Wojna handlowa USA-Chiny. TikTok i Grindr nową areną zmagań wielkich mocarstw
War, war never changes - zmieniają się jednak środki prowadzenia nieprzyjacielskich działań. Starcie toczy się w mediach. Mediach społecznościowych.
Zaryzykowałbym stwierdzenie, że Grindr to jedna z najpopularniejszych aplikacji, o której słyszało wiele osób, ale w istocie mało kto korzystał. Aplikacja ma bowiem bardzo dobrze skrojoną grupę docelową. Sama siebie nazywa największą aplikacją społecznościową dla osób LGBTQ. Na całym świecie posiada 27 mln użytkowników. 3,3 mln z nich korzysta z aplikacji każdego dnia.
Grindr nie znalazłby się w tym artykule, gdyby nie jego właściciel – chińska firma Beijing Kunlun Tech Company, która począwszy od 2016 roku po kawałku wchodziła w posiadanie udziałów firmy stojącej za aplikacją – aż doszła do 100 proc.
Amerykańska aplikacja w rękach Chińczyków – problem?
Okazuje się, że tak. Komitet ds. inwestycji zagranicznych uznał, że chińskie zwierzchnictwo stwarza ryzyko bardzo wysokiej rangi. Użytkownicy Grindra wrzucają do aplikacji niezwykle wrażliwe informacje. Nie tylko lokację i preferencje seksualne, ale i wyniki badania na HIV czy niedwuznaczne zdjęcia w prywatnych (przynajmniej z nazwy) czatach.
Amerykanie obawiali się, że posiadanie takich informacji może posłużyć do szantażu wysoko postawionych oficjeli w administracji czy wojsku i postanowili, że Beijing Kunlun Tech Company ma znaleźć kupca na Grindra. Transakcja ma zostać sfinalizowana do czerwca 2020 roku.
Wystarczyły podejrzenia, że Chińczycy mogą przejąć wrażliwe dane.
Zupełnie inaczej wykorzystywany jest TikTok – hit wśród nastolatków. Aplikacja pozwala na tworzenie krótkich wideo zgranych z muzyką, filtrami i animacjami. TikToka najkrócej można określić tym, czym dla obecnych 30-latków jest Facebook, czyli medium społecznościowym nr 1.
Podobnie, jak Facebook, tak i TikTok posiada swoje „standardy społeczności”. Moderacja TikToka jest szczególnie wyczulona kwestie związane z polityką wewnętrzną państw. Szczególnie jednego.
Cenzurze podlegać mają filmiki związane z masakrą na placu Tiananmen i niepodległością Tybetu. Aplikacja oficjalnie tłumaczy to jako „krytykę polityki czy norm społecznych”. Użytkownicy łamiący te regulacje mogą być banowani lub ich postom obniżane są zasięgi (w skrajnych przypadkach widzą je tylko oni sami i zastanawiają się dlaczego nikt na nie nie reaguje).
Senator prosi, by przyjrzeć się połączeniu Musically z TikTokiem.
Do połączenia doszło przed dwoma laty. Według amerykańskiego senatora, TikTok ma cenzurować wolność słowa; zwłaszcza w stosunku do polityki Chin wobec Hong Kongu czy Tajwanu.
TikTok odpowiada: Chiński rząd nas nie kontroluje.
Amerykański TikTok dostosowuje się do amerykańskiego prawa I przechowuje całość informacji o amerykańskich klientach w Stanach Zjednoczonych. Polityka treści i moderacja zarządzana jest przez lokalny zespół, który nie jest zależy od żadnego, zagranicznego rządu. Chiński rząd nie naciska na cenzurowanie treści.
- czytamy w oświadczeniu firmy.
Podobnie, jak w przypadku afery z Blizzardem czy NBA, duże korporacje mają obawiać się wejścia na wojenną ścieżkę z Chinami. To zbyt duży rynek, aby pozwolić sobie na jego stratę. Dlatego wolą spokojnie dostosowywać się do standardów panujących w Państwie Środka i zagłuszać otwartą dyskusję. Za odwagę w stawianiu czoła rzeczywistości płacą bowiem udziałowcy.