REKLAMA

Skarbówka ma szatański plan, totalnie szalony. Aż się boję, co się stanie, gdy świat o nim usłyszy

W Ministerstwie Finansów ktoś zwariował, a potem dostał rozdwojenia jaźni. I nawet to jakoś smutne jest, bo najwyraźniej wszystko to wydarzyło się z poczucia bezsilności. Co właściwie? Powstał szalony plan, by zagraniczne firmy, które nie prowadzą żadnej działalności w Polsce, ale we władzach zasiada jakiś zdolny polski menedżer, traktować jak spółki polskie i ściągać z nich podatek CIT. To jakaś kara za zdolnych rodaków? Albo może próba chronienia polskiej kadry przed wrogim zagranicznym przejęciem?

Tesla-Elon-Musk
REKLAMA

Miałam pisać o rozdwojeni jaźni skarbówki, bo z jednej strony pracuje nad przepisami o ulgach podatkowych, które skłonią Polaków do powrotu do kraju, a przynajmniej do zmiany rezydencji podatkowej, dzięki czemu przez cztery kolejne lata będą płacić tylko połowę należnego podatku dochodowego. W tym pomyśle są zresztą pułapki, ale nieważne, ważne są intencje.

REKLAMA

Ale właśnie zorientowałam się, że w sumie pomysły Ministerstwa Finansów są jednak spójne i żadnego rozdwojenia jaźni tu właściwie nie ma, to tylko zwykłe szaleństwo.

A jakby wcisnąć do zarządu Tesli Polaka i zażądać od Muska miliardów?

Właśnie się okazało, że Ministerstwo Finansów grzebie w przepisach o rezydencji podatkowej jeszcze głębiej, niż się dotąd wydawało. Tym razem chodzi o rezydencję podatkową spółek. 

MF w ramach przepisów projektowanych w Polskim Ładzie chce sięgnąć mackami do wszystkich spółek z całego świata, jeśli tylko w ich zarządzie lub radzie nadzorczej zasiadają Polacy. Ba! To nawet nie muszą być Polacy, a choćby osoby mieszkające w Polsce. Taka spółka, choćby nawet nie miała nic więcej wspólnego z Polską i nie prowadziła tu żadnej działalności, zostanie uznana za polskiego podatnika i będzie musiała płacić w Polskie CIT od zagranicznych dochodów – zorientował się „Puls Biznesu”.

Ja rozumiem, resort finansów chce uszczelniać system, żeby de facto polskie spółki, które tylko udają zagraniczne, by optymalizować podatki, nie uciekały przed polskim fiskusem. Ale zrobienie tego w taki sposób to jak robienie manicure siekierą.

Wprowadzenie domniemania, że jak członek zarządu lub rady nadzorczej mieszka w Polsce, to spółka jest w polska i tu prowadzi działalność, to jakiś obłęd. Coś do powiedzenia na ten temat będzie miał choćby Philip Morris International - jeden z największych koncernów na świecie, który właśnie niedawno oddał stery polskiemu menedżerowi. Od maja tego roku na stanowisku prezesa globalnej firmy stanął Jacek Olczak. Czy to znaczy, że Philip Morris to polska firma, która tylko uciekła za granicę przed okrutnym polskim fiskusem?

Zapomnijcie o międzynarodowej karierze

„Wprowadzenie takiej koncepcji może spowodować zamieszanie i wzrost liczby sporów przedsiębiorców z fiskusem Problem ten będzie dotyczył szczególnie spółek z tych krajów, które nie mają podpisanych z Polską umów o unikaniu podwójnego opodatkowania. Jednak nie można wykluczyć, że fiskus będzie stosował nowe przepisy także wobec państw, z którymi są podpisane takie umowy"

– mówi „PB” Renata Dłuska, doradca podatkowy, partner w MDDP.

A więc można się będzie bronić, udowadniając polskiej skarbówce, że nie jest się wielbłądem. Ale to czas i koszty. Efekt? Polacy, pracujący dla zagranicznych firm zostaną zmuszeni, by wyjechać z Polski albo zagraniczne koncerny mogą dla świętego spokoju omijać polskie kadry i na wszelki wypadek nie brać pod uwagę polskich managerów podczas rekrutacji. Naprawdę chcemy zdolnym ludziom blokować kariery międzynarodowe?

No tak, jak nie udaje nam się ściągnąć do kraju Polaków, którzy lata temu wyjechali za granicę za lepszym życiem to może choć zatrzymajmy kolejnych, siłą, żeby nie pracowali dla zagranicznego kapitału. To nawet ma sens.

Ale to oczywiście skutek uboczny. To, o co chodziło MF przy projektowaniu tych przepisów to zahamowanie ucieczki firm, zwykle fikcyjnej, do krajów o korzystniejszych przepisach podatkowych. Słusznie, ale nie w taki sposób. Resort finansów najwyraźniej jest już tak zdesperowany, że posunął się o krok za daleko.

REKLAMA

Pomijając fakt, że takie przepisy byłyby martwe. Jakim cudem polski fiskus miałby ściągać podatek z firm, które naprawdę działają tylko za granicą? Nie mamy do tego narzędzi ani kadr. To już jest prawdziwa desperacja.

Jak tak dalej pójdzie, chyba powinniśmy ukuć nowe powiedzenie: „zdesperowany jak polski fiskus”.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA