No to czekamy na podwyżkę stóp procentowych w Polsce. Tak, dobrze widzicie: podwyżkę
To miał być rok, w którym świat odniesie wyraźne zwycięstwo nad inflacją. W krajach takich, jak Polska, gdzie sięga ona blisko dwudziestu procent, zejdzie ona do poziomu jednocyfrowego, a tam, gdzie dziś jest jednocyfrowa, zbliży się ona do celu, czyli znajdzie się gdzieś w okolicach 2 – 3 proc. (w zależności od tego jaki w danym państwie obowiązuje cel inflacyjny). Cały ten proces nazwano dezinflacją, a słowo to w ostatnich miesiącach było wśród ekonomistów i na rynkach finansowych bardzo popularne.
Gdybym teraz napisał, że to wszystko już nieaktualne i się nie uda, to z pewnością bym przesadził. Mamy dopiero marzec, do końca roku dużo czasu, wiele rzeczy się wydarzy, a wśród nich będą też takie, które inflację obniżają. W ostatnich dniach dowiedzieliśmy się jednak, że cały proces nie będzie tak prosty, jak niektórzy oczekiwali. Będą z nim problemy. W ciągu ostatnich kilku dni spłynęło kilka wyraźnych sygnałów ostrzegawczych i to z całego świata.
Wśród nich nie było żadnych nowych, niepokojących danych z Polski. U nas ostatnio inflacja, chociaż bardzo wysoka, to wygląda nieco lepiej od oczekiwań i zapewne nie sięgnie jednak 20 proc. o których wiele się mówiło w ostatnich miesiącach. A od marca tylko dzięki statystycznym efektom bazy będzie dość żwawo spadać przez kilka miesięcy.
Przez pewien czas w związku z tym pojawiały się nawet pierwsze, nieśmiałe i obwarowane wieloma warunkami prognozy dopuszczające możliwość rozpoczęcia obniżek stóp procentowych w Polsce jeszcze w tym roku.
Kolejne podwyżki stóp. Tak może się skończyć ta zabawa
Problem polega na tym, że przez to, co dzieje się z inflacją na świecie, zamiast obniżek możemy za kilka miesięcy zobaczyć kolejne podwyżki stóp. Chociaż Rada Polityki Pieniężnej z pewnością ich dzisiaj nie planuje i na pewno wolałaby ich uniknąć. Ale możemy znaleźć się w przykrej sytuacji, z której będzie to najlepsze wyjście.
Stopy procentowe wyznaczane przez banki centralne na świecie są zazwyczaj w dość stałych relacjach w stosunku do siebie nawzajem. Wiadomo, że w gospodarkach rozwiniętych są niższe, a w rozwijających się wyższe, bo szybszym wzrostom PKB zwykle towarzyszy wyższe ryzyko wzrostu inflacji i generalnie kraje te są postrzegane jako bardziej ryzykowne. Od lat jest też tak, że strefa euro ma stopę procentową niżej niż Stany Zjednoczone. Można to tłumaczyć chociażby tym, że się zazwyczaj wolniej rozwija.
Wątek wzajemnych zależności pomiędzy stopami procentowymi na różnych obszarach jest bardzo ważny dla NBP i Rady Polityki Pieniężnej. W każdym komunikacie po każdym posiedzeniu Rady jest akapit o tym, co robią inne banki centralne. Wspomina o tym też często prezes Glapiński na konferencjach prasowych. Decyzję o tym, aby przestać podnosić stopy procentowe w Polsce, RPP podjęta między innymi w oparciu o założenie, że wkrótce podwyżki skończą się także w USA i w strefie euro. Taki bowiem był wtedy scenariusz bazowy na rynkach.
Teraz ten scenariusz się zmienił i rynek obstawia, że po obydwu stronach Atlantyku stopy będą rosnąć wyżej i dłużej. W ważniejszej dla nas strefie euro może nawet do 2024 roku. W tej sytuacji my też powinniśmy się dostosować i wrócić do podnoszenia stóp.
Jeśli tego nie zrobimy, rynek zapewne zauważy, że różnica pomiędzy stopami u nas a w strefie euro robi się zaskakująco niewielka, zwłaszcza uwzględniając to, że inflacja u nas jest znacznie wyższa. Wkrótce możemy mieć do czynienia z sytuacją, w której realna stopa procentowa w strefie euro (liczona jako obecna stopa minus inflacja oczekiwana za rok) będzie już dodatnia, a u nas nadal ujemna. W takiej sytuacji rynek może uznać to za anomalię, a to z kolei może zachęcać do spekulacji przeciwko polskim aktywom, które w tym momencie będą oprocentowane zbyt nisko w stosunku do oprocentowania w strefie euro, biorąc pod uwagę to, że tam jest niższa inflacja i niższe ryzyko.
Mówiąc wprost, taka sytuacja może prowadzić do wyraźniejszego słabnięcia złotego i przeceny na polskich obligacjach. Jeśli bank centralny będzie chciał temu zapobiec, wystarczy, że podniesie stopy procentowe i dzięki temu przywrócić właściwe relacje pomiędzy stopami u nas i w strefie euro. Dlatego moim zdaniem to jest prawdopodobny scenariusz.
Pięć wydarzeń, które z USA i Europy, które mogą nam podbić stopy procentowe
A co to za sygnały, które sugerują, że z obniżaniem inflacji na świecie może być problem? Proszę bardzo:
- wskaźnik inflacji w USA, który miesiąc temu wynosił 5 proc. teraz podskoczył do 5,4 proc. a inflacja bazowa rośnie z 4,4 proc. do 4,7 proc. chociaż rynek oczekiwał spadku do 4,3 proc.
- w amerykańskim badaniu aktywności gospodarczej w przemyśle (wskaźnik ISM) większość ankietowanych menedżerów ponownie, po pewnej przerwie, raportuje, że ceny materiałów potrzebnych do produkcji znowu rosną
- podobny wskaźnik aktywności w przemyśle (PMI) z Chin urósł właśnie do poziomu najwyższego od 2012 roku. To dane znacznie lepsze od oczekiwań ekonomistów. Taki sam wskaźnik dla sektora usług jest najwyżej od marca 2021 r. Sugeruje to wyraźne ożywienie, a to oznacza większy popyt na surowce i większy ich import do Chin. To z kolei zapewne wywoła ponowny wzrost ich cen, co będzie sprzyjać odbiciu inflacji na całym świecie w górę
- w Europie mamy gorsze od oczekiwań dane o tym, że inflacja przestała spadać, albo nawet znowu zaczyna rosnąć. Raporty takie nadeszły z Francji, Hiszpanii, Holandii i z Niemiec, gdzie energia wprawdzie przestała drożeć, ale za to ceny usług są już większe niż rok temu o 4,7 proc. a ceny żywności rosną o blisko 22 proc.
- w całej strefie euro według najnowszych danych Eurostatu inflacja w lutym zamiast spaść z 8,6 proc. do 8,3 proc., jak oczekiwano, spadła tylko do 8,5 proc., a poziom cen w lutym podniósł się w stosunku do stycznia o 0,8 proc. co oznacza wyraźną zmianę, bo wcześniej przez trzy miesiące ten poziom powoli schodził coraz niżej. Inflacja bazowa, czyli ta liczona bez cen żywności i energii wzrosła z 5,3 proc. do 5,6 proc
Żaden z tych sygnałów, potraktowany indywidualnie i osobno nie jest szokujący, ale fakt, że pojawiły się one prawie dokładnie w tym samym momencie, w ciągu jednego tygodnia, robi duże wrażenie.
Stopy procentowe w USA dobiją do 6 proc., w strefie euro do 4 proc.
Dlatego rynek obstawia, że podwyżki stóp w strefie euro nie zakończą się na poziomie 3,5 proc. ale dotrą co najmniej do 4 proc. W USA mówi się o możliwości dotarcia nawet do 6 proc. (a niedawno obstawiano koniec podwyżek na poziomie 5 proc. ewentualnie 5,25 proc.). Rentowności obligacji rosną już teraz. W przypadku papierów dwuletnich w Niemczech pierwszy raz od 2008 roku przekroczyły one 3 proc. a w Stanach Zjednoczonych dotarły do poziomu 4,9 proc. pierwszy raz od 2006 roku.
U nas na razie nic takiego się nie dzieje, może poza tym, że stawka WIBOR 3M, która jest elementem większości umów kredytowych w Polsce w lutym przestała spadać, a wcześniej przez trzy miesiące szła w dół, niejako w oczekiwaniu na rozpoczęcie obniżek stop procentowych.
Te oczekiwania chyba już zniknęły. Aby na naszym rynku dalej było spokojnie, będą musiały pojawić się na nim oczekiwania dotyczące podwyżek stóp procentowych, najlepiej mające oparcie w jakichś wypowiedziach ludzi z RPP, albo może w nowej projekcji inflacyjnej NBP, która zostanie opublikowana za kilka dni. Jeśli takich sygnałów tam nie będzie, może zrobić się ciekawie.
Rafał Hirsch – dziennikarz ekonomiczny, nagradzany między innymi przez NBP (Najlepszy dziennikarz ekonomiczny 2008) i Stowarzyszenie Inwestorów Indywidualnych (Heros Rynku Kapitałowego 2012). Współtwórca m.in. TVN CNBC i next.gazeta.pl. Obecnie współpracownik Business Insidera i Tok FM.