Polski rząd ekscytuje się banem na węgiel z Rosji. Mamy złą wiadomość: za tą decyzją chowa coś bardzo niefajnego
Chociaż w Europie słychać coraz głośniej głosy, że rosyjska agresja na Ukrainie powinna być pretekstem do jeszcze większego zaangażowania w odnawialne źródła energii, żeby w ten sposób pokrzyżować plany Putina, to Polska idzie jednak w innym kierunku. Z nowych założeń Polityki Energetycznej Polski do 2040 r. wynika, że też chcemy uniezależniać się energetycznie od Rosji. Ale nie będziemy stawiać na OZE, a nie licząc się z kosztami, na węgiel.

Energii z Rosji nikt za bardzo już nie chce. Premier Mateusz Morawiecki wcześniej zaproponował całej UE wprowadzenie stosownego embarga na węgiel, ropę i gaz z Rosji, ale Bruksela na razie za bardzo nie podjęła tematu.
Nasz rząd postanowił sam podjąć stosowne działania, dzięki którym paliw kopalnych z kierunku Rosji ma do nas trafiać coraz mniej. Ale przy tej okazji ekipa premiera Morawieckiego wcale nie postanowiła posłuchać ekspertów i nie stawia na rozwój OZE (chociażby przez usuwanie takich legislacyjnych przeszkód, jak zasada 10H). Mamy dalej brnąć w węgiel.
W Polsce nie ma miejsca na rosyjski węgiel
Do tej pory Polska swoją transformację energetyczną i narzucany przez Brukselę rozwód z węglem planowała oprzeć na gazie ziemnym. Dlatego Warszawę cieszyła presja Niemiec, którzy zaczęli wyłączać swoje kopalnie węgla i elektrownie jądrowe, żeby skupić się właśnie na gazie.
Co ostatecznie znalazło się w projekcie unijnej taksonomii, gdzie gaz - mimo, że jest paliwem kopalny – traktowane jest jako źródło zrównoważone. Ale rosyjska agresja an Ukrainę wszystko zmieniła, a rząd Niemiec, głównie pod naciskiem presji społecznej, wstrzymał certyfikację gazociągu Nord Stream 2, który jeszcze bardziej miał wziąć na rosyjską, gazową smycz Europę.
Eksperci wskazują, że w takiej sytuacji nie powinno być większego kłopotu z naszym bezpieczeństwem energetycznym. Rosyjski węgiel, wykorzystywany przede wszystkim w ciepłownictwie, zastąpimy zwiększonymi dostawami z Czech, Australii czy Kolumbii. Może przez to będzie ciut drożej, ale to cena, którą warto zapłacić za autonomię energetyczną. Do tego dochodzi jeszcze zwiększenie rodzimej produkcji. Chociaż na cuda w tym względzie nie ma co liczyć.
Polityka Energetyczna Polski do zmiany
Jednocześnie rząd przedstawił założenia do aktualizacji Polityki Energetycznej Polski do 2040 r. Ten dokument rząd przyjął ponad rok temu, w lutym 2021 r. Pierwotnie zakładano, że do 2040 r. uda się zmniejszyć udział węgla w miksie energetycznym z ponad 70 proc. do 11-28 proc.
Emisję gazów cieplarnianych zaś planowaliśmy ograniczyć o 30 proc. do 2030 r. Ale teraz trzeba o tym wszystkim zapomnieć. Bo skoro to węgiel ma nam pomóc odejść od rosyjskiej energii, to trzeba wszystko zmodyfikować. I już wiadomo w jakim kierunku pójdą te zmiany.
Z nowych założeń rządu wynika też, że należy wydłużyć żywot jednostkom węglowym, nie bacząc na czynniki ekonomiczne, wynikające chociażby z takich a nie innych cen uprawnień do emisji CO2.
Warto w tym miejscu zauważyć, że ceny na rynku ETS, po gwałtownym spadku z ok. 94 do ok. 58 euro po tym jak Putin napadł na Ukrainę, zaczynają systematycznie rosnąć i ponownie przebijają poziom 80 euro.
Co z harmonogramem zamykania kopalni i z NABE?
Ten zapis sugeruje z kolei, że będzie można zmienić umowę społeczną z górnikami, przynajmniej w zakresie harmonogramu zamykania kopalni, który pierwotnie miał kończyć się datą 2049 r.
Czy nowa polityka energetyczna Polski wywróci też do góry nogami dotychczasowy pomysł dotyczący powołania do życia NABE? Związkowcy podkreślają, że dzisiaj trzeba zastanowić się nad podmiotami energetycznymi, które w pełni będą realizować zamówienia, znają swoje potrzeby i będą potrafiły sprostać rynkowym wyzwaniom.
OZE: ani słowa o usuwaniu barier legislacyjnych
W założeniach aktualizacji PEP2040 czytamy też o OZE. Jak przekonuje rząd: co wymusza niejako obecna sytuacja gospodarcza i polityczna w Europie, która ogranicza możliwość importu surowców energetycznych z Rosji. Mowa jest nie tylko o energii z wiatru czy słońca, ale też o odnawialnych źródłach niezależnych od warunków atmosferycznych, wykorzystujących energię wody lub ziemi. Ale żądnych konkretnych wyliczeń i terminów nie ma. Są za to ogólniki.
Zdaniem Pawła Czyżaka z think tanku Ember na pierwszy rzut oka żadnej rewolucji nie widać. Zwiększenie udziału OZE w produkcji energii elektrycznej w 2040 r. z 40 do 50 proc. raczej większej różnicy do 2030 r. nie zrobi. A właśnie wtedy trzeba spełnić cel klimatyczny UE polegający na redukcji emisji CO2 o 55 proc.
Ekspert zastanawia się też czy przy okazji aktualizowania PEP2040, rząd przestanie rzucać kłody pod nogi energetyce wiatrowej i słonecznej. Założenia założeniami, ale bez odblokowania 10H i przyłączeń do sieci to i tak daleko nie zajdziemy - twierdzi Czyżak.