Oto wynalazek, który miał uratować ludzkość przed plagą otyłości. Wyszedł skandal jakich mało
Powstało „pierwsze na świecie urządzenie do odchudzania, które pomoże w walce z globalną epidemią otyłości”. Naukowcy uważają, że są genialni, ale ich pomysł nie spotkał się z wielkim entuzjazmem. Gdyby się powszechnie przyjął, pewnie można by nawet zawiesić podatek cukrowy w Polsce. Ale raczej na to nie liczcie. Foto: University of Otag.
Kilka lat temu to startupy były na takiej fali, że inwestorzy wciskali im pieniądze, nie specjalnie zastanawiając się, czy ich pomysły mają sens, czy są zwyczajnie głupie. Przypomina mi się choćby afera z Juicero – startupem z Doliny Krzemowej, który stworzył wyciskarkę do soków.
Maszyna wyciskała sok z woreczków jak ekspresy kawę z kapsułek. Oczywiście była podłączona do internetu przez wifi, żeby można było wycisnąć sobie sok za pomocą smartfona. Kosztowała 400 dol. i to w promocji. Bez promocji 700 dol. Inwestorzy wyłożyli na ten wynalazek 120 mln dol.
Tylko że reporterzy Bloomberga podrapali się po głowie, zastanowili, po co właściwie maszyna do wyciskania woreczków i podczas eksperymentu udowodnili, że ręcznie z woreczka pełnego pulpy owocowej lub warzywnej można wycisnąć dokładnie taką sama zawartość i to szybciej niż zrobi to ta supernowoczesna maszyna za 700 dol.
Inwestorzy się wściekli, bo wywalili kasę w błoto
To głośna sprawa, ale nie jedyna. Mnie szczególnie urzekł projekt uchwytu na papier toaletowy, który sygnalizuje, kiedy poziom papieru na rolce jest już na niebezpiecznie niskim poziomie. Pewien startup wymyślił, że kiedy papier będzie się kończył, uchwyt zabłyśnie laserowym światłem. Nie, nie będzie on wysyłał na nasz smartfon informacji, kiedy zlokalizuje, że jesteśmy w sklepie: kup papier. Po prostu zaświeci się laser. Jakby i bez lasera nie było widać, że papier się kończy.
Po serii takich głupawych, nic nie wartych pomysłów inwestorzy chyba zrobili się nieco bardziej ostrożni. Ale mam wrażenie, że teraz pandemia podniosła poziom autorytetu naukowców – i słusznie – ale teraz to ci naukowcy zaczynają to wykorzystywać, zajmując miejsce startupów nawijającym nam makaron na uszy.
Grubasie, zamkniemy ci szczękę na kłódkę
Oto naukowcy w Nowej Zelandii stworzyli urządzenie, które ma pomóc w odchudzaniu DentalSlim Diet Control. Ba! Buńczucznie piszą, że „to pierwsze na świecie urządzenie do odchudzania, które pomoże w walce z globalną epidemią otyłości”. Wielkie słowa.
Pomysł polega na zamontowaniu przez dentystę magnesów na górnych i dolnych zębach trzonowych, które sprawią, że pacjent będzie mógł otworzyć szczękę zaledwie na 2 milimetry. Przez to nie będzie mógł jeść stałych pokarmów, jedynie płynne, ale nie będzie mu to w żaden sposób ograniczało mowy czy oddychania.
Jest to nieinwazyjna, odwracalna, tania i atrakcyjna alternatywa dla procedur chirurgicznych. Faktem jest, że nie ma żadnych negatywnych konsekwencji
– twierdzi Paul Brunton z School of Health Sciences w Otago w Nowej Zelandii.
I chwali się wynikami na łamach „British Dental Journal”: podczas dwutygodniowych testów z tym urządzeniem siedem kobiet straciło na wadze średnio po 6,36 kg. Początkowo czuły się z tym dziwnie, ale potem uznały, że stosowanie tego wynalazła było „do zniesienia”. No, może poza jedną, która nie wytrzymała i oszukała system, rozpuszczając czekoladę i przyswajając jej kolejne tabliczki w postaci płynnej.
Co w tym sprzęcie takiego nowoczesnego? Już w latach 80. stosowano u otyłych pacjentów druty, by nie mogli przyjmować stałych pokarmów. Magnesy mają jednak tę przewagę, że mają opcję awaryjnego poluzowania, kiedy pacjent wymiotuje albo wpada w panikę.
Genialne? Nie do końca. Pomysł naukowców z Nowej Zelandii wywołał falę oburzenia, porównywany jest do średniowiecznych tortur, a jego wynalazców oskarża się o body shaming. Nie wróżę międzynarodowej kariery.