Cała Polska hejtuje przedsiębiorcę, który zrobił zrzutkę na apartamenty dla turystów. Czy słusznie?
„Jestem młodym przedsiębiorcą, miałem 17 mieszkań, a teraz mam tylko 7, pomóżcie!” - taka internetowa zbiórka ratowania biznesu bazującego na krótkoterminowym najmie zarżniętym przez pandemię spowodowała falę hejtu. Ale czy to przedsiębiorcę powinniśmy krytykować, czy rząd, który nie kiwnął palcem, by krótkoterminowy najem uregulować, dbając, by zwykłych Polaków było stać na własne mieszkanie, zamiast pozwalać spekulantom nakręcać ceny mieszkań?
Kilka dni temu w serwisie zrzutka.pl pojawiła się zbiórka zatytułowana “Ratunek dla Apartamentów w Sercu Warszawy”. Jej twórca, Maciej Chojecki pisze:
Winna jest pandemia, która niemal zatrzymała turystykę, a dodatkowo rządowe restrykcje zupełnie zakazały przyjmowania gości w ramach usług hotelowych. Chojecki został w tej chwili już tylko z 7 apartamentami na krótkoterminowy wynajem i miesięcznymi kosztami rzędu 30 tys. zł. „Drugiego lockdownu już nie przeżyje” - pisze młody przedsiębiorca i prosi internautów, żeby wspomogli go finansowo.
Milioner? Cwaniak? Spekulant?
No i wybuchł hejt. „Ma 17 mieszkań w centrum Warszawy i jeszcze mu mało? Mamy się zrzucać na milionera?” - pisało wielu internautów. I moja pierwsza myśl była podobna. Niechże sprzeda jedno, nie powinien mieć z tym problemu, bo popyt na rynku nieruchomości cały czas jest ogromny i po problemie.
Od razu skojarzyła mi się informacja sprzed kilku dni, że jeden z restauratorów z Lublina postanowił sprzedać własny dom, nie po to, by samemu mieć z czego żyć, ale po to, by mieć na pensje dla swoich pracowników. To Chojecki nie może sprzedać jednego z wielu mieszkań, żeby samemu mieć co jeść?
Tylko że sprawa wcale nie jest taka prosta, bo te 17 mieszkań (a dziś już tylko 7), to nie są jego nieruchomości. Wynajmuje je długoterminowo, żeby podnajmować dalej z zyskiem krótkoterminowo.
Aaaa! No więc spekulacja! Jak się jest spekulantem, to trzeba liczyć się z ryzykiem i czasem się obrywa.
No ale trochę empatii: można przecież rozwiązać umowy najmu długoterminowego, żeby ciąć koszty. Można i Chojecki tak zrobił. Jednak w przypadku niektórych okresy wypowiedzenia są długie. No i gdyby pozbył się wszystkiego, to oznaczałoby, że zamyka interes. A przecież on w te mieszkania inwestował, podnosząc ich standard. Dużo straci. To będzie nie do odzyskania. Chce ratować biznes. Rozumiem.
I właściwie proponuje internautom, którzy mu pomogą całkiem uczciwy deal: kto wpłaci min. 200 zł, dostanie voucher do wykorzystania na nocleg w jednym z jego apartamentów. Może to i uczciwa propozycja dla kogoś spoza Warszawy, kto po prostu kupi sobie nocleg z odroczonym terminem dostarczenia usługi. Wielu przedsiębiorców tak robiło szczególnie wiosną, w pierwszej fazie pandemii. Nie prosisz o jałmużnę, sprzedajesz coś, co dostarczysz nieco później. W ten sposób Chojecki zebrał już ponad 5 z 25 tys. zł.
W dodatku to chyba lepiej, że człowiek prosi o pomoc i zrzuca się na jego biznes ten, kto chce, a nie żąda pomocy od rządu, który przecież ratuje poszczególne branże i firmy z naszych wspólnych pieniędzy, płacimy więc wszyscy za to, że ratujemy firmy, czy ktoś tego chce czy nie.
I wszystko byłby ok, ale ciągle, mimo że właśnie stałam się adwokatem diabła, mam poczucie, że to jednak nie powinno tak działać. Że przedsiębiorca posiadający wiele mieszkań w centrum stolicy proszący o pomoc to jednak jakiś zgrzyt.
Problem chyba polega na tym, że to państwo zawiodło.
Śpiewak nakręca burzę?
Zbiórka na Apartamenty w Sercu Warszawy odbiła się szerokim echem, włączył się w nią nawet znany aktywista miejski Jan Śpiewak, który jeszcze mocniej nakręcił hejt na przedsiębiorcę.
Jednak dzień później skierował oręż nie przeciw przedsiębiorcy, ale przeciw patologicznemu systemowi. I słusznie!
Bo to, co było niezłą ideą w trendzie sharing economy przerodziło się w patologię, która niszczy tkankę miejską. A prawo nie nadąża za technologiami. Wszystkiemu winne jest Airbnb. W pomyśle udostępniania mieszkań w najem krótkoterminowy dla turystów nie ma nic złego, przeciwnie, sama jestem fanką tego typu rozwiązań. Niestety, prawo nie reguluje tego rodzaju działalności, w międzyczasie okazało się, że to świetny biznes, więc coraz więcej ludzi zaczęło skupować mieszkania, albo wynajmować jest długoterminowo i puszczać w obieg krótkoterminowy. Żyła złota.
Z raportu „Airbnb w Warszawie. Charakterystyka rynku i wyzwania dla miasta” z 2019 r. wynika, że z około 5,5 tys. ofert zamieszczonych w portalu Airbnb z Warszawy 57 proc. lokali należało do ludzi dysponujących czterema i więcej apartamentami na wynajem. To po prostu stał się lukratywny biznes dla bogatych, których stać na skupowanie nieruchomości.
Niestety w efekcie tracą na tym zwykli ludzie, bo skupowanie nieruchomości pod najem krótkoterminowy jeszcze bardziej winduje ceny mieszkań, przez co stają się one mniej dostępne dla tych, którzy chcą kupić mieszkanie na własne potrzeby. To samo dzieje się z rynkiem najmu mieszkań - ceny rosną, bo część jest wynajmowana i puszcza dalej w zyskowny najem krótkoterminowy i sensownych mieszkań pod wynajem dla zwykłych ludzi brakuje. I są coraz droższe.
I to jest patologia, z którą walczy Europa. I to całkiem poważnie.
Berlin, Paryż, Barcelona walczą, a Warszawa siedzi z tyłu i patrzy
Dotąd najcięższe działa wytoczył Berlin, który 1 maja 2016 roku zupełnie zabronił prywatnym właścicielom mieszkań i domów wynajmowania całych nieruchomości. Dlaczego? Władze obwiniały Airbnb o wzrost cen wynajmu mieszkań, które od 2009 roku do 2014 roku wzrosły o 56 proc. Kara za wynajem całego mieszkania przez Airbnb to bagatela 100 tys. euro.
Paryż w maju 2017 r. wprowadził podatek turystyczny i ograniczenia uderzające we właścicieli więcej niż jednej nieruchomości, którzy mogą udostępniać swoje mieszkania turystom maksymalnie na 120 dni w roku i to pod warunkiem, że przez osiem miesięcy korzystają z niej stali lokatorzy. W październiku natomiast uruchomiono specjalną stronę internetową, na której zarejestrować musi się każdy, kto chce wynajmować mieszkania, domy, czy pokoje za pośrednictwem takich platform jak Airbnb.
W Barcelonie zaś każdy wynajmujący musi uzyskać licencję na wynajem krótkoterminowy. Co więcej, jeden wynajmujący może przez Airbnb wynająć tylko jedno mieszkanie w centrum miasta.
A to tylko kilka przykładów. Jest ich więcej również poza Europą.
Dodatkowo we wrześniu 2020 r. Trybunał Sprawiedliwości UE stwierdził, że „uregulowanie krajowe, które ustanawia wymóg uzyskania zezwolenia na wielokrotny, krótkoterminowy wynajem lokalu mieszkalnego klientom zatrzymującym się przejazdem, niedokonującym w nim zameldowania, jest zgodne z prawem Unii”. Jednym słowem Trybunał dał zielone światło poszczególnym krajom do wprowadzania ograniczeń dla platform typu Airbnb, jeśli to ma służyć polityce mieszkaniowej państwa i zabezpieczeniu interesów zwykłych mieszkańców.
W postępowaniu przed Trybunałem brał udział również polski rząd, który jasno opowiedział się za możliwością regulowania najmu krótkoterminowego. I co? I nic z tym nie robi. Zamiast tego opowiada bajki o budowie setek tysięcy nowych mieszkań w Polsce, a po kilku latach okazuje się, że program Mieszkanie+ leży i kwiczy.
„Rząd w nowym budżecie właśnie całkowicie wykastrował program Mieszkanie+, który miał poprawić sytuację na rynku przez budowę tanich mieszkań na wynajem. W całym planowanym budżecie zapisano na pomoc mieszkaniową 80 milionów złotych! Mniej niż kosztowała pomoc dla handlarzy chryzantemami”.
- pisze na swoim FB Jan Śpiewak.
I ma rację.
Wynajmu krótkoterminowego nie można zarżnąć, nie chodzi o to, by zakazać go całkowicie. Ani o wprowadzanie komunizmu nie chodzi. Ale państwo jest od tego, żeby dbać o interes wszystkich obywateli, zamiast pozwalać ich kosztem wzbogacać się wąskiej grupie.
Tymczasem „w Airbnb jest tak jak zawsze w neoliberalizmie: zyski są prywatyzowane, a koszta uspołeczniane. To my wszyscy zrzucamy się na zyski rentierów, spekulantów i korporacji” - jak pisze Śpiewak. I coś w tym jest.
Zostawmy więc tego biednego zhejtowanego Macieja Chojeckiego, o którym od kilku dni mówi cała Polska, a zajmijmy się systemowo problemem, który nierozwiązany przez kolejne lata będzie prowadził do dalszych patologii.
Tymczasem od czasu nagłośnienia przez Jana Śpiewaka zrzutki na Apartamenty w sercu Warszawy pomoc finansowa dla firmy Chojeckiego wzrosła z 1720 zł do 6615 zł. Do osiągnięcia celu (25 tys. zł) został niecały miesiąc.