Zdaniem włodarzy Rudy Śl. tegoroczny budżet jest bodaj najtrudniejszym w historii. Planowane wydatki na same inwestycje trzeba było ściąć o blisko 90 mln zł. Ale to tylko wierzchołek stromej góry lodowej.
Do utyskiwania samorządowców na władzę centralną i na to, że co chwilą ta sceduje na nich kolejne obowiązki - ale bez wskazywania źródła ich finansowania - zdążyliśmy się już przyzwyczaić. Ale od roku to tradycyjne marudzenie zamieniło się w wycie, a przykład Rudy Śląskiej pokazuje, że samorządowcy ani trochę nie przesadzają.
Jeszcze niedawno planowaliśmy, że w 2020 r. zrealizujemy inwestycje na poziomie 156 mln zł, jednak tak się nie stanie. Musieliśmy zrezygnować z wielu potrzebnych zadań i obniżyć budżet inwestycyjny do 67 mln zł
- przyznaje na łamach „Dziennika Zachodniego” Grażyna Dziedzic, prezydent Rudy Śląskiej.
Samorządowcy nie potrafią doliczyć się pieniędzy
Jakie to w ostatnim czasie miały pojawić się nowe obciążenia, że sytuacja samorządów nagle tak bardzo się pogarsza? Zacznijmy od zmian w systemie podatkowym, od zwolnienia młodych pracowników do 26. roku życia z konieczności uiszczania daniny. Tylko to spowodowało, że Ruda Śląska ma o ok. 27 mln zł mniej środków niż rok wcześniej.
Zgodnie z przewidywaniami podwyżka płacy minimalnej też dla wielu okazała się finansowym ciosem . CRuda Śląska tylko na to musi wygospodarować dodatkowe 9 mln zł. Tyle samo tamtejszy budżet kosztować będzie system zagospodarowania odpadów komunalnych - po tym, jak większość radnych nie zgodziła się na zwiększenie opłaty śmieciowej.
Nie zapominajmy jeszcze o podwyżce uposażeń nauczycieli. To też po stronie samorządowców. Ruda Śląska musi znaleźć na ten cel dodatkowe 19 mln zł. I jeszcze przecież trzeba wspomnieć także o podwyżkach cen energii, które z pewnością samorządowych kieszenie nie pozostawią w spokoju. Trudno więc się dziwić, że tamtejsze służby finansowe przy okazji konstruowania budżetu na 2020 r. więcej kreśliły, niż dopisywały.
Miasto prosi ZUS o prolongaty
Szkopuł w tym, że te finansowe schody to nie tylko kolejne pozycje w tabeli. Dodatkowe obciążenia przekładają się na konkretne kłopoty. W Rudzie Śląskiej na pierwszy plan wysuwają się te związane z ZUS-em, któremu miasto jest winne już ok. 3,4 mln zł. I nie było już innego wyjścia jak tylko prosić państwowego ubezpieczyciela o przełożenie terminu kolejnych płatności.
Jeżeli chodzi o ZUS poprosiliśmy tę instytucję o prolongaty. Mamy prolongaty tego podatku za październik, listopad i grudzień. Nie całe miasto zalega z tym podatkiem
- stwierdziła na ostatniej sesji tamtejszej Rady Miasta Ewa Guziel, skarbnik Rudy Śląskiej.
Dodała jednocześnie, że miasto będzie chciało wykorzystać fakt, że od marca będą większe środki z tytułu podatku od nieruchomości i wtedy samorządowcy będą chcieli spłacić swoje zobowiązanie względem ZUS. Do tego czasu z opłaceniem składek mogą mieć problem w rudzkim MOPS-ie, MOSiR-ze, jednej szkole, żłobku i samym Urzędzie Miasta.
Postawione pod ścianą gminy mogą pójść do sądu
Przykład Rudy Śląskiej wcale nie jest oderwany od rzeczywistości. W mniejszej, ale też nawet w większej skali takie kłopoty przeżywa dzisiaj wiele jednostek samorządu terytorialnego. Samorządowcy nie od dzisiaj alarmują chociażby w sprawie problemów z budżetami szpitali, dla których najczęściej są organem prowadzącym, a które zwłaszcza po podwyżce płacy minimalnej nijak nie potrafią się zbilansować.
Coraz częściej w praktyce zarządzanie szpitalem przez dyrektora placówki sprowadza się do dzielenia biedy i gaszenia pożarów
– stawia sprawę jasno Adam Struzik, marszałek województwa mazowieckiego.
Bardzo możliwe, że przynajmniej niektórym samorządom jednak znudzi się rola finansowego chłopca do bicia i zaczną walczyć o swoje. Andrzej Płonka, prezes Związku Powiatów Polskich, nie ukrywa, że jest już grupa samorządów zdecydowanych na wystąpienie przeciwko Skarbowi Państwa na drogę sądową i żądanie wypłaty rekompensat.