Ministerialna pensja dla małżonka prezydenta to robienie Agacie Dudzie niedźwiedziej przysługi
18 tys. zł brutto, czyli niecałe 13 tys. zł na rękę. Tyle będzie wynosić pensja małżonka prezydenta RP, gdy procedowana właśnie ustawa o podwyżkach dla najwyższych urzędników wejdzie w życie. Kontrowersje budzi głównie wysokość tej pensji, ale tu nie chodzi o to, czy to za dużo, czy za mało. Samo wciągnięcie Agaty Dudy na listę płac oznacza odarcie jej z nimbu pierwszej damy i zrobienie z prezydentowej urzędniczki, która będzie rozliczana ze swojej pracy.
Na zdjęciu: Agata Kornhauser-Duda z wizytą w szpitalu Bambino Gesù we Włoszech w październiku 2018 r.
„Małżonkowi Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej przysługuje wynagrodzenie odpowiadające wysokości 0,9-krotności wynagrodzenia zasadniczego sędziego Sądu Najwyższego” – to krótkie zdanie wywraca do góry nogami dotychczasowy status pierwszej damy w Polsce.
Zmiana ta na pierwszy rzut oka wygląda jak wyrównanie niesprawiedliwości, jaką od 30 lat dotykała małżonki kolejnych prezydentów, które za swoją nieformalną, ale jednak publiczną rolę nie dostawały ani złotówki wynagrodzenia. Tak zresztą tłumaczą to pomysłodawcy przyznania pensji małżonkowi prezydenta.
„Jakkolwiek osoba małżonka Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej nie jest osobą zajmującą kierownicze stanowisko państwowe, to jednak realizuje, jak dotąd nieodpłatnie, ważne zadania o charakterze reprezentacyjnym i wspomagającym Prezydenta RP, także kosztem własnej kariery zawodowej i czasu prywatnego” - czytamy w uzasadnieniu projektu ustawy.
Niestety to, co wydaje się bardzo słusznym uhonorowaniem pracy, jaką wykonuje małżonka Andrzeja Dudy, jest czynieniem Agacie Dudzie-Kornhauser niedźwiedziej przysługi. Wciąganie małżonka prezydenta RP na listę płac polskiego podatnika ma poważne konsekwencje.
Podstawowy problem z pensją dla małżonka prezydenta RP jest taki, że formalnie nie istnieje taka funkcja publiczna. Nie ma ustawy o wykonywaniu funkcji małżonka prezydenta RP i nie zanosi się na to, by miała powstać. Byłby to więc jedyny przypadek opłacania osoby publicznej bez jej umocowania formalno-prawnego.
Ogólna zasada mówi, że wysokość pensji urzędników państwowych uzależniona jest od odpowiedzialności, jaką ponoszą z tytułu pełnionej funkcji. Im wyższa odpowiedzialność, tym wyższa pensja. Premier więcej zarabia niż minister, a ten więcej niż podsekretarz stanu i tak dalej.
Każdy urzędnik – od referenta po prezydenta – podejmuje decyzje, które mają rozmaite skutki prawne, finansowe i ludzkie. To właśnie dlatego pensja, przynajmniej w teorii, powinna rosnąć wraz ze wzrostem tej odpowiedzialności. To swego rodzaju zabezpieczenie przed paraliżem decyzyjnym, który mógłby nastąpić, gdyby wraz ze wzrostem odpowiedzialności (od politycznej po karną) nie następował wzrost wynagrodzenia.
W tym kontekście proponowana nową ustawą pensja ministrów na poziomie 18 tys. zł wcale nie powinna wywoływać oburzenia „rozpasaniem władzy”. Ministrowie podejmują decyzje warte nieraz miliardy i jeśli chcemy ich za nie rozliczać, musimy zrekompensować im to ryzyko. Nie chcę mówić o tym, jak jest w praktyce z tą odpowiedzialnością, bo to temat na odrębną dyskusję.
Niewdzięczne, ale nieuniknione pytanie brzmi: jaką odpowiedzialność będzie ponosić Agata Duda z tytułu pełnionej przez siebie funkcji? Niestety odpowiedź jest oczywista – żadną.
Myślę, że wciągnięcie Agaty Dudy na listę płac z punktu widzenia żony prezydenta będzie fatalną decyzją. Żona prezydenta, która ma święte prawo wykonywać obowiązki reprezentacyjne tylko w takim stopniu, jaki uznaje za stosowny, nie angażując się przy tym w spór polityczny, stanie się urzędniczką rozliczaną z każdego kroku.
„To za to jej płacimy 18 tysięcy miesięcznie?!” – oczami wyobraźni widzę te tytuły w tabloidach i już współczuję pierwszej damie, bo na traktowanie jak pospolitego urzędnika niczym sobie nie zasłużyła.
Skoro para prezydencka ma już zarabiać 44 tys. brutto miesięcznie, to znacznie zręczniejsze będzie podwyższenie wynagrodzenia prezydenta do tego poziomu. Finansowo efekt taki sam, ale unikniemy niezamierzonych efektów ubocznych nadawania pensji małżonce prezydenta.