Skarbówka ściga youtuberów. Zarobiłeś kiedyś na filmikach i nie zapłaciłeś podatku? To zapłacisz
Wrzucałeś filmiki na YouTube i dostawałeś za to jakieś pieniądze, zanim Google zaostrzył zasady monetyzacji treści i pozbawił zarobku większość nieprofesjonalnych twórców? Możesz się spodziewać listu z urzędu skarbowego z żądaniem zapłaty zaległego podatku i to z odsetkami, o ile sprawa się nie przedawniła.
O tym, że skarbówka ściga youtuberów za niezapłacone podatki za dochody z wyświetleń filmików na YouTube, pisze wtorkowa „Rzeczpospolita”. Jak podkreśla gazeta, urzędników nie interesuje to, czy prowadziliśmy wtedy działalność gospodarczą, czy nie.
Problem polega na tym, że z punktu widzenia fiskusa liczy się tylko to, czy dana działalność spełniała przesłanki uznania jej za działalność gospodarczą na gruncie przepisów o podatku VAT. To trochę tak, jak ZUS może stwierdzić, że dany stosunek pracy wypełnia znamiona stałego zatrudnienia, arbitralnie zamieniając umowę o dzieło na umowę o pracę.
Jeśli urzędnicy uznają, że prowadząc kanał na YouTube i dostając z tego serwisu pieniądze za wyświetlenia filmików, spełnialiśmy kryteria czynnego vatowca, tak będziemy traktowani. „Brak takiej świadomości nie zwalnia ani z obowiązków, ani z konsekwencji podatkowych” – wskazuje cytowany przez „Rzeczpospolitą” doradca podatkowy Tomasz Michalik, partner w MDDP.
Jeśli stwierdzimy, że nie kontakt ze strony fiskusa jest więcej niż prawdopodobny, możemy zawiadomić swój urząd skarbowy o zaległości i wyrazić czynny żal. W ten sposób mamy szansę na uniknięcie grzywny lub innej sankcji za nierozliczenie się z podatku, ale cały należny podatek wraz z odsetkami i tak będziemy musieli zapłacić.