Polskie górnictwo krwawi. Pół miliarda poszło z dymem
Chociaż teraz, przed wyborami prezydenckimi, wydaje się, że najbardziej polskie górnictwo kocha partia Jarosława Kaczyńskiego, to jest oczywiste, że to miłość coraz trudniejsza. I też coraz bardziej kosztowna. Tylko w jedenaście miesięcy ubiegłego roku branża węglowa straciła pół miliarda złotych.
„Rzeczpospolita” nie pozostawia złudzeń: z wyliczeń gazety wynika, że polska branża węglowa od stycznia do listopada ubiegłego roku straciła blisko pół miliarda złotych (ok. 460 mln zł). O tym, że w naszym górnictwie dzieje się coś złego, niech świadczy fakt, że rok wcześniej taki sam okres zamknięto wynikiem na plus w okolicach 980 mln zł.
Można przypuszczać, że w dobie przynajmniej oficjalnego odchodzenia całego świata od węgla decydująca o kondycji polskiego sektora była w takim razie cena „czarnego złota”. Na międzynarodowych giełdach, z wyjątkiem wakacyjnej przerwy w lipcu, cena tego surowca uparcie leci w dół i na giełdowych wykresach zajmuje już pozycje poniżej 60 dolarów za tonę. Ale okazuje się, że w polskiej układance ten klocek nie był wcale największy.
Patrząc na ceny z końca listopada 2019 r., ta dotycząca węgla dla elektrowni była o 6 proc. wyższa niż jeszcze rok wcześniej. Za „czarne złoto” dla ciepłowni trzeba było płacić więcej o ok. 3 proc.
Stare bolączki wiecznie żywe. Chodzi o koszty pracy
Branżę w dół ciągnie zupełnie coś innego. Z pewnością naszemu sektorowi wydobywczemu nie pomagają rosnące koszty pracy, które być może za chwilę będą jeszcze wyższe. A to za sprawą nieugiętych postulatów górników, którzy od miesięcy żądają 12-proc. podwyżki.
Żarty się skończyły. Presja płacowa jest bardzo silna. Ludzie chcą, aby w ich domowych budżetach zyski firmy też były widoczne
- stawia poprawę jasno Bogusław Hutek, szef górniczej Solidarności.
Argumenty Polskiej Grupy Górniczej mówiące o tym, że tylko w latach 2017-2019 spółka przeznaczyła na wynagrodzenia i świadczenia dla pracowników 1,95 mld zł powyżej wydatków planowanych przy tworzeniu PGG - na górników nie działają. Dodatkowo PGG jest zobligowana do spłaty obligacji w wysokości 2,2 mld zł, ale to też nie do końca interesuje górniczą brać, która ani myśli ustąpić chociaż centymetr. Kolejne negocjacje zarządu PGG z pracownikami wyznaczono na 30 stycznia.
Import może spadł, ale dalej uderza w polskie górnictwo
Na blisko pół miliardową stratę polskiego górnictwa z pewnością miał wpływ import „czarnego złota”. Nawet jeśli od stycznia do listopada 2019 r. do naszego kraju wjechało w sumie o 16 proc. mniej węgla z zagranicy niż w tym samym okresie rok wcześniej. W tym czasie w sumie sprowadziliśmy ok. 14,9 mln ton węgla, z czego najwięcej: 9,8 mln ton tego surowca pochodziło z Rosji.
O sprawie coraz ostrzej rozmawiają związkowcy, którzy postanowili ostrzec premiera, że jak coś z tym problemem nie zrobi, to oni przestaną się patyczkować i zablokują granicę. W ten sposób węglowy import w końcu zatrzymają.
Polskie elektrownie odmawiają realizacji kontraktów na podpisane dostawy z polskich spółek węglowych, bo coraz częściej korzystają z importu. Przynajmniej jedna spółka kontrolowana przez Skarb Państwa zajmuje się sprowadzaniem i przetwarzaniem rosyjskiego węgla
- czytamy w liście związkowców z WZZ Sierpień 80 do premiera Mateusza Morawieckiego.
Import irytuje tym bardziej, gdy spojrzymy na zwały
Trudno dziwić się związkowcom, że import węgla do Polski tak ich denerwuje. Jak podaje Agencja Rynku Energii, zwały węgla po stronie energetyki to prawie 8,8 mln ton węgla na początku października 2019 r. Ale to nie wszystko. Przecież do tego trzeba jeszcze doliczyć 4,7 mln ton węgla leżącego przy samych kopalniach. My zaś zamiast korzystać z tego węgla i tym samym zmniejszać zwały, generując przy okazji oszczędności - wolimy sprowadzać go z zagranicy.
I chyba rządzący zaczynają powoli dostrzegać problem. Receptą ma być magazyn rezerw węgla, którego powstanie w centralnej części Polski zapowiedziało już Ministerstwo Aktywów Państwowych. Chociaż już dzisiaj wydaje się to niewystarczającą inicjatywą. Zagraniczny węgiel, głównie z Rosji, ciągle jest tańszy od tego wydobywanego nad Wisłą. I nawet największy magazyn tego nie zmieni.
Na razie wybory na prezydenta, więc cicho sza
Z informacji „Rzeczpospolitej” wynika, że kłopoty finansowe mają wszystkie spółki górnicze w naszym kraju. Nie uratowała się przed nimi ani Polska Grupa Górnicza ani Tauron Wydobycie - ta spółka po trzech kwartałach ubiegłego roku miała już 676 mln zł straty operacyjnej. Na większy oddech nie mogą też liczyć u największego producenta węgla koksowego w Europie, czyli w Jastrzębskiej Spółce Węglowej.
Widać to zresztą po pierwszych w tym roku decyzjach zarządu JSW, który postanowił zmniejszyć fundusz stabilizacyjny z 1,86 mld do 1,16 mld zł. Jak czytamy w komunikacie spółki pozyskane w ten sposób środki, czyli 700 mln zł będą wydane „na cele związane z bieżącą działalnością Spółki jak i na realizację działalności inwestycyjnej”.
A jakieś działania w związku z sytuacją w JSW trzeba podjąć. Czekanie z założonymi rękami w sytuacji, kiedy w minionym roku akcje spółki JSW straciły 68 proc. i tym samym z jej kapitalizacji zniknęło ok. 5 mld zł - z pewnością nie jest dobrym pomysłem.
Alternatywą było przesuwanie terminu wypłaty 14. pensji górnikom, co zwyczajowo następuje w lutym. Ale tym razem na przeszkodzie takiemu pomysłowi stanął kalendarz wyborczy. Zmiana terminu dla „czternastek” rozzłościłoby wiele górniczych rodzin, co na kilka miesięcy przed wyborami prezydenckimi nad Wisłą nie za bardzo komukolwiek jest na rękę.