Sytuacja jest poważniejsza, niż można by przypuszczać. Z rosyjskiego ministerstwa transportu wyciekł raport dotyczący perspektyw, jakie rysują się przed branżą lotniczą. A w środku czytamy, że część ukradzionych samolotów już w ciągu kilku tygodni nie będzie nadawała się do latania. Ba, jeżeli Rosjanie czegoś nie wymyślą, już za trzy lata mogą nie mieć czym latać.
W Rosji wyciekł niejawny raport przygotowany przez Ministerstwo Transportu. Dokument traktuje o rozwoju sektora lotniczego w Rosji do 2030 r. i powstał po spotkaniu z prezydentem Władimirem Putinem w marcu 2022 r. Co ciekawe, sprawę opisuje dziennik gospodarczy „Kommiersant”, który należy do Aliszera Usmanowa, jednego z czołowych rosyjskich oligarchów objętych zachodnimi sankcjami.
W tym pierwszym resort pisze po prostu, że liczba pasażerów nie zbliży się do poziomu sprzed kryzysu, czyli około 100 mln ludzi, do końca tej dekady. Twórcy założyli jednak, że krajowe linie lotnicze znajdą jakiś sposób na zdobycie części do skradzionych samolotów i będą w stanie je na bieżąco naprawiać. W tej wersji do końca 2025 r. udałoby się utrzymać w użytkowaniu 70 proc. zagranicznej floty.
Zapytacie pewnie teraz, że skoro to jest ten pozytywny wariant, to jak wygląda negatywny? Otóż wygląda on tak, że już w drugiej połowie tego roku maszyny Boeinga i Airbusa trzeba będzie rozkładać na części pierwsze i zastanawiać się, co można wykorzystać do naprawy innych samolotów.
Dojdzie więc do zapowiadanej od dawna kanibalizacji rosyjskiego lotnictwa. Szefowie lowcostu Pobeda mówili o tym wprost - 40 proc. floty trzeba będzie uziemić i wykorzystać jako rezerwuar części zamiennych.
Z czasem będzie już tylko gorzej. Raport mówi o wycofaniu do 2025 r. od połowy do dwóch trzecich samolotów, które były wcześniej leasingowane od zagranicznych firm.
Urzędnicy Ministerstwa Transportu martwi też brak krajowego oprogramowania. Chodzi tu przede wszystkim o systemy łączności ziemia-powietrze, systemy kartograficzne i meteorologiczne i służące do planowania siatki lotów.
W dokumencie czytamy o wdrożeniu programu wartego 627 mld rubli (9,2 mld dol.)
Ma on za zadanie załatać częściowo dziurę, jaka powstanie po masowym usuwaniu z nieba zagranicznych samolotów. Obecnie stan gry wygląda następująco:
- Rosjanie mają ogółem 1287 maszyn, w tym samoloty cargo, prywatne i pasażerskie
- Tylko 470 z nich wyprodukowano w Rosji
Rosyjski rząd zamierza wybudować na potrzeby krajowego ruchu tysiąc maszyn do 2030 r. Czy im się to uda? Dyrektor generalny konglomeratu zbrojeniowego Rostec Siergiej Czemiezow przyznał, że produkcja rodzimych Super Jet 100 wyposażonych w krajowe silniki Aviadvigatel PD-8 rozpocznie się dopiero w 2024 r. I to w liczbie maksymalnie 40 sztuk rocznie. Na rynku pojawią się też samoloty Irkut MC-21, które obecnie są w trakcie certyfikacji.
Rosjanie rozpoczęli prace nad uniezależnianiem się do zagranicznych dostawców o wiele za późno i zbyt wolno. Ich linie lotnicze leżą i kwiczą, a turystów podbierają im zagraniczni konkurenci (Turcy tworzą dla nich przecież specjalny lowcost). W szczerym wywiadzie były prezes Pobedy Andriej Kałmykow prognozował, że ceny biletów skoczą co najmniej dwukrotnie, a Aerofłot może wchłonąć wszystkich przewoźników, stając się monopolistą dotowanym przez państwo.