Na początku tygodnia bitcoin przebił psychologiczną granicę 10 tys. dolarów, a to może być dopiero początek wzrostów związanych z halvingiem.
Bitcoin zaczął ten rok w dołku. Cena oscylowała w granicach 7 tys. dol., choć jeszcze pod koniec października jedną monetę wyceniano na ponad 9 tys. dol. Od 3 stycznia obserwujemy ciągłe wzrosty, które sprawiły, że bitcoin wskoczył na poziom 10 tys. dol. Ostatnio oglądaliśmy go w tych okolicach we wrześniu.
W ciągu miesiąca bitcoin zyskał blisko 20 proc.
Nie przeszkodziły mu doniesienia o kolejnych zachorowaniach na koronawirusa czy spowolnieniu chińskiej gospodarki. Wzrosty na rynku napędza bowiem coś innego.
Już w maju bitcoina czeka halving, czyli zmniejszenie nagrody za utrzymywanie sieci bitcoin dla górników. To właśnie oni potwierdzają transakcje, poświęcając moc obliczeniową komputerów, a także płacąc rachunki za prąd.
Do teraz każdy wykopany (czyli potwierdzony) zestaw transakcji (blok) przynosi im 12,5 bitcoina do podziału. Od 12 maja będzie to połowa tej sumy - 6,25 bitcoina.
Halving to bardzo ważne wydarzenie dla ekonomii bitcoina.
Górnicy dostaną mniej bitcoinów, więc można spodziewać się, że część z nich będzie chciała to sobie odbić pod postacią zwiększonych prowizji. Innym przestanie się opłacać prowadzenie tego biznesu.
Z drugiej strony halving oznacza również zmniejszenie podaży. Mniej nowych bitcoinów w obiegu może doprowadzić do wzrostu kursu, jeśli popyt zostanie utrzymany. Wydaje się więc, że obecne wzrosty to próba wyprzedzenia tego zachowania, która sama w sobie prowadzi do wzrostu cen.
W ślad za bitcoinem idą też inne kryptowaluty.
W ciągu ostatniego miesiąca kurs ethereum wzrósł ze 143 do 220 dolarów, a ripple z 0,2 do 0,27 dol. Jednak to bitcoin pozostaje kluczową kryptowalutą. Jego kapitalizacja sięga 63 proc. całego rynku.