę.
Więcej na temat kontrowersyjnych pomysłów polskich milionerów przeczytacie tu:
- Skończcie z 500+! Milioner straszy apokalipsą: zamieszkami, 6 mln bezrobotnych i chlebem po 10 tys.
- Słynie z milionowych zarobków i ciętego języka. Teraz uznał, że „niższe warstwy nie powinny żreć tyle mięsa”
- Koniec eldorado w IT. Polski milioner się wkurzył. Ogłosił pracownikom: to koniec podwyżek pensji
Zwolnić 200 tys. ludzi, to się uspokoją
Mocne, ale ciągle jeszcze nie dorasta do pięt Timowi Gurnerowi, australijskiemu potentatowi na rynku nieruchomości, który właśnie wzywa do masowych zwolnień pracowników, żeby ci spuścili ze swoją arogancją i przypomnieli sobie, gdzie jest ich miejsce.
Milioner uważa, że bezrobocie powinno się podwoić, żeby pracownicy zmienili nastawienie. A przypomnę, że bezrobocie w Australii wynosi obecnie 3,7 proc.
Gdyby stało się zgodnie z życzeniem milionera, pracę straciłoby w Australii 200 tys. osób. Ale za to, według niego, pracownicy przypomnieliby sobie, że to oni są dla szefa, a nie szef dla nich. Dziś natomiast pracownicy uważają, że to szef jest wielkim szczęściarzem, że ich zatrudnia. Cóż, przy tak niskim bezrobociu, w gruncie rzeczy mają rację.
I doskonale to wiedzą, walcząc o podwyżki i pracę zdalną, bo po pandemii wcale nie chcą wracać do biur.
#pracadlaleniwychdziewcząt
To, o czym mówi Tim Gurner to w istocie ten sam problem, z którym boryka się prof. Filipiak i miliony innych pracodawców na świecie. Trend nazwany „quiet quitting” już znacie, a słyszeliście o „pracy dla leniwych dziewcząt”? Taki hashtag w zagranicznych mediach społecznościowych też funkcjonuje i zgadnijcie, co oznacza? Elastyczne warunki dobrze płatnej pracy dla kobiet, które pozwalają im łączyć karierę z macierzyństwem, czy po prostu work-life blance.
Jak widać, australijscy milionerzy mogą być znacznie bardziej bezwzględni niż nasi, polscy. Choć akurat z tamtejsza klasą polityczną może być dokładnie odwrotnie. Słowa milionera wzburzyły posłów australijskiego parlamentu i to ze wszystkich opcji politycznych. A u nas? Mi ciagle w głowie wybrzmiewają słynne słowa rezydenta Komorowskiego: zmień pracę, weź kredyt.
A propos ryku mieszkaniowego, Gurner nie pierwszy raz wystrzelił z czymś kontrowersyjnym. Kilka lat temu, odnosząc się do narastającego problemu mieszkaniowego, powiedział, że ludzi nie stać na domu, bo za dużo wydają na tosty z awokado. Simple as that!