Zlikwidowali elektrownie węglowe i teraz żyją z wiatru i słońca. To jedyny taki region na świecie
Australia Południowa jest trzy razy większa od Polski. Mimo tak dużej powierzchni zdecydowała się na eksperyment i błyskawicznie rezygnuje z wykorzystania paliw kopalnych, zastępując je OZE. Efekt? Już przez pół roku woda i słońce dostarczają mieszkańcom 100 proc. potrzebnej energii.
Australijski stan ostatnią elektrownię opalaną węglem zamknął w 2016 r. W 2025 r. ma opierać się wyłącznie na zielonej energii. To bardzo prawdopodobny scenariusz, bo już teraz jest blisko celu.
Nie byłoby to możliwe bez gigantycznych inwestycji w panele fotowoltaiczne i turbiny wiatrowe. Australia Południowa ściągnęła do siebie firmy, które wrzuciły w rynek OZE łącznie 6 mld dol. Kolejne 20 mld dol. jest w planach inwestycyjnych.
Przykład? Tesla i spółka Energy Locals opracowują projekt wirtualnej elektrowni. Ma ona połączyć ze sobą 50 tys. gospodarstw domowych i pozwoli na bardziej efektywne rozdystrybuowanie zielonej energii między konsumentów. Ci ostatni produkują zresztą na własny użytek jak szaleni. Własne instalacje fotowoltaiczne ma aż 40 proc. domów.
Australijski stan ma trzy wielkoskalowe elektrownie słoneczne (odpowiadają za produkcję 23 proc. energii elektrycznej) i 22 elektrownie wiatrowe (odpowiedzialne za 45 proc. produkcji). Władze rozwijają infrastrukturę pozwalającą na wykorzystanie w przyszłości elektrowni wodorowych.
Zapotrzebowanie na paliwa kopalne odchodzi w niebyt
Rok temu Australia Południowa przez 180 dni była w stanie żyć wyłącznie z samego OZE. W tym czasie zdarzało się, że w sieci dochodziło do nadwyżek energii. Ba, na wiosnę 2022 r. silne podmuchy wiatru sprawiły, że same elektrownie wiatrowe pokrywały prawie 140 proc. zapotrzebowania. Nadwyżki są magazynowane w magazynach energii lub wysyłane do sąsiedniego stanu Wiktoria.
Eksperci zwracają uwagę, że jeszcze 15 lat temu Australijczycy wytwarzali z odnawialnych źródeł energii raptem jeden procent zapotrzebowania na prąd. Dzisiaj to już niemal 70 proc. To pokazuje, że w niektórych rejonach świata OZE jako podstawa systemu energetycznego wcale nie musi być utopią, w którą wierzą tylko niepoprawni optymiści.