Zarabiają niewyobrażalną fortunę na spanikowanych Rosjanach. Plan opracowali miesiące temu
Turkish Airlines od początku wojny nie miały żadnych oporów moralnych przed wożeniem rosyjskich obywateli po świecie. Korzystając z problemów Aerofłotu Turcy zdominowali przewozy międzynarodowe z Moskwy. Przez wiele miesięcy kosili duże pieniądze, ale czas na prawdziwe żniwa przyszedł dopiero po ogłoszeniu przez Władimira Putina powszechnej mobilizacji. Ceny biletów wystrzeliły w kosmos.
Ceny biletów lotniczych na trwający około czterech godzin lot z Moskwy do Stambułu w ofercie Turkish Arlines (stan na 23 września) zaczynają się od 81 tys. rubli, czyli ok. 6,7 tys. zł. Mówimy oczywiście o połączeniu w jedną stronę w klasie ekonomicznej. Sęk w tym, że miejsc w tańszej strefie samolotu zostało niewiele.
Nieco łatwiej zdobyć wejściówkę do klasy biznes. Tu koszt rośnie jednak do 170 tys. rubli, czyli ponad 14 tys. zł. W dodatku i tak niełatwo ją kupić. Pierwsze połączenia są dostępne dopiero do 29 września. Przedzierając się przez kalendarz na najbliższy tydzień użytkownik może trafić wyłącznie na jeden napis: brak wolnych miejsc.
Rosjanie uciekają z kraju
Wszystko to jest oczywiście efektem powszechnej mobilizacji, którą Władimir Putin ogłosił w tym tygodniu. To znaczy w teorii jest ona częściowa, ale niezależne media donoszą, że wezwania do wojska trafiają do wszystkich Rosjan płci męskiej jak leci. Portal Meduza zauważył, że choć mobilizacja powinna dotyczyć wyłącznie rezerwistów (tak zapewniał Putin), to prezydencki dekret jest mocno nieprecyzyjny i można go różnie zinterpretować.
Rosyjscy obywatele jak widać nie do końca dowierzają swojemu przywódcy. Główne lotniska momentalnie się zakorkowały:
Turcja nie jest przy tym jedynym kierunkiem ucieczki z kraju. Dużym zainteresowaniem cieszy się też Erywań, Tbilisi i Dubaj. Loty do Zjednoczonych Emiratów Arabskich po ogłoszeniu mobilizacji potrafiły kosztować nawet 5 tys. dol.
Jeżeli chodzi o skalę, nikt w tym gronie nie ma jednak do Turcji podejścia. Nad Bosforem od miesięcy prowadzono konsekwentną, liberalną politykę wobec rosyjskich turystów. Prezydent Erdogan starał się jednocześnie dbać o to, by jego kraj jak najwięcej na tym zarabiał.
Turkish Airlines uciekł się do sprytnego fortelu
Nie zamknęli przed Aerofłotem i innymi rosyjskimi liniami swojego nieba. Rosjanie odwdzięczyli się, pozostawiając otwarte niebo dla Turkish Airlines. W teorii samoloty z obu państw powinny swobodnie krążyć między Stambułem a Moskwą. Tak naprawdę lata głównie narodowy przewoźnik Turcji.
Dlaczego? Ano dlatego, że firmy leasingowe ścigają rosyjskich przewoźników po całym świecie, próbując odzyskać ukradzione samoloty. Niektóre kraje dały Rosjanom słowo, że nie wypuszczą samolotów Airbusa i Boeinga z powrotem do właścicieli. Turcy nie zdecydowali się na takie obietnice. Pisaliśmy w Bizblog.pl, że w efekcie Pobeda straciła jeden ze swoich boeingów 737-800.
To mocno ostudziło zapędy rosyjskich linii lotniczych. Turkish Airlines szalał za to w najlepsze. Z danych udostępnionych przez FlightRadar wynika, że od kwietnia tego roku liczba połączeń z Rosji realizowanych przez narodowego przewoźnika Turcji wzrosła z ok. 70 do ponad 300 tygodniowo. Pozostałe linie, może w wyjątkiem Azur Air, realizowały w tym czasie liczbę lotów zbliżoną do tej sprzed wojny.
Mocno wzrosło także samo zainteresowanie Turcją jakie kierunkiem podróży. Od wybuchu wojny liczba lotów z Rosji nad Bosfor wzrosła trzykrotnie.
Spośród ponad 75000 międzynarodowych odlotów z Rosji w 2022 r. 25 proc. lotów odbyło się do Turcji
– pisze FlightRadar.
Trudno się więc dziwić, że w chwili paniki, Rosjanie rzucili się na ofertę tureckiej linii. Grunt został przygotowany wyjątkowo starannie. Turcy zbierają dzisiaj owoce cynicznej, choć finansowo niewątpliwie opłacalnej polityki.