Górnicy nie dostaną pensji? PGG o włos od skasowania, a Śląsk od katastrofy ekonomicznej
Największa spółka górnicza w Europie próbuje zebrać środki na bieżącą wypłatę wynagrodzeń. To już ostatnie podrygi przed utratą płynności i ewentualną upadłością likwidacyjną, co byłoby katastrofalne dla całego regionu. Politycy wiedzą już, że jedynym rozwiązaniem tej sytuacji jest zamykanie kopalń, ale nikt nie chce firmować tego swoim nazwiskiem.
Fot. Materiały prasowe PGG
Historia Polskiej Grupy Górniczej (PGG) zmierza w stronę punktu krytycznego. Spółka prawdopodobnie już utraciła płynność finansową, a jej dokapitalizowanie jest właściwie niemożliwe.
Zasady przyznawania pomocy publicznej przez Komisję Europejską są bezlitosne, dlatego pieniądze rządowe na wsparcie z walką z koronawirusem będą ostatnią transzą środków zewnętrznych, na jakie może liczyć górniczy gigant.
Podawana dotąd sprytnie kroplówka przez obejmowanie udziałów w PGG przez inne spółki skarbu państwa nie ma szans na realizację. Kto miałby ją podać? Spółki energetyczne, tradycyjny ratownik tonącego górnictwa, zostały wydrenowane z pieniędzy i są zajęte przystosowywaniem się do polityki klimatycznej. W dodatku podobnie jak koncerny paliwowe koncentrują się na procesach koncentracji aktywów, ale w taki sposób, by wzmacniać udział OZE i zmniejszać węgla.
Trzeba to zrobić inaczej
Paradoksalnie może to i dobrze, że permanentny kryzys górnictwa dotarł do punktu krytycznego. Dotąd katalog istniejących rozwiązań skłaniał polityków do zamiatania pod dywan problemów. W efekcie te cyklicznie powracały wraz ze zmieniającymi się cenami węgla.
Tym razem portfel jest pusty. Nie da się kolejny raz tworzyć nowej wersji Kompanii Węglowej czy Polskiej Grupy Górniczej i machnąć ręką na niską efektywność takiego podmiotu, brak inwestycji, a nawet perspektywicznych złóż, na których z powodu złych planów zagospodarowania przestrzennego powstały osiedla i autostrady.
Zaostrzająca się polityka klimatyczna, dziś kojarzona już nie tylko z europejskim systemem handlu emisjami, ale także hasłem neutralności klimatycznej, powoduje, że węgiel nie ma na Starym Kontynencie czego szukać. W pierwszej kolejności te zmiany dotykają firmy wydobywcze ze względu na spadający popyt na ich produkt i niską dywersyfikację biznesową (inwestycje PGG w fotowoltaikę wydają się mocno spóźnione).
Kłopoty mają nawet prywatne kopalnie
Dotąd łudzono się, że naprawiając patologie państwowego górnictwa – od słynnych czternastek po deputaty – można będzie wyprowadzić takie spółki jak PGG, przynajmniej na jakiś czas na prostą. Dziś widać, że może to myślenie życzeniowe. W naszym kraju problemy odnotowuje nawet prywatna kopalnia w Czechowicach-Dziedzicach, niegdyś stawiana za biznesowy wzór. Być może przyszły rok będzie ostatnim w jej istnieniu.
Z tych przyczyn po raz pierwszy w najnowszej historii Polski kwestii podjęcia systemowych rozwiązań problemów górnictwa nie da się już ani ukrywać, ani odwlekać. Choć obecny rząd wcale tego nie planował, będzie musiał stać się tym, który podejmie decyzję o spektakularnym jak na krajowe warunki zamykaniu kopalń.
I rzeczywiście przecieki medialne pokazują, że takie koncepcje są już w Ministerstwie Aktywów Państwowych przygotowane, mimo że resort nie chce się do tego oficjalnie przyznać. Szepcze się o likwidacji kopalń Ruda i Wujek zatrudniających około 8 tysięcy ludzi, uzależnieniu 30 proc. wynagrodzeń od efektywności pracy czy zawieszeniu na jakiś czas słynnych czternastek. Zapewne to dopiero preludium do wiele szerszych działań, ale rozłożonych w czasie.
Nikt nie chce być polską Margaret Thatcher
Mimo że dotychczasowy model pomocy dla górnictwa się wyczerpał, a polityka klimatyczna zaostrza się, to o wdrożeniu sanacji w spółkach takich jak PGG zdecyduje przede wszystkim polityka.
Teoretycznie dynamika wydarzeń sprzyja decydentom. Zjednoczona Prawica zwyciężyła w trzech kolejnych wyborach i przed nią trzy lata, bez obywatelskiej cenzury przy urnach. Jednocześnie radykalnym decyzjom sprzyja pandemia koronawirusa, na którą można zrzucić wiele przykrych decyzji. A mimo to nikt nie chce być polską Margaret Thatcher.
Minister Aktywów Państwowych Jacek Sasin powinien pełnić tę funkcję, ale po spotkaniu ze związkami zawodowymi w PGG widać już, że nie myśli na poważnie o położeniu na stół dokumentu przewidującego zamykanie nierentownych kopalń. Resort traci obecnie energię na prowadzenie komunikacji zaprzeczającej takim planom. Jednocześnie pojawiły się informacje o powołaniu wiceministra aktywów państwowych, który zajmie się osobiście kwestią górnictwa. Najwyraźniej Sasin chce zdjąć ten ciężar z siebie, ale nie może wypchnąć go poza swoje ministerstwo.
Trwa gra na czas podsycana plotkami o nadchodzącej rekonstrukcji rządu. To swoisty paradoks, ale obecny szef resortu aktywów liczy najwyraźniej na to, że niebawem straci stanowisko. W końcu jego notowania mocno spadły po nieudanym przeprowadzeniu wyborów korespondencyjnych.
Tu pojawia się ważne pytanie, które chciałbym postawić na sam koniec tej historii. Kto kogo przeczeka? Sasin PGG czy PGG ministra Sasina?
Piotr Maciążek: publicysta specjalizujący się w tematyce sektora energetycznego. W 2018 r. nominowany do najważniejszych nagród dziennikarskich (Grand Press, Mediatory) za stworzenie fikcyjnego eksperta Piotra Niewiechowicza, który pozyskał wrażliwe informacje o projekcie Baltic Pipe z otoczenia ministra Piotra Naimskiego. Autor książki "Stawka większa niż gaz" (Arbitror 2018 r.), współautor książki Młoda myśl wschodnia (Kolegium Europy Wschodniej 2014 r.). Obecnie pracuje nad kolejnym tytułem – tym razem dotyczącym polskich służb specjalnych.