Czas na rewolucję. Rząd musi wprowadzić opłaty za studia i zacząć wypłacać 500+ uczniom zawodówek
Brakuje nam fachowców. Nie takich od politologii, polonistyki albo marketingu i zarządzania. Takich od budowania dróg, domów, operatorów maszyn i elektryków. Popyt na pracowników fizycznych cały czas rośnie, podobnie jak ich pensje. Co z tym zrobić? Doskonały przykład do naśladowania dała Holandia: podnieść opłaty za studia wyższe, szczególnie na najmniej przydatnych kierunkach, a w zamian uczniom szkół zawodowych wypłacać coś na kształt 500+. Działa aż huczy!
Podwyżki pensji dostają robotnicy. Z raportu pracuj.pl wynika, że w ostatnim roku aż 51 proc. pracowników fizycznych otrzymało podwyżkę. Wiadomo, pensje Polaków rosną, według GUS we wrześniu przeciętne wynagrodzenie w sektorze przedsiębiorstw wzrosło o 8,7 proc. r/r i wyniosło 5841,16 zł brutto.
Ale to statystyka, na którą większość Polaków się oburza, bo żadnej podwyżki nie wiedzieli od lat. No to właśnie pracownicy fizyczni wiedzieli, więcej niż połowa z nich widziała.
To dlatego, że popyt na fachowców rośnie. Pod koniec września br. do tej grupy kierowano więcej niż co czwarte aktywne ogłoszenie na portalu pracuj.pl. I nie jest żadną tajemnica, że w naszym kraju brakuje ich od lat.
Co z tym zrobić? Rząd już kilka lat temu opowiadał, że chce położyć większy nacisk na szkolenie zawodowe. Ale zapowiedzi i obietnice to jednak za mało.
Wystraszyć ludzi opłatami za studia, zachęcić gotówką dekarzy
Jest od kogo się uczyć, bo świetnie radzi sobie z podobnym problemem Holandia. Otóż tamtejszy rząd w 2015 r. przeprowadził głęboką reformę systemu edukacji, a właściwie jego finansowania. Po pierwsze, zlikwidował powszechną dotację dla studentów i zastąpił ją nisko oprocentowaną pożyczką. W efekcie koszt czteroletnich studiów licencjackich wzrósł o około jedną trzecią do 14 tys. euro.
Z drugiej strony uczniom szkół zawodowych holenderski rząd podniósł wypłacaną bezpośrednio pomoc finansową o blisko 7 proc.
W kieszeni przyszłego fachowca miało zostać o 800 euro więcej – zwraca uwagę w komentarzu Krzysztof Kutwa, analityk Polskiego Instytutu Ekonomicznego.
Co to dało? Efekty reformy zbadali Alexandra de Gendre z Uniwersytetu w Sydney oraz Jan Kabátek z Uniwersytetu w Melbourne. Wystarczyło, że holenderski rząd poinformował o reformie, a studenci rzadziej wybierali studia, a częściej decydowali się na policealne kształcenie zawodowe.
Więcej – nawet starsze roczniki studentów pod wpływem informacji o zmianie finansowania przestawiały się na inne ścieżki kształcenia, korygując w ten sposób wcześniej dokonane wybory.
Dodatkowym pozytywnym efektem był fakt, że zwiększyła się liczba studentów specjalizujących się w przedmiotach STEM (nauka, technologia, inżynieria, matematyka) i medycynie. Zdaniem naukowców studenci uwzględnili po prostu wzrost kosztów kształcenia wyższego i skierowali uwagę na kierunki dające większe perspektywy zarobkowe.
Krzysztof Kutwa przeprowadził zresztą własną symulację holenderskiego rynku pracy i wyszło mu, że w ubiegłym roku liczba nieobsadzonych przez fachowców po szkole zawodowej wakatów byłaby niemal o jedną trzecią wyższa, gdyby nie reforma finansowania edukacji. W ciągu ostatnich pięciu lat na holenderski rynek pracy weszło bowiem o ponad 500 tys. absolwentów szkół zawodowych więcej w porównaniu do oczekiwań sprzed reformy.
Były jeszcze dwa efekty uboczne holenderskiego pomysłu: rząd przyciągnął więcej kobiet do studiowania kierunków ścisłych i zmniejszył odsetek młodych porzucających naukę.
Polsko, i co ty na to?
Czy warto i w naszym kraju pójść podobną ścieżką i wprowadzić opłaty za studia, przynajmniej te, których absolwenci są nadmiarowi na rynku pracy? Może warto też wypłacać uczącym się w zawodówkach 500+ przez okres nauki? Na moje oko, brzmi nieźle.
Analityk PIE za australijskimi naukowcami dodaje jednak do tego jeden warunek: uczniowie i ich rodziny powinni być informowani o policealnej pomocy finansowej już na początku szkoły średniej. Czyli myślenie strategiczne z wyprzedzeniem. W polskich warunkach to ono może być największą barierą.