REKLAMA

Bezrobocia już raczej nie doświadczymy. Demografia jedzie jak buldożer

Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej poinformowało, że stopa bezrobocia rejestrowanego we wrześniu wyniosła 5 proc. i była to najniższa liczba zarejestrowanych bezrobotnych od początku takich pomiarów, czyli od 1990 roku. Media z rozpędu piszą o „najlepszej sytuacji na rynku pracy od 30 lat”, ale niedługo będzie ona tak „dobra”, że na rynku będzie brakować setek tysięcy pracowników. Polski Instytut Ekonomiczny właśnie podał szacunki wpływu kryzysu demograficznego na polski rynek pracy.

Bezrobocia już raczej nie doświadczymy. Demografia jedzie jak buldożer
REKLAMA

Stopa bezrobocia rejestrowanego we wrześniu wyniosła 5 proc., co jest najniższym wynikiem od początku III RP. Z kolei według unijnej definicji bezrobocie wyniosło w sierpniu 2,9 proc., co oznacza, że w całej Unii Europejskiej niższy wskaźnik mają tylko Czechy. Średnia dla całej UE wynosi 5,9 proc., a w strefie euro jest to 6,4 proc.

REKLAMA

Kryzys demograficzny w Polsce a rynek pracy

Na pierwszy rzut oka jest się czym cieszyć, bo wysokie bezrobocie nie tylko oznacza wysokie koszty społeczne, ale także jest to symptom niedomagania gospodarki danego kraju. Bardzo niskie i wciąż spadające bezrobocie niekoniecznie jest jednak jednoznacznie dobrą wiadomością. Gdy osoba z nadwagą traci masę ciała, może to wynikać z dobrej diety i dużej aktywności fizycznej, ale może to być efektem poważnej chronicznej choroby.

Taką chorobą toczącą nasze społeczeństwo jest kryzys demograficzny, który rozwijał się od lat, bo już w 1989 roku spadliśmy poniżej zastępowalności pokoleń, ale teraz kryzys ten wchodzi w ostrą fazę. Obecnie wskaźnik dzietności wynosi 1,16 i jest to najniższy wynik w historii badań demograficznych. Aby utrzymać zastępowalność pokoleniową, czyli uniknąć scenariusza wymierania społeczeństwa, dzietność musi wynosić 2,1.

Jaki konkretnie ma to związek z rynkiem pracy? Polski Instytut Ekonomiczny wyliczył, że tylko w ciągu najbliższej dekady ubędzie z niego aż 2,1 mln pracowników. Oznacza to, że do 2035 r. z rynku pracy zniknie co ósma pracująca osoba.

Więcej o polskim rynku pracy przeczytacie w tych tekstach:

Prognozowany spadek zatrudnienia wynika ze stopniowego wychodzenia z rynku pracy pracowników w wieku 50-59/64 lata oraz wchodzenia na rynek pracy młodszych, mniej liczebnych kohort wiekowych. Przy założeniu utrzymania obecnego wieku emerytalnego do 2035 r. z polskiego rynku pracy odejdzie 3,8 mln pracowników. Równocześnie prognozowany napływ nowych roczników wyniesie 1,7 mln osób – czytamy w raporcie „Konsekwencje zmian demograficznych dla podaży pracy w Polsce”.

PIE wskazuje, że największy kryzys niedoboru pracowników dotknie sektor edukacji oraz opieki zdrowotnej. Instytut ocenia, że zatrudnienie w tych sektorach może zmniejszyć się odpowiednio o 29 proc. i 23 proc. w stosunku do obecnego stanu. Sektory przemysłowe utracą największą liczbę pracowników, bo aż 400 tys. do 2025 r. to w ujęciu procentowym będzie to relatywnie umiarkowane 11 proc.

PKB Polski spadnie

REKLAMA

Autorzy raportu wskazują, że konsekwencje odpływu pracowników z polskiego rynku pracy tylko do pewnego stopnia można łagodzić poprzez wdrażanie nowych technologii. Roboty przemysłowe, systemy automatyzacji czy sztuczna inteligencja mogą nie tylko wspomagać pracę ludzką, ale też ją zastępować i zwiększać jej efektywność. Problem polega na tym, że zastępowanie pracowników technologią jest możliwe tylko w określonych sektorach i specjalizacjach.

Spadek liczby pracowników uderzy w całą gospodarkę Polski. Według Polskiego Instytutu Ekonomicznego PKB Polski do 2035 r. może zmniejszyć się o 6-8 proc. w scenariuszu spadku zatrudnienia o 11 proc.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA